niedziela, 3 listopada 2019

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" J.K.Rowling

„Harry Potter i Insygnia Śmierci” to siódmy i ostatni tom przygód młodego czarodzieja. Ciężko jest mi uwierzyć, że minął już ponad rok od chwili kiedy postanowiłem sobie ten cykl odświeżyć. Był to fajny czas, Harry przez cały ten okres był obecny gdzieś z tyłu mojej głowy i dawało to pewną namiastkę oczekiwania i ciekawości jaką odczuwałem lata temu. Jeśli chcielibyście odbyć wraz ze mną sentymentalną podróż do czasów „Potteromanii” zachęcam do zapoznania się z moimi wcześniejszymi tekstami o „Kamieniu Filozoficznym”, „Komnacie Tajemnic”, „Więźniu Azkabanu”, „Czarze Ognia”, „Zakonie Feniksa” oraz „Księciu Półkrwi”.

    Muszę przyznać, że „Insygnia Śmierci” to książka najmniej przeze mnie znana jeżeli chodzi o przygody Harrego. Poprzednie powieści czytałem po kilka razy, natomiast „Insygnia” przeczytałem tylko raz. Dlaczego tak się stało?

    Na ostatni tom, zamykający losy Harrego Pottera czekałem ze zniecierpliwieniem, Jednak pamiętam, że kiedy już trzymałem książkę w rękach i zacząłem po raz pierwszy poznawać jej treść to bardzo długo nie mogłem się wciągnąć w fabułę. Miałem wrażenie jakby cały świat opisywany przez Rowling stał się dla mnie obcym miejscem. Wydaje mi się, że jednym z głównych tego powodów było to, że pomimo tego iż na zakończenie cyklu czekało się od lat, to jednak podświadomie wielu czytelników (w tym i ja) nie chciało, żeby ta przygoda dobiegła końca.

    Nie ukrywam, że „Insygnia Śmierci” trochę mnie rozczarowały i po latach również mogę to potwierdzić. Nowością jest to, że przez większy czas akcja powieści toczy się poza murami Hogwartu. Tak, zdaję sobie sprawę, że Potterowi powierzono zadanie odnalezienia horkrusów i ciężko byłoby mu je wykonać nie ruszając się ze szkoły, jednak to właśnie między innymi niezwykła i magiczna atmosfera Zamku dodawała poprzednim częściom uroku.
   

    Drugim  moim zarzutem wobec „Insygniów” jest sporo niczemu niesłużących śmierci. Rowling trochę na siłę stara się nadać siódmemu tomowi bardziej mrocznej i poważnej atmosfery w stosunku do poprzednich części. Jednak według mnie „Harry Potter” to lektura skierowana przede wszystkim do młodszego czytelnika, zwłaszcza jeżeli spojrzymy na serię przez pryzmat pierwszych dwóch tomów. Dlatego ciężko mi znaleźć jakiś sens w śmierci niektórych postaci zwłaszcza, że oprócz stwierdzenia w kilku akapitach faktu takiego zdarzenia to zgon w zasadzie nie ma żadnego wpływu na fabułę.

    „Harry Potter i Insygnia Śmierci” to najmniej lubiana przeze mnie część przygód czarodzieja. Chociaż powieść wyjaśnia wiele tajemnic, nad którymi głowili się fani serii z całego świata to książka pozostawia po sobie niedosyt. Wielka szkoda, że to już koniec przygody Harrego i choć sam motyw potężnych magicznych artefaktów aż prosi się o kontynuację (nie liczę „Przeklętego Dziecka” bo według mnie ciężko zaliczać go do cyklu) to raczej nie należy się jej spodziewać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i poświęcenie tych paru minut na lekturę mojego tekstu. Zachęcam do dołączenia do grona obserwatorów. Daje mi to dodatkową motywację przy tworzeniu kolejnych wpisów :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...