poniedziałek, 1 czerwca 2020

"Wojna w blasku dnia" Peter V. Brett - RECENZJA

Od chwili gdy przeliczyłem ile książek stanowi mój „stosik hańby” i z przerażeniem poznałem ogromną liczbę kupionych przeze mnie a nieprzeczytanych pozycji, postanowiłem systematycznie czytać zaległe lektury. Do grona tych najdłużej czekających na swoją kolej bezapelacyjnie należy „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a. Dlatego też chwilę po odłożeniu na półkę „Pustynnej Włóczni” sięgnąłem po kolejny tom tej serii czyli „Wojnę w blasku dnia”.

    Po wydarzeniach z poprzedniego tomu i zdobyciu pewnych informacji bohaterowie przygotowują się na zbliżający się nów. To prawdopodobnie wtedy demony przypuszczą atak na Arlena i Jardira aby wyeliminować najgroźniejszych spośród ludzi. Jednak to nie jedyne zmartwienia. Do Zakątka Wybawiciela wkracza polityka w postaci rezydującego księcia oraz Wielkiego Inkwizytora. Z kolei Renna poznaje jeden z sekretów Arlena i chcąc dorównać swojemu narzeczonemu wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę.

    W „Wojnie w blasku dnia” autor poświęca sporo miejsca postaci Inevery. Przez parę rozdziałów akcja cofa się do czasów dzieciństwa tej kobiety. Jest to okazja do poznania metod szkolenia Dama'ting oraz zwyczajów panujących w tym zgromadzeniu. Dowiadujemy się paru ciekawych szczegółów, które rzucają więcej światła i wyjaśniają dlaczego Inevera w pewnych sytuacjach zachowywała się tak a nie inaczej. Z pewnością znajdą się wśród czytelników osoby, którym stosowanie takich retrospektyw może się nie podobać. Jednak poznanie przeszłości tej kobiety jest w pewnym stopniu konieczne aby fabuła mogła toczyć się dalej. 

    „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a z każdym kolejnym tomem staje się lepszy. Chociaż pierwszy tom serii („Malowany Człowiek”) nie oczarował mnie, to od każdej kolejnej części trudno się oderwać. Dużą zaletą „Wojny w blasku dnia” są bohaterowie. Trudno ich nie lubić i nie czuć do nich sympatii. Każdy z nich popełnia jakieś błędy, bywają sytuacje, które ich przerastają. Dzięki temu daleko im do pomnikowych postaci a stają się bardzo zwyczajni i ludzcy.

   

czwartek, 23 kwietnia 2020

"Smok Odrodzony" Robert Jordan - RECENZJA

Od pewnego czasu miałem ogromną ochotę aby przeczytać książkę będącą klasyczną fantasy. Kiedy jakiś czas temu sięgnąłem po „Oko Świata” Roberta Jordana nie spodziewałem się, że cykl „Koło Czasu” aż tak przypadnie mi do gustu. Dlatego też kiedy tylko pojawiła się możliwość poznania dalszych losów Randa i reszty kompanii nie traciłem czasu i od razu sięgnąłem po „Smoka Odrodzonego”.

          „Smok Odrodzony” to kontynuacja wydarzeń z „Wielkiego Polowania”. Rand po uznaniu go za tytułowego Smoka, musi zmierzyć się z ciężarem swojego brzemienia. Cała sytuacja zdaje się go przerażać.Na skutek nękających go snów potajemnie opuszcza obozowisko i udaje się w drogę do miasta o nazwie Łzy. To tam znajduje się magiczny miecz, w którego posiadanie musi wejść. Perrin, Moraine i Land wyruszają w pościg śladem chłopca ale sami muszą mierzyć się z coraz to nowymi przeciwnościami czekających na ich drodze. Egwene i Nyneave wracają do Tar Valon aby kontynuować naukę i uratować życie Mata. Na miejscu Zasiadająca na Tronie zleca dziewczynom wyśledzenie Czarnych Ajah - Aes Sedai będących Sprzymierzeńcami Ciemności.

          „Smoka Odrodzonego” czytało mi się znacznie lepiej niż „Wielkie Polowanie”. Nie jestem w stanie wskazać jakiegoś momentu w powieści, który by mnie nudził co czasami miało miejsce w „Polowaniu”. Jordan po raz kolei ukazuje jak duże znaczenie dla losów jego bohaterów ma sen. To nie tylko okazja do przewidywania przyszłości ale i nawet do stania się ofiarą. Krzywdy doznane niekiedy w snach mają realne skutki w rzeczywistości.

sobota, 4 kwietnia 2020

"Wojownik Altaii" Robert Jordan - RECENZJA


  Robert Jordan to pisarz, o którym musiał słyszeć każdy fan literatury fantasy. Stworzył on bestsellerowy cykl „Koło Czasu”. Całkiem niedawno miałem okazję przeczytać dwa pierwsze tomy otwierające ten monumentalny cykl i idealnie trafił on w mój czytelniczy gust. Kiedy zobaczyłem w zapowiedziach Wydawnictwa Zysk, że w marcu ukaże się polskie wydanie „Wojownika Altaii”  to wiedziałem, że na pewno sięgnę po tą powieść.

          Akcja powieści rozpoczyna sie w momencie kiedy grupa wojowników wywodzących się z koczowniczego plemienia Altaii, przybywa do olbrzymiego miasta - Lanty. Wielowiekowa tradycja nakazuje im stawienie się przed obliczem władczyń tego miasta oraz zapewnie ich o swoich pokojowych zamiarach. Jednak już od samego początku napotykają oni na trudności. Najpierw strażnicy nie chcą ich przepuścić przez bramę miejską a kiedy już udaje im się dostać na salę tronową stają się obiektem drwin i licznych zniewag. Wszystkie znaki wskazują na to, że planowana jest wojna i eksterminacja całego ludu Altaii.

             Głównym bohaterem „Wojownika Altaii” jest Wulfgar. Mężczyzna ten jest przywódcą jednego z plemion Altaii i nosi tytuł lorda. O samym Wulfgarze nie wiemy zbyt wiele. Dostajemy tylko szczątkowe informacje a wiele faktów pozostaje ukrytych, jak chociażby to skąd barbarzyńca prowadzący koczowniczy tryb życia umie czytać i sprawia wrażenie obytego w świecie. Nie sposób nie zauważyć, że Wulfgar bardzo przypomina innego znanego bohatera - Conana. Tajemnicza przeszłość, kobiety lgnące do tego mężczyzny oraz niezwykły hart ducha i siła to tylko kilka cech wspólnych Wulfgara z howardowskim barbarzyńcą. Nie powinno nas to zresztą dziwić,  Jordan ma na swoim koncie parę książek książek opisujących dalsze losy Cymeryjczyka.

"Smok Odrodzony" Robert Jordan - ZAPOWIEDŹ

PORÓWNYWANY DO WŁADCY PIERŚCIENI MONUMENTALNY CYKL FANTASY, KTÓRY POKOCHAŁO
PONAD 40 MILIONÓW CZYTELNIKÓW NA CAŁYM ŚWIECIE
Smok Odrodzony jest dawno już przepowiadanym przywódcą, który uratuje świat (choć jednocześnie zniszczy go), zbawcą, który oszaleje i zabije wszystkich mu bliskich. Teraz rozpoczyna bieg ku swemu przeznaczeniu.

Tylko on jest zdolny do dotknięcia Jedynej Mocy, ale nie potrafi jej kontrolować, nie ma też w swoim otoczeniu
nikogo, kto mógłby go tego nauczyć, gdyż żaden mężczyzna nie potrafi robić tego od trzech tysięcy lat.
Randal'Thor rozumie tylko tyle, że musi stanąć twarzą w twarz z Czarnym... Ale jak?
KOŁO CZASU TOM 3
Na podstawie cyklu serwis Amazon we współpracy z Sony Pictures Television przygotowuje wysokobudżetowy
serial.

PREMIERA: 7 kwietnia 2020


poniedziałek, 2 marca 2020

"Niewidzialny człowiek" Herbert George Wells - ZAPOWIEDŹ

Jedna z najsłynniejszych powieści science fiction o zgubnych skutkach niebezpiecznych naukowych eksperymentów…

Do wiejskiej gospody przybywa mężczyzna w wielkim pilśniowym kapeluszu, od stóp do głów ubrany tak, że nie widać ani centymetra ciała. Nieznajomy jest zziębnięty i pragnie jedynie wynająć ciepły pokój. Prosi też, aby mu nie przeszkadzano, gdyż prowadzi bardzo ważne badania.

Zaintrygowana tajemniczym gościem gospodyni usiłuje dowiedzieć się, kim on jest, skąd przybywa i dlaczego z jego pokoju wydobywają się dziwne dźwięki. Niedługo potem wychodzi na jaw, że mężczyzna to naukowiec, który wynalazł sposób na… niewidzialność, przy okazji sam stając się niedostrzegalnym dla ludzkiego oka. Chciwość i chęć zdobycia profitów przejmują władzę nad jego umysłem do tego stopnia, że nie zawaha się nawet zabić, aby osiągnąć cel…

Niewidzialny człowiek
to jedna z najpopularniejszych książek prekursora nowoczesnej fantastyki Herberta George’a Wellsa, należąca do kanonu powieści fantastycznej i będąca źródłem inspiracji dla wielu współczesnych autorów i filmowych twórców.

Film inspirowany powieścią w reżyserii Leigh Whannella z Elisabeth Moss, gwiazdą Opowieści podręcznej w roli głównej, w kinach w marcu 2020!
KLASYKA LITERATURY SCIENCE FICTION

PREMIERA: 10 marca 2020

wtorek, 25 lutego 2020

"Oprawca boży" Eugeniusz Dębski - RECENZJA

Nie ma zbyt wielu pisarzy, co do których odczuwałbym taki sentyment jaki czuje do twórczości Eugeniusza Dębskiego. To jego książki czytałem kiedy dopiero zaczynałem swoją przygodę z polską fantastyką. Do tej pory z nostalgią wspominam lekturę chociażby „O włos od piwa”, „Śmierci magów z Yara” czy dwutomowej „Krucjaty”. Chociaż książki te nie zbierały może zbyt wysokich ocen to lata temu potrafiły mnie na swój sposób oczarować. Kiedy więc zobaczyłem, że po latach niebytu Pan Dębski wraca do „Fabryki Słów” ze swoją nową książką, to tylko kwestią czasu pozostawało to kiedy sięgnę po „Oprawcę bożego”.

    „Oprawca boży” opowiada historię boskiego egzekutora Durkiss'a. Wyobraźmy sobie świat, w którym bogowie mszczą się na ludziach za wszelkiego rodzaju bluźnierstwa. Ktoś składał przysięgę na boże imię i jej nie dotrzymał? Egzekutor wysłany przez obrażonego boga sprawi, że kara jaką poniesie bluźnierca będzie świadectwem tego, iż nie warto postępować wbrew woli bóstwa. Takiego właśnie krzywoprzysięzcę musi ukarać Durkiss. Jednak sprawa okazuje się być nie taka prosta jak z początku wyglądała a naszego bohatera zaczynają dręczyć wątpliwości.

    Powieść już od pierwszych stron zapowiada się świetnie. Otrzymujemy bowiem zapowiedź intrygującego, wciągającego i mrocznego świata, którego nie powstydziłaby się niejedna powieść z gatunku dark fantasy. Jednak od trzeciego rozdziału zaczyna dziać się coś dziwnego. Otóż niczym królik wyskakujący z kapelusza pojawia się wątek miłosny a naszemu bohaterowi nagle zaczyna ubywać nie tylko umiejętności, które zdobywał przez lata katorżniczego szkolenia ale i również zaczyna on wręcz głupieć. Tak jakby cała zdobyta wiedza nagle z niego wyparowała. Odniosłem wręcz wrażenie jakby początek powieści i fragment zakończenia napisano dużo wcześniej i zostały po latach odgrzebane w szufladzie. Być może autor nagle zrezygnował z pisania powieści o brutalnym i mrocznym świecie i poszedł drogą na skróty? Bo jak inaczej można nazwać momentami wręcz infantylne dialogi oraz bezsensowne wymyślanie nowych wulgaryzmów, które  nie są ani śmieszne ani nie brzmią zbyt autentycznie, jak nie próbą przypodobania się jakiej wyimaginowanej grupie czytelników?

środa, 12 lutego 2020

"Droga Królów" Brandon Sanderson - RECENZJA

Na swoim czytelniczym koncie mam dość pokaźną liczbę przeczytanych książek autorstwa Brandona Sandersona. Moje spotkania z tym autorem przebiegały różnie. Poznawanie dorobku tego pisarza rozpocząłem od  świetnej trylogii „Ostatnie Imperium”, po czym mozolnie brnąłem przez „Elantris”. Z lekturą „Drogi Królów” zwlekałem dość długo. Największy wpływ na moją zwłokę miała z pewnością objętość tej powieści. Wiedziałem, że kiedy zacznę ją czytać, to z pewnością minie kilka tygodni nim uporam się z prawie tysiąc stronicowym dziełem. Skąd mogłem wiedzieć, że książka wciągnie mnie do tego stopnia, że nie będę potrafił się od niej oderwać?

    „Droga królów” opowiada przede wszystkim o losach trzech bohaterów: Dalinara Kholina, Shallan Davar oraz Kaladina. 

    Dalinar Kholin to arcyksiążę, świetny dowódca i wojownik należący do elity państwa zwanego Aletkharem. Dalinar jest konserwatystą, któremu nie podoba się droga jaką podąża jego państwo oraz nowe pokolenie arystokracji. Jednak cały szacunek i reputacja Kholina zaczyna wisieć na włosku kiedy podczas zjawisk pogodowych zwanych arcyburzami zaczyna doznawać niewytłumaczalnych wizji przenoszących go do zamierzchłej przeszłości.

    Shallan Davar to młoda dziewczyna, która wyrusza w podróż aby zostać uczennicą kobiety, uznawanej za jeden z najwybitniejszych umysłów na świecie. Jednak oprócz chęci kształcenia się dziewczyna ma jeszcze jeden ukryty cel, który spowoduje wiele perturbacji oraz sprawi, że Shallan zdecydowanie inaczej spojrzy na otaczający ją świat.

     Kaladin to bohater, któremu Sanderson poświęca najwięcej miejsca w „Drodze Królów”. Mężczyzna miał zostać w młodości chirurgiem leczącym ludzi ale los napisał mu zdecydowanie inny scenariusz. Wstąpił do wojska i na skutek pewnych wydarzeń z dowódcy oddziału stał się niewolnikiem skazanym na pracę, którą mało kto był w stanie przeżyć. Kaladin dołączył do załogi mostu czwartego, której obowiązkiem było niesienie na swoich ramionach przeprawy pod nieustannym ostrzałem łuczników wrogiego wojska.

czwartek, 30 stycznia 2020

"SybirPunk. Vol 1" Michał Gołkowski - ZAPOWIEDŹ

sybirpunk gołkowski
Przyszłość - sterylnie czyste miasta, uporządkowane społeczeństwa i służąca ludzkości zaawansowana technologia...

... No nie, sorry, ale nie.

Przyszłość to NeoSybirsk: rozpadająca się, sklecona na sznurek i szmatę cywilizacja pokryta węglowym pyłem. Cuchnące zaułki, w których można stracić życie za butelkę wody. Syntetyczne jedzenie, trujące powietrze i ludzie tak napakowani cybernetyką, że właściwie nie wiadomo czy jeszcze są ludźmi.

W takim świecie żyje Sasza Hudovec_74 zwany Chudym - facet od załatwiania spraw trudnych.

Tym razem został windykatorem i ma odzyskać pieniądze, które jeden paskudnie bogaty oszust ukradł drugiemu obrzydliwie nadzianemu oszustowi. Pieniądze są ogromne, prowizja Chudego - niebagatelna. Szybko jednak okazuje się, że nie zarobi swojej forsy ani łatwo, ani bezpiecznie, a problemy związane z tym zleceniem są zaledwie wierzchołkiem wielkiej góry lodowej.

Orkiestra gra do samego końca, silniki idą pełną mocą naprzód, zaś Chudy pędzi na zderzenie czołowe. 

PREMIERA: 11.03.2020

środa, 15 stycznia 2020

"Malowany Człowiek" Peter V. Brett - RECENZJA

Myślę, że każdego czytelnika lubiącego kupować książki spotkała kiedyś chwila gdy zorientował się, że stos pozycji nieprzeczytanych za chwilę przerośnie ten z przeczytanymi. Nie będę ukrywał, że sam posiadam dość pokaźny „stos hańby” a na jego szczycie od dawna znajdował się „Malowany Człowiek” Petera V. Bretta. Książka ta czekała na mnie ponad 10 lat a spowodowane to było tym, że miałem kiedyś zwyczaj nie zaczynać czytania niedokończonych cykli przed ich ukończeniem.

     Kiedy jednak postanowiłem w końcu sięgnąć po „Malowanego” miałem bardzo wysokie oczekiwania wobec tej książki. W Internecie pełno jest bowiem recenzji zachwalających tą powieść a na jednym z portali zrzeszających czytelników książka osiągnęła wysoką łączną notę ośmiu na dziesięć punktów. Dlatego też spodziewałem się czegoś co mnie oczaruje. Jednak nie wszystkie czary „Malowanego Człowieka” na mnie podziałały.

    Głównymi bohaterami powieści Brett'a jest trójka młodych ludzi: Arlen, Rojer i Leesha. Pomimo tego, że pochodzą z różnych zakątków świata to mają wiele ze sobą wspólnego. Łączy ich przede wszystkim to, że każde z nich ma traumatyczne wspomnienia dotyczące rodziców. Arlen był bowiem świadkiem tego, że uwielbiany przez niego ojciec, w chwili kiedy był najbardziej potrzeby okazał się tchórzem. Matka Leesh'y z kolei od zawsze marzyła o synu, a kiedy na świecie pojawiła się dziewczynka to kobieta znęcała się nad nią psychicznie. Rojer był świadkiem jak jego rodzice są rozszarpywani przez demony.

    Bohaterowie budzą sympatię. Pomimo swojego młodego wieku nie boją się zejść z góry utartej i bezpiecznej ścieżki. Dzięki temu wraz z nimi mamy możliwość poznawania otaczającego nas świata. Wiele rzeczy jest dla nich nowymi i dzięki temu nie czujemy się osamotnieni w poznawaniu otoczenia.

wtorek, 24 grudnia 2019

"Pan Ciemnego Lasu" Lian Hearn - RECENZJA

Kiedy jakiś czas temu sięgałem po pierwszy tom „Opowieści o Shikanoko” - „Cesarza Ośmiu Wysp” Lian Hearn, nie wiedziałem czego spodziewać się po lekturze. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałem się kulturą Japonii ani literaturą opisującą ten kraj, jednak lektura przygód Shikanoko zmieniła wiele w moich poglądach. Niesamowity i baśniowy świat opisany przez Hearn oczarował mnie bardziej niż mogłem przypuszczać a los bohaterów na tyle zaciekawił, że było tylko kwestią czasu nim sięgnę po „Pana Ciemnego Lasu”.

    „Pan Ciemnego Lasu” to drugi tom czteroczęściowej historii zapoczątkowanej w „Cesarzu Ośmiu Wysp” autorstwa Lian Hearn. Akcja rozpoczyna w momencie kiedy po kulminacyjnych wydarzeniach z poprzedniego tomu, Shikanoko postanawia wieść życie wyrzutka. Na skutek pewnych czynników magiczna maska, którą lata wcześniej wykonał dla niego leśny czarodziej, stapia się z twarzą naszego bohatera i zdaje się, że nie ma sposobu aby ją zdjąć.

    Muszę przyznać, że czytając „Pana Ciemnego Lasu” miałem z początku pewne problemy aby rozeznać się w sytuacji i przypomnieć sobie kto jest kim. Czytając poprzedni tom miałem podobne trudności jednak wynikały one wtedy z obcego brzmienia azjatyckich imion i specyficznych zależności w systemie feudalnym. Tym razem główną przyczyną mojego z początku mozolnego brnięcia przez fabułę było to, że choć nie minęło wiele czasu pomiędzy lekturą jednej i drugiej książki to sporo rzeczy zapomniałem. Autorka też jakoś specjalnie nie ułatwia zadania czytelnikowi bo oprócz krótkich aluzji do poprzednich części nie dostarcza więcej wiadomości umożliwiających przypomnienie sobie niektórych wydarzeń czy bohaterów. Jest to świetne w momencie kiedy czytamy części bez przerwy (co też zalecam), jednak w moim wypadku sprawiło mi to małe problemy.

czwartek, 28 listopada 2019

"Taniec ze Smokami " cz.2 George R.R. Martin - RECENZJA

Parę tygodni temu za punkt honoru obrałem sobie, że do końca tego roku ukończę czytać wszystkie rozpoczęte przeze mnie cykle. Dlatego też po ukończeniu pierwszego tomu „Tańca ze Smokami” Martina, nie ociągałem się zbyt długo z sięgnięciem po drugą część „Tańca”.

    Po odłożeniu pierwszej części, piątego tomu Pieśni Lodu i Ognia, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Marin pisząc „Nawałnicę Mieczy” (według mnie najlepszą część cyklu) postawił sobie poprzeczkę tak wysoko, że teraz nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań swoich czytelników. Jednak to co działo się w pierwszym tomie „Tańca ze Smokami” okazało się tylko rozgrzewką przed tym co czekało na mnie w drugiej części.

    Fabuła „Tańca ze Smokami” parę razy mnie zaskoczyła i chociaż wydawało mi się, że nie może dojść już do zbyt wielu roszad w grze o tron to okazało się po raz kolejny, że Martin potrafi nieźle zamieszać w życiach swoich bohaterów. Patrząc teraz na spokojnie wstecz dochodzę do wniosku, że po przeczytaniu pierwszych tomów, sam za nic  nie wpadłbym na to, którzy bohaterowie pod koniec pozostaną w grze i będą liczyć się  w walce o władzę. 

    To co z pewnością zwraca uwagę w świecie stworzonym przez Martina jest to, że jego bohaterów nie można zakwalifikować do tych dobrych lub tych złych. Każdy z nich bowiem musi dokonywać czynów dobrych jak i tych momentami bardzo złych i okrutnych. Bardzo ciekawie wygląda to jak niektórzy z nich zmieniają się pod wpływem przeżytych wydarzeń i doświadczeń. Takim najbardziej jaskrawym przykładem jest z pewnością postać Theona, złamanego i wręcz ukształtowanego na nowo człowieka.

piątek, 8 listopada 2019

"W domu Robaka" George R.R. Martin - RECENZJA

Nazwisko Georga R.R. Martina kojarzy chyba każdy fan fantastyki. Pisarz ten znany jest przede wszystkim ze swojego cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Parę miesięcy temu przy okazji lektury zbioru opowiadań zatytułowanego „Żeglarze Nocy” miałem okazję przekonać się, że Martin tak samo jak i przy tworzeniu rozległej serii, równie dobrze radzi sobie w tworzeniu zdecydowanie krótszych historii. Dlatego też z zapałem sięgnąłem po kolejną krótką historię pióra Martina - „W domu Robaka”.

    Akcja historii rozpoczyna się w momencie kiedy podczas trwania największego święta, młodzieniec Annelyn zostaje upokorzony na oczach prawie całej społeczności przez mężczyznę zwanego Dawcą Mięsa. Chłopak postanawia nie puścić urazy płazem i planuje zemstę. Nie przypuszcza, że na skutek splotu pewnych wydarzeń dokona przerażającego odkrycia, które na zawsze zmieni jego życie.

    Świat stworzony przez Martina z pewnością nie napawa optymizmem. Planeta, na której dzieje się akcja „W domu Robaka” w zasadzie może być wszędzie. Mogła to być jakaś placówka eksperymentalna ale i również może to być wizja naszej planety w dalekiej przyszłości. Słońce, które ogrzewa ten świat jest już praktycznie obumarłe. Osiągnęło takie rozmiary, że gołym okiem można zobaczyć olbrzymie połacie zastygłej lawy na jego powierzchni. W związku z tym istoty zamieszkujące ten świat zostały zmuszone aby zejść pod jego powierzchnię a między dwoma głównymi rasami panuje nienawiść. Życie można stracić w każdej chwili zwłaszcza, że jedne istoty żywią się mięsem konkurencyjnej rasy.

środa, 6 listopada 2019

"1632" Eric Flint - RECENZJA

Chwile kiedy namiętnie czytywałem powieści opisujące alternatywną wizję historii świata minęły już jakiś czas temu. Zwłaszcza okres liceum był momentem gdy z zaciekawieniem odkrywałem ten gatunek. Do dzisiaj bardzo dobrze wspominam chociażby „Krzyżacki poker” Spychalskiego czy opowiadania Ziemiańskiego i Pilipiuka. Potem nastąpił bardzo długi okres przerwy kiedy to praktycznie całą swoją uwagę poświęciłem na fantasy i science- fiction. Dlatego kiedy zobaczyłem, że nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukaże się „1632” Erica Flint'a i jest to powieść z gatunku fantastyki alternatywnej postanowiłem sprawdzić czy gatunek ten będzie w stanie mnie jeszcze urzec.

    Akcja powieści rozpoczyna się w małym miasteczku Grantville w Wirginii Zachodniej kiedy to uroczystości ślubne siostry głównego bohatera- Mike'a Stearnsa przerywa niespotykane zjawisko atmosferyczne. Gdy skonsternowani goście weselni dochodzą do siebie postanawiają wyruszyć na rekonesans. Po pewnym czasie okazuje się, że zjawisko zwane później „Ognistym Kręgiem” przenosi całe miasto w czasie do siedemnastowiecznych Niemiec w sam środek jednego z najbardziej krwawych konfliktów zbrojnych w historii Europy.

    Od momentu przeczytania przeze mnie „1632” Erica Flint'a do chwili kiedy usiadłem do pisania recenzji tej powieści musiało upłynąć parę dni. Potrzebowałem czasu aby zebrać w spokoju wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej książki. Chociaż powieść ta nie należy z pewnością do dzieł o skomplikowanej i trudnej fabule, to nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś inna powieść wywołała u mnie tak ambiwalentne uczucia. 

wtorek, 24 września 2019

"Zimowe Nawiedzenie" Dan Simmons - RECENZJA

Są pisarze, po których książki sięga się w ciemno. Do takich twórców należy Dan Simmons. Już samo jego nazwisko jest wyznacznikiem jakości a dodajmy do tego olbrzymią wszechstronność tego twórcy, który nie ogranicza się tylko do jednego gatunku a otrzymamy obietnicę niezwykłej przygody. Dlatego też nie trzeba było mnie namawiać abym sięgnął po „Zimowe nawiedzenie”. Tą książkę po prostu musiałem poznać.

    „Zimowe nawiedzenie” to kontynuacja losów jednego z głównych bohaterów „Letniej Nocy” - Dale'a Stewarta, który po czterdziestu latach postanawia wrócić do Elm Heaven aby poukładać swoje roztrzaskane życie i w spokoju skupić się na tworzeniu nowej powieści. Jednak demony przeszłości nie dadzą mu o sobie zapomnieć.

    „Zimowe nawiedzenie” to dzieło skierowane do bardziej dojrzałego czytelnika niż „Letnia Noc”. Już sam klimat powieści jest według mnie o wiele cięższy. Dale, który stał się nie tylko szanowanym wykładowcą i twórcą ale i mężem oraz ojcem dwóch córek, wdaje się w romans ze swoją studentką. Jak można łatwo się domyślić, kiedy nasz bohater zostawia swoją rodzinę, naszego bohatera zostawia studentka. Dlatego też doznaje on załamania nerwowego i podejmuje nieudaną próbę samobójczą. Atmosferę grozy i niepokoju potęguje fakt, że mężczyzna decyduje się zamieszkać w domu swojego zamordowanego przyjaciela Duane'a. Myślę, że mało kto zdecydowałby się na taki krok. Zwłaszcza, że sam dom z zablokowanym i nie otwieranym przez lata wejściem na piętro nie wydaje się być miejscem bezpiecznym.

"1632" Eric Flint - ZAPOWIEDŹ

Klasyczna powieść z fantastyki alternatywnej, w której współcześni bohaterowie przenoszą się w czasy okrutnej wojny trzydziestoletniej

Rok 1632. Sytuacja w północnych Niemczech jest tragiczna. Głód. Zaraza. Wojna religijna pustosząca miasta. Jedynie arystokracji udało się wyjść z tego niemal bez szwanku; dla chłopów śmierć jest niczym dar od Boga.
Rok 2000. Sytuacja w miasteczku Grantville w Wirginii Zachodniej jest świetna. Na ślub siostry Mike'a Stearnsa przybyło mnóstwo ludzi, w tym członkowie miejscowej sekcji Amerykańskiego Stowarzyszenia Górników. Zabawa trwa w najlepsze...

I NAGLE WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA...

Gdy opada kurz, Mike rusza na czele grupy uzbrojonych górników, żeby sprawdzić, co się stało. Okazuje się, że drogę prowadzącą do miasteczka przecięto niczym mieczem. Po drugiej stronie rozgrywa się iście piekielna scena: mężczyzna wisi przybity do drzwi chaty, a banda ludzi w stalowych pancerzach napastuje jego żonę. Mike i jego ludzie wiedzą, co muszą zrobić. Wolność i sprawiedliwość w amerykańskim stylu wkracza w sam środek wojny trzydziestoletniej...

PREMIERA: 15 października 2019

sobota, 13 lipca 2019

"Taniec ze Smokami cz.1" George R.R. Martin - RECENZJA

  Od chwili ukończenia przeze mnie obu części "Uczty dla Wron" musiało minąć kilka miesięcy nim zdecydowałem się sięgnąć po pierwszy tom "Tańca ze Smokami". Na moją zwłokę z lekturą kolejnej części Pieśni Lodu i Ognia z pewnością miało wpływ rozczarowanie jakie czułem po skończeniu poprzedniego tomu. Natomiast fakt ukończenia przez producentów serialowej adaptacji cyklu i ogrom spoilerów pojawiających się w zasadzie na każdym kroku w sieci spowodował, że postanowiłem szybciej niż pierwotnie zamierzałem sięgnąć po "Taniec".  Czy było warto? 

   W "Tańcu ze Smokami" Martin przede wszystkim skupia się na wątkach i bohaterach, dla których zabrakło miejsca w "Uczcie". Mamy więc możliwość poznać dalsze losy Jona, Tyriona czy Dan. Fakt pojawienia się tych postaci był dla mnie ogromnym atutem "Tańca". Uważam bowiem, że ich wątki  są najciekawszymi i mogą  być przełomowymi dla całej historii. Warto również wiedzieć, że Martin troszkę cofa się w czasie i "Taniec" nie jest tylko i wyłącznie kontynuacją poprzedniego tomu. Część historii ma miejsce równolegle z tymi, które toczą się w "Uczcie dla Wron" jak chociażby wydarzenia decydujące o podróży Sama. 

    Martin bardzo dużo miejsca poświęca południowym królestwom oraz rewolucji, która ma miejsce na ich terenach. Autor również ciekawie prezentuje skutki zniesienia niewolnictwa. Z pozoru ruch ten powinien budzić radość i poprawę bytu tysiącom ludzi. Jednak po pierwszej fali euforii pojawia się coraz więcej wątpliwości. Byli niewolnicy nie potrafią odnaleźć się w świecie. Pozbawieni opieki Panów i ich kontaktów nawet najlepiej wykwalifikowani rzemieślnicy nie mają za co żyć. Towar nie jest sprzedawany bo brakuje na niego odbiorców. Pojawiają się również rzesze bezdomnych, którzy wcześniej parali się mniej istotnymi zajęciami, na które obecnie nie ma popytu. Zaczyna brakować żywności, szerzą się choroby. Z tym wszystkim musi zmierzyć się królowa, którą podwładni traktują jak matkę. 

piątek, 24 maja 2019

"Oko Świata" Robert Jordan - RECENZJA

O cyklu Roberta Jordana "Koło Czasu" słyszałem już wiele lat temu. Do zapoznania się z nim zachęcał mnie gorąco mój kolega, który polecił mi wiele świetnych książek i na jego guście zawsze mogłem polegać. Jednak lekturę "Oka Świata" zawsze odkładałem w czasie. Duży wpływ na to miało to, że nie lubię  czytać niedokończonych serii a Jordan tworzył swój cykl ponad dwadzieścia lat i sam nie dożył jego zakończenia. Kiedy już pojawiły się książki wieńczące serię to praktycznie niemożliwe okazało się skompletowanie wcześniejszych tomów i znów zrezygnowałem z "Koła Czasu". Dlatego kiedy nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazało się nowe wydanie "Oka Świata" i mając nadzieję, że pozostałe tomu również doczekają się wznowienia, postanowiłem w końcu poznać historię opowiedzianą przez Jordana. 

    Mieszkańcy małej wioski - Pole Emonda szykują się do obchodów corocznego święta Bel Tine. Tegoroczne święto ma być jeszcze bardziej wyjątkowe. Uroczystości swoją obecnością uświetnić ma zaproszony przez karczmarza bard. Jakby tego było mało wioskę odwiedza para tajemniczych podróżnych. Jak się okazuje jest to preludium zdarzeń do jakich dojdzie wieczorem. Wiejski spokój zostaje zburzony przez atak demonicznych istot zwanych trollokami, na których czele stoi przerażająca istota - Pomor. Na skutek napaści wioskę musi opuścić troje chłopców, za którymi w pogoń ruszają siły ciemności.

     "Koło Czasu" pomimo tego, że jest książką mającą ponad dziewięćset stron, ani razu mnie nie znudziło. Świat stworzony przez Jordana jest ogromny. Strony powieści aż kipią od legendarnych czy też baśniowych istot, różnorodnych ludów, starożytnych miast. Czytelnik ma poczucie, że świat który odwiedza jest stary i ma swoją historię. Z pewnością Jordan poświęcił wiele czasu przed tym nim usiadł do pisania cyklu aby skonstruować świat. Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że cokolwiek jest pozostawione przypadkowi.

    Często spotykałem się w Internecie z zarzutem, że Jordan w "Oku Świata" bardzo wzoruje się na Tolkienie. Owszem przyznaję, że widać pewne podobieństwa: spokojna wieś niczym Hobbiton, bohater zmuszony zmierzyć się ze swoim brzemieniem, mroczne i budzące strach istoty podążające śladem wędrowców. Jednak należy sobie zadać pytanie, jak wiele powieści fantasy nie czerpie z twórczości Tolkiena? Wszak to właśnie ten brytyjski pisarz przez wielu nazywany jest "ojcem gatunku". Tymczasem im dalej zagłębiamy się w "Oko Świata" tym podobieństw jest mniej a coraz więcej pojawia się elementów, które sprawiają, że powieść jest wyjątkowa. Jak chociażby magia.

wtorek, 7 maja 2019

"Cesarz Ośmiu Wysp" Lian Hearn - RECENZJA

Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałem się kulturą i historią Japonii. Dość powiedzieć, że moja wiedza historyczna o tym kraju w zasadzie obejmowała tylko okres II Wojny Światowej, natomiast wiedza o kulturze zaczynała się i kończyła na filmie "Ostatni Samuraj". Jednak od pewnego czasu zaczęło się to zmieniać. Takim motorem napędowym mojego zwiększonego zainteresowania kulturą Japonii była z pewnością gra na PS4 "Yakuza". Zaciekawiony specyficznym kodeksem honorowym głównego bohatera i kolorytem miasta, w którym miała miejsce akcja produkcji postanowiłem bardziej zagłębić się w świat samurajów. 

    "Cesarz Ośmiu Wysp" Lian Hearn musiał czekać prawie dwa lata na mojej półce nim sięgnąłem po niego. Książkę dostałem wtedy w gratisie do większego zamówienia i pewnie gdyby nie to, to nie prędko sam bym po nią sięgnął.  Autorka przenosi czytelnika do czasów będących odpowiednikiem feudalnej Japonii. Poznajemy osieroconego chłopca, który cudem unika próby zabójstwa przez swojego wuja, czającego się na włości odziedziczone przez młodzieńca. Trafia on pod opiekę do leśnego czarodzieja, który korzystając z magii tworzy dla chłopca niezwykłą maskę. 

    Zostałem oczarowany przez niezwykłą, baśniową atmosferę książki. Magia w "Cesarzu Ośmiu Wysp" stanowi istotny element fabuły. Nie jest to jednak magia znana chociażby z "Harry'ego Pottera" gdzie czarodzieje z zapamiętaniem machają różdżkami i walczą w rozbłyskach kolorowego światła. Magia opisana przez Lian Hearn jest subtelna, współgra z naturą a sami czarodzieje są zazwyczaj pustelnikami żyjącymi w odosobnieniu. Pojawiają się również magiczne istoty, znane z mitologii japońskiej co dodaje jeszcze większego smaczku całości. 

piątek, 5 kwietnia 2019

"Harry Potter i Zakon Feniksa" J.K.Rowling

"Harry Potter i Zakon Feniksa" to już piąty tom kultowej serii o "Chłopcu, który przeżył". Pod koniec zeszłego roku postanowiłem odświeżyć sobie trochę serię stworzoną przez Rowling i odbyć sentymentalną podróż do czasów, kiedy po raz pierwszy czytałem książki o Harrym.  Dlatego aby móc w pełni odbyć wraz ze mną podróż w czasie, polecam Waszej uwadze moje wcześniejsze teksty o "Kamieniu Filozoficznym", "Komnacie Tajemnic", "Więźniu Azkabanu" oraz "Czarze Ognia"

    Doskonale pamiętam moment premiery "Zakonu Feniksa". Czy można wyobrazić sobie lepszy czas dla młodego człowieka niż śnieżne ferie zimowe? To właśnie w takim okresie trafił w moje ręce długo wyczekiwany, najgrubszy tom o Harrym. Lekturę miałem okazję zacząć poza wielkim miastem, na małej wsi u moich dziadków. Był to z pewnością magiczny czas, zimy wtedy były zdecydowanie bardziej śnieżne niż te dzisiejsze a noc na wsi zdecydowanie różni się od tej w mieście, w którym światła latarni skutecznie rozświetlają ciemność. 

    "Harry Potter i Zakon Feniksa" tak jak i wcześniejsze tomy serii, rozpoczyna się kiedy w najlepsze trwają wakacje a nasz tytułowy bohater spędza je u wujostwa. Z niecierpliwością i lękiem wsłuchuje się on w doniesienia medialne, daremnie wypatrując paniki związanej z powrotem Voldemorta. Na domiar złego staje się on celem ataku Dementorów a fakt, że dla ratowania życia zmuszony był użyć zaklęcia Patronusa sprawia, że nad Harrym wisi groźba karnego usunięcia z Hogwartu. 

    "Zakon Feniksa" to powieść skierowana do troszkę starszego czytelnika niż chociażby "Kamień Filozoficzny". Sam Harry z dziecka staje się powoli młodzieńcem, który przeżywa pierwsze zauroczenie. Coraz bardziej widoczny staje się dla niego brak ojca, z którym mógłby porozmawiać. Dlatego też tak bardzo odczuwa to, że Dumbledore zaczyna go unikać. 

"Księga Zepsucia" Marcin Podlewski - ZAPOWIEDŹ

Strzeż się! Oto nadchodzi zwycięska Ciemność.

Więzień Malkolm Rudecki czeka na wyrok. Zamordowano mu ciężarną żonę i skrzywdzono córkę, lecz bezlitosny system prawny zamierza skazać go za zabicie morderców. Jego kara będzie większa niż się spodziewa. Przekonany, że wie czym jest prawdziwe zło, trafia do świata, w którym to zło jest prawem. Świata, w którym zatriumfowały siły ciemności.

Witaj na Thei. Witaj w Dark Fantasy.






PREMIERA: 24 kwietnia 2019
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...