wtorek, 24 grudnia 2019

"Pan Ciemnego Lasu" Lian Hearn - RECENZJA

Kiedy jakiś czas temu sięgałem po pierwszy tom „Opowieści o Shikanoko” - „Cesarza Ośmiu Wysp” Lian Hearn, nie wiedziałem czego spodziewać się po lekturze. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałem się kulturą Japonii ani literaturą opisującą ten kraj, jednak lektura przygód Shikanoko zmieniła wiele w moich poglądach. Niesamowity i baśniowy świat opisany przez Hearn oczarował mnie bardziej niż mogłem przypuszczać a los bohaterów na tyle zaciekawił, że było tylko kwestią czasu nim sięgnę po „Pana Ciemnego Lasu”.

    „Pan Ciemnego Lasu” to drugi tom czteroczęściowej historii zapoczątkowanej w „Cesarzu Ośmiu Wysp” autorstwa Lian Hearn. Akcja rozpoczyna w momencie kiedy po kulminacyjnych wydarzeniach z poprzedniego tomu, Shikanoko postanawia wieść życie wyrzutka. Na skutek pewnych czynników magiczna maska, którą lata wcześniej wykonał dla niego leśny czarodziej, stapia się z twarzą naszego bohatera i zdaje się, że nie ma sposobu aby ją zdjąć.

    Muszę przyznać, że czytając „Pana Ciemnego Lasu” miałem z początku pewne problemy aby rozeznać się w sytuacji i przypomnieć sobie kto jest kim. Czytając poprzedni tom miałem podobne trudności jednak wynikały one wtedy z obcego brzmienia azjatyckich imion i specyficznych zależności w systemie feudalnym. Tym razem główną przyczyną mojego z początku mozolnego brnięcia przez fabułę było to, że choć nie minęło wiele czasu pomiędzy lekturą jednej i drugiej książki to sporo rzeczy zapomniałem. Autorka też jakoś specjalnie nie ułatwia zadania czytelnikowi bo oprócz krótkich aluzji do poprzednich części nie dostarcza więcej wiadomości umożliwiających przypomnienie sobie niektórych wydarzeń czy bohaterów. Jest to świetne w momencie kiedy czytamy części bez przerwy (co też zalecam), jednak w moim wypadku sprawiło mi to małe problemy.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

"Wigilia pełna duchów" - RECENZJA

Już od dłuższego czasu zaobserwowałem, że jakoś umyka mi atmosfera Świąt Bożego Narodzenia. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że z każdym rokiem staje się starszym i pochłoniętym pracą do tego stopnia, że przechodzę obok mrugających ulicznych ozdób obojętnie. Może jest to spowodowane tym, że już w listopadzie z witryn sklepowych machają do mnie Mikołaje w czerwonych strojach. Dlatego też w poszukiwaniu chociaż namiastki Świąt i spodziewając się historii podobnych do słynnej opowieści ze Scrooge'm w roli głównej  (tylko bardziej przerażających) postanowiłem sięgnąć po zbiór dziewiętnastowiecznych opowieści grozy pt. „Wigilia pełna duchów”.

    Nie będę ukrywał, że oprócz nazwiska Arthura Conan Doyle'a  nie znałem twórczości ani nie spotkałem się do tej pory z pozostałymi autorami opowieści tworzących „Wigilię pełną duchów”. Natomiast posiadam w swoim „czytelniczym dorobku” dość pokaźną liczbę przeczytanych zbiorów opowiadań i dlatego doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że z tym rodzajem książek bywa tak jak z pudełkiem czekoladek. Wśród wielu różnorodnych ale i wyśmienitych łakoci możemy zawsze trafić na ten jeden element, który zepsuje smak całości. Jednak jeżeli chodzi o opowiadania zebrane w „Wigilii pełnej duchów” to ciężko mi wskazać to najsłabsze czy najmniej interesujące. Według mnie wszystkie historie trzymają równy i wysoki poziom. I chociaż Conan Doyle należy do moich ulubionych pisarzy i stanowi też dla mnie pewien wyznacznik jakości, to gdyby ktoś zasłonił mi karty tytułowe z nazwiskami autorów poszczególnych opowieści, to nie byłbym w stanie wskazać tej, którą, napisał twórca Sherlocka Holmesa.

    W skład „Wigilii pełnej duchów” wchodzi dwanaście opowiadań. Na podstawie lektury tych tekstów możemy wysnuć wnioski co do tego, co najbardziej działało na wyobraźnię i przerażało Anglików z przełomu XIX i XX wieku. Dość często bowiem w tekstach pojawiają się duchy zmarłych dzieci oraz stare, ponure gmaszyska. O dziwo zdaje się, że większość nabywców tego typu nieruchomości doskonale zdawało sobie sprawę z tego, ze ich dom posiada jakąś mroczną tajemnicę. Mało tego, posiadanie w swoim dworze ducha wydaje się być mile widziane i w dobrym guście wśród śmietanki towarzyskiej.

"Przyjaciel człowieka" Andrzej Pilipiuk - ZAPOWIEDŹ

Oto nadciąga czterech jeźdźców, a każdy ma swoją historię.

Wojna zacznie swoją opowieść od niemożliwego - oto doktor Skórzewski, uniewinniony decyzją samego Hitlera, dołącza do nazistowskiej ekspedycji naukowej.

Zaraza szepnie Ci do ucha, jak pozostawiła po sobie tylko zgliszcza starego świata, na których wbrew wszystkiemu wyrasta coś nowego. Bo trudniej jest złamać ludzkiego ducha, niż unicestwić ciało.

Głód pokaże Ci swoje nieoczywiste oblicze. Bo głód wiedzy, tak samo jak głód jedzenia, potrafi zmusić człowieka do szalonych kroków.

Śmierć przypomni Ci, że żywi nie powinni zbliżać się do świata zmarłych, bo za przekroczenie cienkiej granicy przyjdzie im słono zapłacić.

Cztery opowiadania - cztery portrety ludzkiej natury.

PREMIERA: 15 stycznia 2020

czwartek, 28 listopada 2019

"Taniec ze Smokami " cz.2 George R.R. Martin - RECENZJA

Parę tygodni temu za punkt honoru obrałem sobie, że do końca tego roku ukończę czytać wszystkie rozpoczęte przeze mnie cykle. Dlatego też po ukończeniu pierwszego tomu „Tańca ze Smokami” Martina, nie ociągałem się zbyt długo z sięgnięciem po drugą część „Tańca”.

    Po odłożeniu pierwszej części, piątego tomu Pieśni Lodu i Ognia, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Marin pisząc „Nawałnicę Mieczy” (według mnie najlepszą część cyklu) postawił sobie poprzeczkę tak wysoko, że teraz nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań swoich czytelników. Jednak to co działo się w pierwszym tomie „Tańca ze Smokami” okazało się tylko rozgrzewką przed tym co czekało na mnie w drugiej części.

    Fabuła „Tańca ze Smokami” parę razy mnie zaskoczyła i chociaż wydawało mi się, że nie może dojść już do zbyt wielu roszad w grze o tron to okazało się po raz kolejny, że Martin potrafi nieźle zamieszać w życiach swoich bohaterów. Patrząc teraz na spokojnie wstecz dochodzę do wniosku, że po przeczytaniu pierwszych tomów, sam za nic  nie wpadłbym na to, którzy bohaterowie pod koniec pozostaną w grze i będą liczyć się  w walce o władzę. 

    To co z pewnością zwraca uwagę w świecie stworzonym przez Martina jest to, że jego bohaterów nie można zakwalifikować do tych dobrych lub tych złych. Każdy z nich bowiem musi dokonywać czynów dobrych jak i tych momentami bardzo złych i okrutnych. Bardzo ciekawie wygląda to jak niektórzy z nich zmieniają się pod wpływem przeżytych wydarzeń i doświadczeń. Takim najbardziej jaskrawym przykładem jest z pewnością postać Theona, złamanego i wręcz ukształtowanego na nowo człowieka.

piątek, 15 listopada 2019

"Więcej upiornych opowieści po zmroku" Alvin Schwartz - RECENZJA

Kiedy sięgałem po pierwszy tom „Upiornych opowieści po zmroku” Alvina Schwartz'a, nie wiedziałem czego się po tej książce spodziewać. Widziałem wcześniej bardzo rozreklamowany zwiastun filmu opartego na twórczości Schwartz'a więc spodziewałem się czegoś niezwykłego. Jednak zamiast przerażającego horroru otrzymałem zbiór historyjek dobrych do opowiadania przy ognisku jednak nie do końca dobrych do czytania przy lampce nocnej.

    Myślę, że większość czytelników choć raz doświadczyła uczucia gdy przeczytana książka pomimo sięgnięcia po inny tytuł wciąż jest „obecna” gdzieś z tyłu głowy. O dziwo coś podobnego spotkało mnie po lekturze „Upiornych”. Miałem wrażenie, że coś mi umknęło. Coś źle zrozumiałem lub odebrałem. Doszedłem do wniosku, że gdyby „Upiorne opowieści” nie były reklamowane jako pierwowzór filmu a  jako przykład zbioru folklorystycznych amerykańskich opowieści grozy, to trafiając do odpowiedniejszej grupy czytelników mogłyby odnieść sukces.

    Po drugi tom serii czyli „Więcej upiornych opowieści po zmroku” sięgałem bardziej świadomy tego czego mogę się po tej krótkiej książce spodziewać. Myślę, że właśnie dlatego ten tom czytało mi się znacznie lepiej niż poprzedni. Jednak należy pamiętać, że to wciąż zbiór opowiadań. A z doświadczenia już wiem, że z wszelkiego rodzaju antologiami bywa tak jak z pudełkiem czekoladek- obok tych przepysznych zawsze mogą się trafić te niedobre.

    Nie ma chyba osoby, która w dzieciństwie czy młodości nie słyszała jakiejś strasznej opowieści czy też miejskiej legendy, która miała miejsce w sąsiedztwie. Przekonałem się o tym na własnej skórze bo praktycznie identyczne historie jak te zatytułowane przez Schwartz'a jako „Pewnego niedzielnego poranka” oraz „Pierścionki na jej palcach” opowiadała mi kiedyś moja... babcia. Czego to dowodzi? Przede wszystkim uniwersalności tego rodzaju opowieści oraz możliwości przenikania się kultur. Przecież większość osadników pochodziła z Europy. Dość intrygujące jest to, że historie te mogą być jeszcze starsze niż wydawało się samemu autorowi.

piątek, 8 listopada 2019

"W domu Robaka" George R.R. Martin - RECENZJA

Nazwisko Georga R.R. Martina kojarzy chyba każdy fan fantastyki. Pisarz ten znany jest przede wszystkim ze swojego cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Parę miesięcy temu przy okazji lektury zbioru opowiadań zatytułowanego „Żeglarze Nocy” miałem okazję przekonać się, że Martin tak samo jak i przy tworzeniu rozległej serii, równie dobrze radzi sobie w tworzeniu zdecydowanie krótszych historii. Dlatego też z zapałem sięgnąłem po kolejną krótką historię pióra Martina - „W domu Robaka”.

    Akcja historii rozpoczyna się w momencie kiedy podczas trwania największego święta, młodzieniec Annelyn zostaje upokorzony na oczach prawie całej społeczności przez mężczyznę zwanego Dawcą Mięsa. Chłopak postanawia nie puścić urazy płazem i planuje zemstę. Nie przypuszcza, że na skutek splotu pewnych wydarzeń dokona przerażającego odkrycia, które na zawsze zmieni jego życie.

    Świat stworzony przez Martina z pewnością nie napawa optymizmem. Planeta, na której dzieje się akcja „W domu Robaka” w zasadzie może być wszędzie. Mogła to być jakaś placówka eksperymentalna ale i również może to być wizja naszej planety w dalekiej przyszłości. Słońce, które ogrzewa ten świat jest już praktycznie obumarłe. Osiągnęło takie rozmiary, że gołym okiem można zobaczyć olbrzymie połacie zastygłej lawy na jego powierzchni. W związku z tym istoty zamieszkujące ten świat zostały zmuszone aby zejść pod jego powierzchnię a między dwoma głównymi rasami panuje nienawiść. Życie można stracić w każdej chwili zwłaszcza, że jedne istoty żywią się mięsem konkurencyjnej rasy.

środa, 6 listopada 2019

"1632" Eric Flint - RECENZJA

Chwile kiedy namiętnie czytywałem powieści opisujące alternatywną wizję historii świata minęły już jakiś czas temu. Zwłaszcza okres liceum był momentem gdy z zaciekawieniem odkrywałem ten gatunek. Do dzisiaj bardzo dobrze wspominam chociażby „Krzyżacki poker” Spychalskiego czy opowiadania Ziemiańskiego i Pilipiuka. Potem nastąpił bardzo długi okres przerwy kiedy to praktycznie całą swoją uwagę poświęciłem na fantasy i science- fiction. Dlatego kiedy zobaczyłem, że nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukaże się „1632” Erica Flint'a i jest to powieść z gatunku fantastyki alternatywnej postanowiłem sprawdzić czy gatunek ten będzie w stanie mnie jeszcze urzec.

    Akcja powieści rozpoczyna się w małym miasteczku Grantville w Wirginii Zachodniej kiedy to uroczystości ślubne siostry głównego bohatera- Mike'a Stearnsa przerywa niespotykane zjawisko atmosferyczne. Gdy skonsternowani goście weselni dochodzą do siebie postanawiają wyruszyć na rekonesans. Po pewnym czasie okazuje się, że zjawisko zwane później „Ognistym Kręgiem” przenosi całe miasto w czasie do siedemnastowiecznych Niemiec w sam środek jednego z najbardziej krwawych konfliktów zbrojnych w historii Europy.

    Od momentu przeczytania przeze mnie „1632” Erica Flint'a do chwili kiedy usiadłem do pisania recenzji tej powieści musiało upłynąć parę dni. Potrzebowałem czasu aby zebrać w spokoju wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej książki. Chociaż powieść ta nie należy z pewnością do dzieł o skomplikowanej i trudnej fabule, to nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś inna powieść wywołała u mnie tak ambiwalentne uczucia. 

niedziela, 3 listopada 2019

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" J.K.Rowling

„Harry Potter i Insygnia Śmierci” to siódmy i ostatni tom przygód młodego czarodzieja. Ciężko jest mi uwierzyć, że minął już ponad rok od chwili kiedy postanowiłem sobie ten cykl odświeżyć. Był to fajny czas, Harry przez cały ten okres był obecny gdzieś z tyłu mojej głowy i dawało to pewną namiastkę oczekiwania i ciekawości jaką odczuwałem lata temu. Jeśli chcielibyście odbyć wraz ze mną sentymentalną podróż do czasów „Potteromanii” zachęcam do zapoznania się z moimi wcześniejszymi tekstami o „Kamieniu Filozoficznym”, „Komnacie Tajemnic”, „Więźniu Azkabanu”, „Czarze Ognia”, „Zakonie Feniksa” oraz „Księciu Półkrwi”.

    Muszę przyznać, że „Insygnia Śmierci” to książka najmniej przeze mnie znana jeżeli chodzi o przygody Harrego. Poprzednie powieści czytałem po kilka razy, natomiast „Insygnia” przeczytałem tylko raz. Dlaczego tak się stało?

    Na ostatni tom, zamykający losy Harrego Pottera czekałem ze zniecierpliwieniem, Jednak pamiętam, że kiedy już trzymałem książkę w rękach i zacząłem po raz pierwszy poznawać jej treść to bardzo długo nie mogłem się wciągnąć w fabułę. Miałem wrażenie jakby cały świat opisywany przez Rowling stał się dla mnie obcym miejscem. Wydaje mi się, że jednym z głównych tego powodów było to, że pomimo tego iż na zakończenie cyklu czekało się od lat, to jednak podświadomie wielu czytelników (w tym i ja) nie chciało, żeby ta przygoda dobiegła końca.

    Nie ukrywam, że „Insygnia Śmierci” trochę mnie rozczarowały i po latach również mogę to potwierdzić. Nowością jest to, że przez większy czas akcja powieści toczy się poza murami Hogwartu. Tak, zdaję sobie sprawę, że Potterowi powierzono zadanie odnalezienia horkrusów i ciężko byłoby mu je wykonać nie ruszając się ze szkoły, jednak to właśnie między innymi niezwykła i magiczna atmosfera Zamku dodawała poprzednim częściom uroku.
   

"Stróże 2: Brudnopis Boga" Jakub Ćwiek - ZAPOWIEDŹ

Czy pozornie spokojne anioły mogą mieć na koncie diablo interesujące historie? I to wiele!
 
Archiwa Wydziału Interwencyjnego Nadzoru Anielskiego aż trzeszczą od zagadkowych wydarzeń z różnych krańców świata. Od nadmorskiego kurortu skrywającego przerażający sekret po miasto stworzone dla zabawy bogatych – wszędzie łopoczą anielskie skrzydła. Zwykle niosą wybawienie, ale czasem ich podmuch oznacza śmierć.
 
W tym tomie poznacie początki WINY i wspaniałej, choć szorstkiej przyjaźni Butcha i Zadry. Dowiecie się również, za co jedno z indiańskich plemion nienawidzi skrzydlatych. Oczywiście po raz kolejny zjawi się Kłamca – w samą porę, by namieszać jak jeszcze nigdy wcześniej!
 
 
PREMIERA: 13 listopada 2019

środa, 9 października 2019

"Wielkie Polowanie" Robert Jordan - RECENZJA

Kiedy w maju skończyłem czytać pierwszy tom cyklu „Koło Czasu” Roberta Jordana tj. „Oko Świata” to ze zniecierpliwieniem oczekiwałem jakichkolwiek wieści o możliwości wznowienia pozostałych części tej serii. Dlatego też z wielką radością powitałem wiadomość o tym, że w niewielkim odstępie czasu ukaże się „Wielkie Polowanie”. Dlatego też nie zwlekałem zbyt długo i od razu sięgnąłem po wyczekiwaną przeze mnie powieść.

    „Wielkie Polowanie” zaczyna się w momencie kiedy nasi bohaterowie po potyczce pod Okiem Świata przebywają w niezwykłym mieście – Fal Dara. Chwilowy spokój burzy niespodziewane pojawienie się najwyższej Aes Sedai czyli Zasiadającej na Tronie Amyrlin. Jakby tego było mało miasto zostaje nocą zaatakowane przez oddział trolloków. W powstałym zamieszaniu  ucieka niebezpieczny więzień oraz zostaje skradziony potężny, magiczny artefakt jakim jest Róg Valere. Rand al'Thor wraz ze swoimi przyjaciółmi wyrusza w pościg za oddalającymi się zbiegami. 

    Co tu dużo mówić: świat stworzony przez Jordana pochłonął mnie całkowicie. Chociaż „Wielkie Polowanie” bywa momentami nierówne to w przeważającej części nie potrafiłem oderwać się od lektury. Największym atutem (podobnie jak było to w przypadku „Oka Świata”) było dla mnie wrażenie, że świat opisywany przez Jordana został przez niego wcześniej dokładnie przemyślany. Nie miałem wrażenia przypadkowości oraz tworzenia miejsc i ich historii równolegle z toczącą się fabułą. Tutaj świat istniał jeszcze przed wydarzeniami opisywanymi w cyklu.

    W „Wielkim Polowaniu” pojawia się jeszcze więcej wątków. Część tajemnic zostaje rozwikłana ale w zamian pojawiają się nowe a drogi naszych bohaterów na pewien czas rozdzielają się. Jordan dużo miejsca poświęca Aes Sedai. Wiele dowiadujemy się o istocie ich mocy oraz metodach kształcenia nowych adeptek. Całe zgromadzenie bardzo przypomina zakon z różnego rodzaju stopniami wtajemniczenia a nowicjuszki muszą przejść drogę pełną wyrzeczeń i cierpień duchowych, żeby móc nosić miano Sedai.

"Miłość bogów" Rafał Dębski - ZAPOWIEDŹ

Po niespełna trzydziestu latach od krwawego buntu palatyna Awdańca kraj znów pogrąża się w wojnie domowej. Tym razem młodsi bracia powstają przeciwko seniorowi i zmuszają go do ucieczki. 

Władysław, zwany później Wygnańcem, znajduje schronienie w Saksonii. Lecz nie dane mu jest zaznać spokoju. Krew i cierpienia, którymi w przeszłości nasiąkła ta ziemia wracają, aby upomnieć się o swoje. 

Siły ciemności budzą strzygi, wilkołaki i inne potwory, wlewają w zmarłych upiorne pozory życia. Nadchodzi czas próby. Próby miłości bogów do ludzi i ludzi do siebie nawzajem. A może chodzi jeszcze o coś więcej?



PREMIERA: 25 października 2019

"Bramy ze złota t.3. Zmierzch bogów" Michał Gołkowski - ZAPOWIEDŹ

Wojna!

Mury Konstantynopola jęczą pod naporem machin oblężniczych emira Maslamy, pchanego do walki przez ambicję, zemstę i honor. Atak za atakiem rozbija się o niezdobyte umocnienia... Jednak prawdziwe zagrożenie rodzi się w ciemnych zaułkach miasta i złotych salach pałacu cesarskiego.

Pośród chaosu walk, mozaiki intryg i pełnych zwątpienia spojrzeń jest jeden człowiek, który nie potrzebuje już ani wiary, ani nadziei - ponieważ ten człowiek wie.

Teraz, kiedy Zahred wie, że został dostrzeżony, nie cofnie się już przed niczym... Dosłownie niczym.

Wojownicy ostrzą miecze i topory, szykując się do bitwy, która zadecyduje o losach kontynentu, a może i świata.

Teraz nie ma już odwrotu, bo los został eony temu zapisany w gwiazdach.

Nadchodzi ostatnia walka, zbliża się Ragnarok - Zmierzch Bogów.

PREMIERA: 13 listopada 2019

poniedziałek, 30 września 2019

"Dom z liści" Mark Z. Danielewski - RECENZJA


  Na dzień kiedy nakładem wydawnictwa MAG ukaże się "Dom z Liści" Marka Danielewskiego czekałem od chwili kiedy po raz pierwszy przeczytałem o tej książce na jednym z portali internetowych. Kiedy tylko powieść pojawiła się na półkach księgarń od razu ją kupiłem. Jednak wiedząc, że lektura "Domu z Liści" jest wymagająca, chciałem zmierzyć się z nią w okresie kiedy będę miał dość czasu aby nie gnając "na łeb i na szyję" móc raczyć się książką niczym wykwintnym daniem. Od momentu zakupu minęły już trzy lata i doszedłem do wniosku, że chyba najwyższy czas podjąć wyzwanie i zmierzyć się z książką, która od tylu lat zbierała kurz w mojej  biblioteczce.

    Johnny Wagabunda - pracownik salonu tatuażu nie zdaje sobie sprawy, że telefon od przyjaciela Lude'a na zawsze zmieni jego życie. Dzięki niemu Johnny wchodzi w posiadanie notatek tajemniczego starca o imieniu Zampanó. Mężczyzna ten ostatnie lata swojego życia spędził na wnikliwej analizie filmu autorstwa reportera Willa Navidsona, który to po przeprowadzce wraz z rodziną do nowego domu jest świadkiem tajemniczych wydarzeń. Czy Johnny będzie w stanie rozwikłać zagadkę domu przy Ash Tree Lane?

    Nie sposób pisać swojej opinii o "Domie z Liści" Danielewskiego nie zaczynając od niezwykłości tej książki. Autor stworzył książkę nieszablonową o strukturze, która dla wielu czytelników z pewnością będzie stanowiła pewne novum. Mamy tu do czynienia z  fragmentami zapisków Zampanó, gdzie wielokrotnie na marginesach znajdują się luźne komentarze starca, do tego olbrzymia ilość przypisów jeszcze dogłębniej przybliża świat stworzony przez Danielewskiego. Dodajmy jeszcze do tego wszystkiego komentarz wspomnianego już Wagabundy (również w formie przypisu) oraz ponad sto stron dodatków a otrzymamy książkę, która potrafi swoją złożoną konstrukcją odstraszyć niejednego czytelnika. Faktem jest, że lektura "Domu z Liści" angażuje czytelnika zdecydowanie bardziej niż jakakolwiek inna powieść. Wraz z szelestem przerzucanych stron i coraz większym "wgryzaniem" się w fabułę ma się wrażenie jakby samemu brało się udział w porządkowaniu i badaniu zapisków Zampanó - a to uczucie dość niezwykłe.

wtorek, 24 września 2019

"Zimowe Nawiedzenie" Dan Simmons - RECENZJA

Są pisarze, po których książki sięga się w ciemno. Do takich twórców należy Dan Simmons. Już samo jego nazwisko jest wyznacznikiem jakości a dodajmy do tego olbrzymią wszechstronność tego twórcy, który nie ogranicza się tylko do jednego gatunku a otrzymamy obietnicę niezwykłej przygody. Dlatego też nie trzeba było mnie namawiać abym sięgnął po „Zimowe nawiedzenie”. Tą książkę po prostu musiałem poznać.

    „Zimowe nawiedzenie” to kontynuacja losów jednego z głównych bohaterów „Letniej Nocy” - Dale'a Stewarta, który po czterdziestu latach postanawia wrócić do Elm Heaven aby poukładać swoje roztrzaskane życie i w spokoju skupić się na tworzeniu nowej powieści. Jednak demony przeszłości nie dadzą mu o sobie zapomnieć.

    „Zimowe nawiedzenie” to dzieło skierowane do bardziej dojrzałego czytelnika niż „Letnia Noc”. Już sam klimat powieści jest według mnie o wiele cięższy. Dale, który stał się nie tylko szanowanym wykładowcą i twórcą ale i mężem oraz ojcem dwóch córek, wdaje się w romans ze swoją studentką. Jak można łatwo się domyślić, kiedy nasz bohater zostawia swoją rodzinę, naszego bohatera zostawia studentka. Dlatego też doznaje on załamania nerwowego i podejmuje nieudaną próbę samobójczą. Atmosferę grozy i niepokoju potęguje fakt, że mężczyzna decyduje się zamieszkać w domu swojego zamordowanego przyjaciela Duane'a. Myślę, że mało kto zdecydowałby się na taki krok. Zwłaszcza, że sam dom z zablokowanym i nie otwieranym przez lata wejściem na piętro nie wydaje się być miejscem bezpiecznym.

"1632" Eric Flint - ZAPOWIEDŹ

Klasyczna powieść z fantastyki alternatywnej, w której współcześni bohaterowie przenoszą się w czasy okrutnej wojny trzydziestoletniej

Rok 1632. Sytuacja w północnych Niemczech jest tragiczna. Głód. Zaraza. Wojna religijna pustosząca miasta. Jedynie arystokracji udało się wyjść z tego niemal bez szwanku; dla chłopów śmierć jest niczym dar od Boga.
Rok 2000. Sytuacja w miasteczku Grantville w Wirginii Zachodniej jest świetna. Na ślub siostry Mike'a Stearnsa przybyło mnóstwo ludzi, w tym członkowie miejscowej sekcji Amerykańskiego Stowarzyszenia Górników. Zabawa trwa w najlepsze...

I NAGLE WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA...

Gdy opada kurz, Mike rusza na czele grupy uzbrojonych górników, żeby sprawdzić, co się stało. Okazuje się, że drogę prowadzącą do miasteczka przecięto niczym mieczem. Po drugiej stronie rozgrywa się iście piekielna scena: mężczyzna wisi przybity do drzwi chaty, a banda ludzi w stalowych pancerzach napastuje jego żonę. Mike i jego ludzie wiedzą, co muszą zrobić. Wolność i sprawiedliwość w amerykańskim stylu wkracza w sam środek wojny trzydziestoletniej...

PREMIERA: 15 października 2019

środa, 28 sierpnia 2019

"Upiorne opowieści po zmroku" Alvin Schwartz - RECENZJA

Chociaż uważam się za doświadczonego czytelnika, który na swoim koncie ma już kilkaset przeczytanych książek to wciąż mam poważne braki jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju powieści grozy czy horrory. Dopiero niedawno zacząłem poznawać dorobek literacki takich klasyków jak chociażby King. Dlatego też kiedy ujrzałem okładkę „Upiornych opowieści po zmroku” Alvina Schwartza postanowiłem sięgnąć po tę książkę.

    Jak już wspomniałem przed chwilą to właśnie okładka pełniła decydującą rolę przy moim wyborze zbioru Schwartza. Kojarzyła mi się przede wszystkim z głośno reklamowanym filmem o tym samym tytule. Świetne zwiastuny ekranizacji i opis na końcu książki zapowiadał doskonałą lekturę. Jednak kiedy „Upiorne opowieści po zmroku” dotarły do mnie, pierwszym co mnie zaskoczyło było to, że książeczka liczy trochę ponad sto stron. Drugim zaskoczeniem było to, że w zasadzie książka jest po trosze poradnikiem straszenia i opis tego dzieła trochę rozmija się z rzeczywistością. Jednak czy jest to rzeczywiście minusem?

    Alvin Schwartz jako badacz folkloru zebrał najczęściej opowiadane przez osadników historie. Myślę, że każdy z nas przebywając w jakiejś miejscowości musiał prędzej czy później spotkać się z jakąś miejską legendą czy też niesamowitą opowieścią o nadprzyrodzonych bytach. Sam słyszałem wiele takich opowieści a jednym ze źródeł wiedzy na ten temat była moja babcia, która opowiadała przerażające historie o duchach, które z kolei sama słyszała w dzieciństwie od swojego dziadka.

niedziela, 25 sierpnia 2019

"Karpie bijem" Andrzej Pilipiuk - RECENZJA

Muszę przyznać, że dawno tak nie ucieszyłem się na wiadomość o premierze książki jak w chwili kiedy dowiedziałem się, że ukaże się kolejny tom przygód Jakuba Wędrowycza. Postać wiejskiego egzorcysty amatora i bimbrownika w jednym, darzę bowiem szczególną sympatią a sam autor – Andrzej Pilipiuk, należy do grona moich ulubionych polskich pisarzy.

    Biorąc do ręki „Karpie bijem” kierowałem się przede wszystkim sentymentem i nie spodziewałem się zbyt wiele po najnowszym zbiorze przygód Wędrowycza. Uważam, że od czasów „Wieszać każdy może” historie o tym egzorcyście stają się coraz słabsze. Jednak „Konan Destylator” pozwalał mieć choć cień nadziei, że wszystko powoli zaczyna wracać na właściwe tory.

    „Karpie bijem” to porcja kolejnych przygód Jakuba oraz jego druha Semena. Nie będę tutaj streszczał poszczególnych historii bo nie o to mi chodzi. Jednak muszę przyznać, że po lekturze zbioru jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewałem się aż tak dobrych opowiadań. Dawno nie było tak, żebym czytając o perypetiach Wędrowycza śmiał się na głos a już zupełnie nie pamiętam kiedy ostatnio czytałem komuś na głos fragmenty jego przygód a mój interlokutor śmiał się razem ze mną z absurdalnych sytuacji opisanych przez Pilipiuka.

"Gniew Imperium" Brian McClellan - ZAPOWIEDŹ

Trwa wojna, w której wszystkie strony walczą o najcenniejsze z trofeów-broń ostateczną.

W kraju wrze. Nieprzyjaciel okupuje stolicę. Pół miliona uciekinierów szuka bezpieczeństwa na pograniczu. Osłaniają ich najemnicy Lady Krzemień, ale przed wojną nie ma łatwej ucieczki i choćbyś nie wiem jak się starał, bitwa może dogonić cię w chwili, gdy jesteś do niej nieprzygotowany.

Ben Styke buduje swą prywatną armię. Wciela do wojska każdego zdolnego do walki. Ma jeden cel: znaleźć starożytny artefakt dzięki któremu, być może, odmienią się losy wojny.

Oto dalszy ciąg wybuchowego cyklu fantasy, którego pierwszy tom Brandon Sanderson nazwał: „po prostu zdumiewającym”.


PREMIERA: 27 września 2019

wtorek, 30 lipca 2019

"Harry Potter i Książę Półkrwi" J.K. Rowling

    "Harry Potter i Książę Półkrwi" to już szósty tom kultowego cyklu autorstwa J.K Rowling. Minął już rok od chwili kiedy na początku zeszłego roku postanowiłem aby wybrać się w sentymentalną podróż do czasów gdy poznawałem losy Harrego. Dlatego aby móc w pełni odbyć wraz ze mną podróż w czasie, polecam Waszej uwadze moje wcześniejsze teksty o "Kamieniu Filozoficznym", "Komnacie Tajemnic", "Więźniu Azkabanu", "Czarze Ognia" oraz "Zakonie Feniksa".

 
  Kiedy teraz siedząc wygodnie w fotelu wracam myślami w przeszłość to zdaje sobie sprawę, że chyba nie było bardziej oczekiwanej przeze mnie książki o Potterze niż "Książę Półkrwi". Pamiętam jakby to było dzisiaj, olbrzymi zegar na stronie internetowej wydawcy odmierzający czas pozostały do premiery. Mało tego, grono moich ówczesnych szkolnych znajomych również nie mogło doczekać się dnia premiery. Na szkolnych korytarzach bardzo często dyskutowało się o swoich przypuszczeniach co do dalszych losów bohaterów.

    Myślę, że podobne uczucia towarzyszyły większości młodzieży a czarę przelał fakt, że na bodajże dwa miesiące przed ukazaniem się "Księcia Półkrwi" w internecie zaczęło krążyć jego amatorskie tłumaczenie.  Sam jednak po tą wersję nie sięgnąłem gdyż gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że być może jest to fanowska wizja dalszych przygód Pottera a nie rzeczywiste tłumaczenie książki napisanej przez Rowling. Jak się później okazało myliłem się i wersja krążąca w sieci była praktycznie identyczna z tą ostateczną - papierową.

   Wtedy to też stałem się na długi czas wiernym klientem małej, osiedlowej księgarni. Otóż wyobraźcie sobie moje zdumienie kiedy przechodząc obok niej, ponad tydzień przed oficjalną datą premiery "Harrego Pottera i Księcia Półkrwi" zobaczyłem plakat, że książka jest już u nich w sprzedaży. Poczułem się tak jakby drugi raz w roku ogłoszono Boże Narodzenie. 

sobota, 13 lipca 2019

"Taniec ze Smokami cz.1" George R.R. Martin - RECENZJA

  Od chwili ukończenia przeze mnie obu części "Uczty dla Wron" musiało minąć kilka miesięcy nim zdecydowałem się sięgnąć po pierwszy tom "Tańca ze Smokami". Na moją zwłokę z lekturą kolejnej części Pieśni Lodu i Ognia z pewnością miało wpływ rozczarowanie jakie czułem po skończeniu poprzedniego tomu. Natomiast fakt ukończenia przez producentów serialowej adaptacji cyklu i ogrom spoilerów pojawiających się w zasadzie na każdym kroku w sieci spowodował, że postanowiłem szybciej niż pierwotnie zamierzałem sięgnąć po "Taniec".  Czy było warto? 

   W "Tańcu ze Smokami" Martin przede wszystkim skupia się na wątkach i bohaterach, dla których zabrakło miejsca w "Uczcie". Mamy więc możliwość poznać dalsze losy Jona, Tyriona czy Dan. Fakt pojawienia się tych postaci był dla mnie ogromnym atutem "Tańca". Uważam bowiem, że ich wątki  są najciekawszymi i mogą  być przełomowymi dla całej historii. Warto również wiedzieć, że Martin troszkę cofa się w czasie i "Taniec" nie jest tylko i wyłącznie kontynuacją poprzedniego tomu. Część historii ma miejsce równolegle z tymi, które toczą się w "Uczcie dla Wron" jak chociażby wydarzenia decydujące o podróży Sama. 

    Martin bardzo dużo miejsca poświęca południowym królestwom oraz rewolucji, która ma miejsce na ich terenach. Autor również ciekawie prezentuje skutki zniesienia niewolnictwa. Z pozoru ruch ten powinien budzić radość i poprawę bytu tysiącom ludzi. Jednak po pierwszej fali euforii pojawia się coraz więcej wątpliwości. Byli niewolnicy nie potrafią odnaleźć się w świecie. Pozbawieni opieki Panów i ich kontaktów nawet najlepiej wykwalifikowani rzemieślnicy nie mają za co żyć. Towar nie jest sprzedawany bo brakuje na niego odbiorców. Pojawiają się również rzesze bezdomnych, którzy wcześniej parali się mniej istotnymi zajęciami, na które obecnie nie ma popytu. Zaczyna brakować żywności, szerzą się choroby. Z tym wszystkim musi zmierzyć się królowa, którą podwładni traktują jak matkę. 

"Westerplatte" Jacek Komuda - ZAPOWIEDŹ

Westerplatte, Wolne Miasto Gdańsk,  1 września 1939, godzina 5:32.

Po krótkiej, półgodzinnej walce, kapituluje polska składnica tranzytowa, zdobyta z zaskoczenia przez niemiecką kompanię szturmową wspieraną ostrzałem pancernika Schleswig-Holstein. Ostatnia placówka potwierdzająca prawa Rzeczypospolitej do Gdańska okazuje się bardzo łatwą zdobyczą. Żołnierze są nieprzygotowani do obrony, dowódcy brak woli walki. Sprzeczne rozkazy łamią morale załogi w pierwszych chwilach wojny. Nad koszarami zawisa złowrogi sztandar ze swastyką. Niemcy świętują szybkie przyłączenie Gdańska do Rzeszy…

Tak wyglądałaby historia obrony Westerplatte, miejsca gdzie zaczęła się II wojna światowa, gdyby nie dramatyczne decyzje i rozkazy wydane przez jednego z dowódców, który wbrew wszystkim zdecydował się walczyć. Gdyby nie poświęcenie i krwawy trud jego żołnierzy, którzy bez rozkazów zdecydowali się pozostać na stanowiskach, aby przywitać Niemców seriami kul zamiast białych flag. Załogi składnicy, jaka w nieludzkim wysiłku, łamiąc rozkazy, buntując się i stawiając desperacki opór, postanowiła za wszelką cenę bronić ostatniego skrawka polskiego wybrzeża w Gdańsku.

Oto książka o żołnierzach z Westerplatte. Powieść historyczna oparta na najnowszych pracach historycznych odsłaniających dramatyczne i nieznane tajemnice siedmiodniowej, bohaterskiej obrony Składnicy Tranzytowej w Gdańsku. Miejsca, gdzie padły pierwsze strzały rozpoczynające II wojnę światową. Miejsca szczególnego dla wszystkich Polaków; gdzie żołnierz polski pokazał, że honor i godność nie mają ceny, a Niemcy słono zapłacili za swoją butę i pewność siebie.

piątek, 21 czerwca 2019

"Stalowe Szczury: Błoto" Michał Gołkowski - RECENZJA


  Mam słabość do rodzimych twórców fantastyki. Praktycznie przez całe liceum towarzyszyli mi tacy pisarze jak Grzędowicz, Pilipiuk, Ziemiański czy Piekara. Do chwil kiedy po raz pierwszy zapoznawałem się z ich twórczością wracam w myślach z sentymentem. Moim jednym z ostatnich "odkryć" jeśli chodzi o rodzimych autorów jest Michał Gołkowski. Po bardzo wciągającym i zaskakującym "Komorniku" postanowiłem sięgnąć po pierwszy tom serii "Stalowe Szczury".

    Gołkowski tym razem wrzuca swojego czytelnika do okopów I Wojny Światowej. Już od pierwszych stron musimy wraz z kompanią karną uderzać na francuskie stanowiska. Nie ma zbędnych wstępów i opisów. Czytelnik czuje się jak świeży rekrut, wyrwany ze spokojnych, rodzinnych stron i wrzucony nagle do pełnej śmierci i błota areny wojny. Fakt, że wizja Wielkiej Wojny Gołkowskiego różni się od tej znanej z historii ( nie kończy się w 1918 roku a trwa dalej) jednak dla mnie istotne jest to, że w ogóle temat tego konfliktu się pojawił. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że o I Wojnie Światowej bardzo mało się mówi. Jest pewien niedobór powieści, które skupiałyby się na tym okresie w historii świata. Fakt, że Polska jako państwo nie mogła brać udziału w walkach, jednak Polacy byli wcielani do wojsk zaborców i byli obecni w większości ważnych starć tej wojny. Poza tym gdyby nie Wielka Wojna i rozstrzygnięcia w traktatach pokojowych Polska jeszcze długo mogłaby się nie pojawić na mapie Europy. Dlatego dobrze, że Gołkowski zainteresował się tym zagadnieniem i być może dzięki "Stalowym Szczurom" więcej ludzi zacznie pogłębiać swoją wiedzę o I Wojnie Światowej.

     Jednym z największych atutów "Stalowych Szczurów" są z pewnością bohaterowie. Gołkowski tworzy grupę ludzi wchodzących w skład kompanii, którzy pomimo tego, że są bardzo wyrazistymi indywidualnościami tworzą karny zespół, trzymany w ryzach przez charyzmatycznego kapitana. Za każdą z postaci stoi jakaś historia i przeżycie, które zdeterminowało jej dalsze losy. Chociaż z pozoru wydaje się, że możemy danego bohatera opisać w kilku słowach, to wraz z kolejnymi stronami okazuje się, że noszona przez niego maska skrywa innego człowieka.

"Gambit Wielopolskiego" Adam Przechrzta - ZAPOWIEDŹ

Dwudziesty drugi wiek. Cesarstwo rosyjskie znajduje się u szczytu potęgi. I nic dziwnego: w tej rzeczywistości nie było powstania styczniowego ani wojen światowych. Za to od czasu do czasu pojawiają się jokerzy – charyzmatyczne jednostki zdolne zmienić bieg historii.

Sztabskapitan Czachowski, były buntownik i terrorysta, otrzymuje zadanie przeciągnięcia na stronę caratu jednego z nich. Sam od pewnego czasu uważany jest za pretorianina imperium, choć niektórzy mają wątpliwości, czy rzeczywiście i do końca wyrzekł się dawnych poglądów.

Jednak sprawa nie jest prosta: jego cel znajduje się w nadgranicznej stanicy, a wrogowie Rosji mają swoje plany...



PREMIERA: 14 sierpnia 2019

sobota, 1 czerwca 2019

"Autostopem przez galaktykę" Douglas Adams - RECENZJA


  Są takie książki, które pomimo upływu lat wciąż sprawiają, że kolejne pokolenia czytelników bez wahania po nie sięgają. Myślę, że każdy uważający się za fana science fiction chociaż raz w swoim życiu musiał usłyszeć o "Autostopie przez Galaktykę" Douglasa Adamsa. Książka ta znajduje się w niezliczonej ilości list i rankingów, które zawierają powieści istotne dla gatunku oraz takie, bez których znajomości ciężko obiektywnie spojrzeć na współczesną literaturę. Dlatego i ja postanowiłem, że sięgnę po to kultowe już dzieło Adamsa. 

    Na wstępie muszę przyznać, że jestem fanem Monty Pythona. Często oglądałem aż do znudzenia "Latający cyrk" czy też "Monty Python i Święty Graal" oraz "Żywot Briana". Angielski humor, pełen absurdu i często na pierwszy rzut oka dowcipów, które nie powinny nikogo śmieszyć, przypadł mi do gustu. Dlatego też sięgając po "Autostopem przez Galaktykę" spodziewałem się czegoś wyjątkowego. Czego bowiem innego można spodziewać się po autorze będącym scenarzystą kultowych już skeczy? 

    Głównym bohaterem "Autostopu" jest Arthur Dent. Człowiek, który budzi się rano we własnym łóżku nie spodziewając się, że za parę minut będzie toczył zaciekły  bój z buldożerami chcącymi zniszczyć jego dom, a parę godzin później okaże się, że Ziemia leży na trasie kosmicznej autostrady i zostaje skazana na unicestwienie. Główny bohater bardzo przypominał mi słynnego Jasia Fasolę. To ogromny ciamajda mający problem w odnalezieniu się w swoim życiu i otaczającej go rzeczywistości. W pewnym momencie przestaje nawet próbować zrozumieć co się w okół niego dzieje i akceptuje to co go otacza jako coś prawdopodobnego. Kiedy pomyślę o sposobie bycia i zachowaniu Arthura, od razu na myśl przychodzi mi człowiek będący na haju narkotykowym, który z otępieniem przyjmuje swoje wizje jako naturalny element świata.

"Karpie Bijem" - #10 NA MARGINESIE




10 lipca 2019 roku na półki Księgarń trafi książka Karpie bijem, czyli nowy zbiór opowiadań o Jakubie Wędrowyczu autorstwa Andrzeja Pilipiuka. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.
Autorem ilustracji okładkowej jest (tak jak w przypadku wcześniejszych tomów) Andrzej Łaski.

Więcej informacji wkrótce :)

piątek, 24 maja 2019

"Oko Świata" Robert Jordan - RECENZJA

O cyklu Roberta Jordana "Koło Czasu" słyszałem już wiele lat temu. Do zapoznania się z nim zachęcał mnie gorąco mój kolega, który polecił mi wiele świetnych książek i na jego guście zawsze mogłem polegać. Jednak lekturę "Oka Świata" zawsze odkładałem w czasie. Duży wpływ na to miało to, że nie lubię  czytać niedokończonych serii a Jordan tworzył swój cykl ponad dwadzieścia lat i sam nie dożył jego zakończenia. Kiedy już pojawiły się książki wieńczące serię to praktycznie niemożliwe okazało się skompletowanie wcześniejszych tomów i znów zrezygnowałem z "Koła Czasu". Dlatego kiedy nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazało się nowe wydanie "Oka Świata" i mając nadzieję, że pozostałe tomu również doczekają się wznowienia, postanowiłem w końcu poznać historię opowiedzianą przez Jordana. 

    Mieszkańcy małej wioski - Pole Emonda szykują się do obchodów corocznego święta Bel Tine. Tegoroczne święto ma być jeszcze bardziej wyjątkowe. Uroczystości swoją obecnością uświetnić ma zaproszony przez karczmarza bard. Jakby tego było mało wioskę odwiedza para tajemniczych podróżnych. Jak się okazuje jest to preludium zdarzeń do jakich dojdzie wieczorem. Wiejski spokój zostaje zburzony przez atak demonicznych istot zwanych trollokami, na których czele stoi przerażająca istota - Pomor. Na skutek napaści wioskę musi opuścić troje chłopców, za którymi w pogoń ruszają siły ciemności.

     "Koło Czasu" pomimo tego, że jest książką mającą ponad dziewięćset stron, ani razu mnie nie znudziło. Świat stworzony przez Jordana jest ogromny. Strony powieści aż kipią od legendarnych czy też baśniowych istot, różnorodnych ludów, starożytnych miast. Czytelnik ma poczucie, że świat który odwiedza jest stary i ma swoją historię. Z pewnością Jordan poświęcił wiele czasu przed tym nim usiadł do pisania cyklu aby skonstruować świat. Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że cokolwiek jest pozostawione przypadkowi.

    Często spotykałem się w Internecie z zarzutem, że Jordan w "Oku Świata" bardzo wzoruje się na Tolkienie. Owszem przyznaję, że widać pewne podobieństwa: spokojna wieś niczym Hobbiton, bohater zmuszony zmierzyć się ze swoim brzemieniem, mroczne i budzące strach istoty podążające śladem wędrowców. Jednak należy sobie zadać pytanie, jak wiele powieści fantasy nie czerpie z twórczości Tolkiena? Wszak to właśnie ten brytyjski pisarz przez wielu nazywany jest "ojcem gatunku". Tymczasem im dalej zagłębiamy się w "Oko Świata" tym podobieństw jest mniej a coraz więcej pojawia się elementów, które sprawiają, że powieść jest wyjątkowa. Jak chociażby magia.

wtorek, 7 maja 2019

"Cesarz Ośmiu Wysp" Lian Hearn - RECENZJA

Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałem się kulturą i historią Japonii. Dość powiedzieć, że moja wiedza historyczna o tym kraju w zasadzie obejmowała tylko okres II Wojny Światowej, natomiast wiedza o kulturze zaczynała się i kończyła na filmie "Ostatni Samuraj". Jednak od pewnego czasu zaczęło się to zmieniać. Takim motorem napędowym mojego zwiększonego zainteresowania kulturą Japonii była z pewnością gra na PS4 "Yakuza". Zaciekawiony specyficznym kodeksem honorowym głównego bohatera i kolorytem miasta, w którym miała miejsce akcja produkcji postanowiłem bardziej zagłębić się w świat samurajów. 

    "Cesarz Ośmiu Wysp" Lian Hearn musiał czekać prawie dwa lata na mojej półce nim sięgnąłem po niego. Książkę dostałem wtedy w gratisie do większego zamówienia i pewnie gdyby nie to, to nie prędko sam bym po nią sięgnął.  Autorka przenosi czytelnika do czasów będących odpowiednikiem feudalnej Japonii. Poznajemy osieroconego chłopca, który cudem unika próby zabójstwa przez swojego wuja, czającego się na włości odziedziczone przez młodzieńca. Trafia on pod opiekę do leśnego czarodzieja, który korzystając z magii tworzy dla chłopca niezwykłą maskę. 

    Zostałem oczarowany przez niezwykłą, baśniową atmosferę książki. Magia w "Cesarzu Ośmiu Wysp" stanowi istotny element fabuły. Nie jest to jednak magia znana chociażby z "Harry'ego Pottera" gdzie czarodzieje z zapamiętaniem machają różdżkami i walczą w rozbłyskach kolorowego światła. Magia opisana przez Lian Hearn jest subtelna, współgra z naturą a sami czarodzieje są zazwyczaj pustelnikami żyjącymi w odosobnieniu. Pojawiają się również magiczne istoty, znane z mitologii japońskiej co dodaje jeszcze większego smaczku całości. 

"Po piśmie" Jacek Dukaj - ZAPOWIEDŹ

Koniec pisma” i człowiek tracący podmiotowość w nowym dziele Jacka Dukaja.

Intelektualna podróż wokół najbardziej fascynujących zagadnień współczesnej cywilizacji – aż do jej kresu i do kresu człowieka.
Przez ostatnich kilka tysięcy lat pismo, książki i biblioteki były nośnikami i skarbnicami wiedzy. Technologia pisma stworzyła cywilizację człowieka. Myślenie pismem oznacza myślenie symbolami, ideami i kategoriami. Daje bezpośredni dostęp do wnętrza innych: ich emocji, przeżyć i poczucia „ja”. Wyniósłszy tę umiejętność na wyżyny sztuki, w istocie tworzy nasze życie duchowe.

W „Po piśmie” Dukaj pokazuje ludzkość u progu nowej ery. Kolejne technologie bezpośredniego transferu przeżyć– od fonografu do telewizji, internetu i virtual reality – wyprowadzają nas z domeny pisma. Stopniowo, niezauważalnie odzwyczajamy się od człowieka, jakiego znaliśmy z literatury – od podmiotowego „ja”.

Mechanizm «wyzwalania z pisma» napędzają miliardy codziennych wyborów producentów i konsumentów kultury. Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na jutjuba. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry. Nie czytam autobiografii – żyję celebów na Instagramie. Nie czytam wywiadów – słucham, oglądam wywiady. Nie notuję – nagrywam. Nie opisuję – fotografuję”.

    Literatura, filozofia, popkultura, neuronauka i fizyka – zaglądamy za kulisy cywilizacji i odkrywamy, że to nie człowiek posługuje się stworzonymi przez siebie narzędziami, ale to one coraz częściej posługują się człowiekiem.

    Nadchodzą czasy postpiśmienne, gdy miejsce człowieka-podmiotu i jego „ja” zajmują bezpośrednio przekazywane przeżycia.

Czy mogę powiedzieć o sobie: «jestem oglądaniem serialu», «jestem śledzeniem celebów na Instagramie»?”


Człowiek staje się maszyną do przeżywania.

PREMIERA: 15.05.2019

niedziela, 28 kwietnia 2019

"Do Gwiazd" Brandon Sanderson - RECENZJA

    Brandon Sanderson to jeden z najbardziej płodnych pisarzy. Na swoim koncie ma już kilkanaście książek i wciąż tworzy następne. Po raz pierwszy z jego twórczością zetknąłem się kiedy w moje ręce trafiła trylogia "Z Mgły Zrodzonego" i przyznaję, że po jej lekturze byłem usatysfakcjonowany zarówno jeśli chodzi o fabułę jak i wymyślony przez autora system magii. Dlatego też z jeszcze większym zainteresowaniem sięgnąłem po "Do Gwiazd". Książka ta nie należy do gatunku fantasy tylko do science fiction i byłem ciekaw jak Sanderson poradzi sobie w trochę innych klimatach. 

    "Do Gwiazd" to opowieść o losach młodej dziewczyny o imieniu Spensa. Największym jej pragnieniem jest to aby dołączyć do sił powietrznych broniących planetę, na której mieszka. Świat ten jest atakowany przez tajemniczą rasę zwaną Krellami. Dostanie się na kurs pilotażu nie jest wcale takie proste, zwłaszcza jeśli ktoś musi nosić piętno dziecka tchórza. Ojciec głównej bohaterki, podczas jednej z najważniejszych bitew ucieka z pola walki za co zostaje zestrzelony. Dziewczyna postanawia udowodnić wszystkim, że jest w stanie przejść wiele trudności i upokorzeń aby tylko zdobyć odznakę pilota i móc bronić ludzi przed obcą cywilizacją.

    Wszyscy bohaterowie "Do Gwiazd" Sandersona są potomkami załogi olbrzymiego gwiazdolotu "Śmiałego", który z nie do końca wiadomych czytelnikowi powodów musiał lądować na opuszczonej planecie. Osadnicy odkrywają pod powierzchnią całą podziemną bazę, pozostawioną przez wcześniejszych mieszkańców tego świata. Planetę otacza zwarta warstwa złomu a cykl dobowy regulowany jest przez urządzenia zwane świetlikami. Od czasu do czasu zdarza się, że elementy otaczające planetę spadają na jej powierzchnie. Złom bardzo często zawiera cenne surowce ale jego opad może oznaczać inwazję Krellów chcących zniszczyć bazy Śmiałych.

"Ja, Inkwizytor. Przeklęte krainy" Jacek Piekara - ZAPOWIEDŹ

Pierwsza od pięciu lat książka o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie.

Życie warto poświęcać tylko dla Boga. Bo kiedy Bóg woła, to odpowiadam: "jestem!", nie patrząc i nie zważając czy wzywa mnie dla chwały czy dla męczeństwa.

Kraina, gdzie plenią się herezja i pogaństwo, a inkwizytorzy nazywani są "rzymskimi diabłami".

Kraina biednego, otępiałego ludu i toczących wieczne wojny okrutnych książąt.

Kraina niezmierzonych puszcz i mokradeł - królestwa demonów i kolebki czarnej magii.

To tutaj inkwizytor Mordimer Madderdin zawrze chwiejne przymierze z tymi którym nie ufa, których nienawidzi lub którymi pogardza. Uczyni to, by nie stracić życia, miłości oraz nieśmiertelnej duszy.

PREMIERA:  19 czerwca 2019

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

"Niedokończone Opowieści Śródziemia i Numenoru" J.R.R. Tolkien - RECENZJA

Jakoś tak się złożyło, że lektura dzieł Tolkiena kojarzy mi się z okresem późnej jesieni i zimy. To wtedy najlepiej czyta mi się o przygodach chociażby Froda. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Może ma to związek z tym, że w takim okresie  roku po raz pierwszy odkrywałem Śródziemie i doświadczałem magii tego świata? Jednak nowe wydanie "Niedokończonych Opowieści" od Wydawnictwa Zysk ukazało się na progu wiosny więc postanowiłem trochę zmienić swoje przyzwyczajenia i sięgnąć po historie Tolkiena nie czekając aż spadnie pierwszy śnieg. 

"Niedokończone Opowieści Śródziemia i Numenoru" to przede wszystkim zbiór tekstów, które z różnych względów nie weszły w skład "Silmarillionu". Stanowią one doskonały suplement wspomnianego zbioru oraz wyjaśniają i rzucają nowe światło na pewne nieścisłości pojawiające się w "Silmarllionie". Christopher Tolkien (syn autora "Władcy Pierścieni) wykonał mozolną i skrupulatną pracę aby uporządkować stosy notatek genialnego ojca i przedstawić je w sposób czytelny dla odbiorcy. Uwagi Christophera do tekstów swojego taty wiele wyjaśniają i pozwalają spojrzeć z jeszcze większym szacunkiem na dorobek mistrza. 

    "Niedokończone Opowieści" to dla mnie przede wszystkim świetna historia o "Dzieciach Hurina". Ich tragiczny los z pewnością może poruszyć czytelnika. Opowieść ta sięga do motywów znanych z historii literatury jak chociażby "Król Edyp" i próba walki bohaterów z ciążącym nad ich głowami fatum. 

    Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że Tolkien zwykł mawiać, że wcale nie wymyślił Śródziemia tylko je odkrył. Widać to w drobiazgowości jaką autor przykładał do szczegółów. "Niedokończone Opowieści" ukazują jak wielką uwagę poświęcał Tolkien językowi jakim posługiwały się istoty w świecie, o którym pisał. Praktycznie każda nazwa rzeki czy gór ma swój sens i drugie znaczenie w języku elfów. Dzięki "Niedokończonym Opowieściom" możemy zobaczyć, że rzeczywiście Tolkien zachowywał się bardziej jak historyk badający starożytną cywilizację niż jako pisarz wymyślający całość. Nie ma tu miejsca na przypadkowość. Wszystkie wydarzenia i motywacje bohaterów wynikają z czegoś i mają konsekwencje, które czasami wpływają na losy świata. 

piątek, 5 kwietnia 2019

"Harry Potter i Zakon Feniksa" J.K.Rowling

"Harry Potter i Zakon Feniksa" to już piąty tom kultowej serii o "Chłopcu, który przeżył". Pod koniec zeszłego roku postanowiłem odświeżyć sobie trochę serię stworzoną przez Rowling i odbyć sentymentalną podróż do czasów, kiedy po raz pierwszy czytałem książki o Harrym.  Dlatego aby móc w pełni odbyć wraz ze mną podróż w czasie, polecam Waszej uwadze moje wcześniejsze teksty o "Kamieniu Filozoficznym", "Komnacie Tajemnic", "Więźniu Azkabanu" oraz "Czarze Ognia"

    Doskonale pamiętam moment premiery "Zakonu Feniksa". Czy można wyobrazić sobie lepszy czas dla młodego człowieka niż śnieżne ferie zimowe? To właśnie w takim okresie trafił w moje ręce długo wyczekiwany, najgrubszy tom o Harrym. Lekturę miałem okazję zacząć poza wielkim miastem, na małej wsi u moich dziadków. Był to z pewnością magiczny czas, zimy wtedy były zdecydowanie bardziej śnieżne niż te dzisiejsze a noc na wsi zdecydowanie różni się od tej w mieście, w którym światła latarni skutecznie rozświetlają ciemność. 

    "Harry Potter i Zakon Feniksa" tak jak i wcześniejsze tomy serii, rozpoczyna się kiedy w najlepsze trwają wakacje a nasz tytułowy bohater spędza je u wujostwa. Z niecierpliwością i lękiem wsłuchuje się on w doniesienia medialne, daremnie wypatrując paniki związanej z powrotem Voldemorta. Na domiar złego staje się on celem ataku Dementorów a fakt, że dla ratowania życia zmuszony był użyć zaklęcia Patronusa sprawia, że nad Harrym wisi groźba karnego usunięcia z Hogwartu. 

    "Zakon Feniksa" to powieść skierowana do troszkę starszego czytelnika niż chociażby "Kamień Filozoficzny". Sam Harry z dziecka staje się powoli młodzieńcem, który przeżywa pierwsze zauroczenie. Coraz bardziej widoczny staje się dla niego brak ojca, z którym mógłby porozmawiać. Dlatego też tak bardzo odczuwa to, że Dumbledore zaczyna go unikać. 

"Księga Zepsucia" Marcin Podlewski - ZAPOWIEDŹ

Strzeż się! Oto nadchodzi zwycięska Ciemność.

Więzień Malkolm Rudecki czeka na wyrok. Zamordowano mu ciężarną żonę i skrzywdzono córkę, lecz bezlitosny system prawny zamierza skazać go za zabicie morderców. Jego kara będzie większa niż się spodziewa. Przekonany, że wie czym jest prawdziwe zło, trafia do świata, w którym to zło jest prawem. Świata, w którym zatriumfowały siły ciemności.

Witaj na Thei. Witaj w Dark Fantasy.






PREMIERA: 24 kwietnia 2019

poniedziałek, 25 marca 2019

"Na południe od Brazos" Larry McMurtry - RECENZJA

 "Powieść totalna", "Najlepsza książka jaką w życiu czytałem", "Drugi western w historii uhonorowany nagrodą Pulitzera" to tylko kilka z opinii dotyczących powieści Larry'ego McMurtriego- "Na południe od Brazos" z jakimi się spotkałem przed jej lekturą. Zachęcony tekstami recenzentów pełnymi "ochów" i "achów", postanowiłem sam, na własnej skórze przekonać się czy powieść amerykańskiego pisarza wywoła na mnie podobne wrażenia. 

    "Na południe od Brazos" to przede wszystkim opowieść dwóch o emerytowanych żołnierzach zwanych "Ochotnikami z Teksasu", którzy nie mogąc pogodzić się z upływającym czasem i stagnacją dopadającą ich życie postanawiają zgromadzić olbrzymi tabun bydła i pognać je to Montany, która uchodzi za raj dla hodowców rogacizny. Gromadzą oni grupę ludzi i wyruszają w daleką podróż. 

    Muszę przyznać, że westerny darzę olbrzymim sentymentem. Pamiętam jak będąc jeszcze w podstawówce czytałem zeszytowe wydania książek Karola May'a, które pewnego dnia przyniosła mi mama od swojej koleżanki z pracy. To właśnie dzięki niej poznałem m.in. przygody Winnetou, poznałem postać Old Surehand'a czy perypetie Króla Naftowego. Książki te odbiły też na mnie swoje piętno, przez które kojarzyłem cały gatunek przede wszystkim z postaciami rewolwerowców.

    Jakże różny wizerunek kowbojów prezentuje w swojej powieści McMurtry. Prezentuje on bowiem nie zadziornych zabijaków a zwykłych chłopców trudzących się opieką nad bydłem gnanym przez całą Amerykę. Jednak okazuje się, że ich naznaczone niewygodami życie również jest pasjonujące. Autor zwraca uwagę na to jak silna więź łączyła jeźdźca ze swoim wierzchowcem. Niejednokrotnie otoczeni tumanami kurzu musieli ze sobą współpracować instynktownie i to kowboj powierzał swoje życie zwierzęciu, które dosiadał. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...