Od pewnego czasu miałem ogromną ochotę aby przeczytać książkę będącą klasyczną fantasy. Kiedy jakiś czas temu sięgnąłem po „Oko Świata” Roberta Jordana nie spodziewałem się, że cykl „Koło Czasu” aż tak przypadnie mi do gustu. Dlatego też kiedy tylko pojawiła się możliwość poznania dalszych losów Randa i reszty kompanii nie traciłem czasu i od razu sięgnąłem po „Smoka Odrodzonego”.
„Smok Odrodzony” to kontynuacja wydarzeń z „Wielkiego Polowania”. Rand po uznaniu go za tytułowego Smoka, musi zmierzyć się z ciężarem swojego brzemienia. Cała sytuacja zdaje się go przerażać.Na skutek nękających go snów potajemnie opuszcza obozowisko i udaje się w drogę do miasta o nazwie Łzy. To tam znajduje się magiczny miecz, w którego posiadanie musi wejść. Perrin, Moraine i Land wyruszają w pościg śladem chłopca ale sami muszą mierzyć się z coraz to nowymi przeciwnościami czekających na ich drodze. Egwene i Nyneave wracają do Tar Valon aby kontynuować naukę i uratować życie Mata. Na miejscu Zasiadająca na Tronie zleca dziewczynom wyśledzenie Czarnych Ajah - Aes Sedai będących Sprzymierzeńcami Ciemności.
„Smoka Odrodzonego” czytało mi się znacznie lepiej niż „Wielkie Polowanie”. Nie jestem w stanie wskazać jakiegoś momentu w powieści, który by mnie nudził co czasami miało miejsce w „Polowaniu”. Jordan po raz kolei ukazuje jak duże znaczenie dla losów jego bohaterów ma sen. To nie tylko okazja do przewidywania przyszłości ale i nawet do stania się ofiarą. Krzywdy doznane niekiedy w snach mają realne skutki w rzeczywistości.