sobota, 27 czerwca 2020

"Coś" John W. Campbell - RECENZJA

Jakiś czas temu postanowiłem, że stopniowo będę przybliżał sobie twórczość pisarzy, którzy kładli podwaliny pod gatunek science fiction. Cofając się w czasie do początków tego gatunku zauważyłem, jak cienka granica dzieliła raczkujące science fiction od literatury grozy. Stwierdziłem również, że chociaż mój czytelniczy dorobek wydaje mi się być dość bogaty, to zdecydowanie brakuje w nim horrorów. Dlatego też oprócz poznawania klasyków sci-fi stopniowo poznaję i klasyków literatury grozy.

    „Coś” opowiada historię ekspedycji naukowej na Antarktydzie. Podczas badań naukowcy natrafiają na dziwny obiekt spoczywający pod grubą warstwą lodu. Nie spodziewają się, że zamarznięta istota znaleziona wewnątrz pojazdu mogła przeżyć. Istota nie dość, że przerażająca swoją nieziemskością to jeszcze zdolna przyjąć wygląd dowolnego żyjącego organizmu wraz z jego wiedzą i wspomnieniami.

    Autor w ciekawy sposób ukazuje zachowanie ludzi, którzy zaczynają powątpiewać czy pozostali członkowie ekspedycji są tymi za kogo się podają. W ciasnych i dusznych pomieszczeniach zaczyna powoli pełzać panika i paranoja. Niektórzy bohaterowie przechodzą załamanie nerwowe. Zaczyna się wielkie polowanie. Jednak warto wspomnieć o tym, że w sumie nie ma pewności, czy pozaziemska istota ma niecne zamiary. Jest wielce prawdopodobne, że pewne jej zachowania są skutkiem czynów ludzi. Rodzi się również kolejne pytanie: czy tak naprawdę znamy ludzi z naszego otoczenia? Czy jesteśmy pewni, że wszystko to co wiemy o kimś bliskim jest prawdą a nie maską skrywającą prawdziwe oblicze? Czy ta obca inteligencja z „Coś” aby na pewno aż tak różni się od nas?

poniedziałek, 1 czerwca 2020

"Wojna w blasku dnia" Peter V. Brett - RECENZJA

Od chwili gdy przeliczyłem ile książek stanowi mój „stosik hańby” i z przerażeniem poznałem ogromną liczbę kupionych przeze mnie a nieprzeczytanych pozycji, postanowiłem systematycznie czytać zaległe lektury. Do grona tych najdłużej czekających na swoją kolej bezapelacyjnie należy „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a. Dlatego też chwilę po odłożeniu na półkę „Pustynnej Włóczni” sięgnąłem po kolejny tom tej serii czyli „Wojnę w blasku dnia”.

    Po wydarzeniach z poprzedniego tomu i zdobyciu pewnych informacji bohaterowie przygotowują się na zbliżający się nów. To prawdopodobnie wtedy demony przypuszczą atak na Arlena i Jardira aby wyeliminować najgroźniejszych spośród ludzi. Jednak to nie jedyne zmartwienia. Do Zakątka Wybawiciela wkracza polityka w postaci rezydującego księcia oraz Wielkiego Inkwizytora. Z kolei Renna poznaje jeden z sekretów Arlena i chcąc dorównać swojemu narzeczonemu wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę.

    W „Wojnie w blasku dnia” autor poświęca sporo miejsca postaci Inevery. Przez parę rozdziałów akcja cofa się do czasów dzieciństwa tej kobiety. Jest to okazja do poznania metod szkolenia Dama'ting oraz zwyczajów panujących w tym zgromadzeniu. Dowiadujemy się paru ciekawych szczegółów, które rzucają więcej światła i wyjaśniają dlaczego Inevera w pewnych sytuacjach zachowywała się tak a nie inaczej. Z pewnością znajdą się wśród czytelników osoby, którym stosowanie takich retrospektyw może się nie podobać. Jednak poznanie przeszłości tej kobiety jest w pewnym stopniu konieczne aby fabuła mogła toczyć się dalej. 

    „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a z każdym kolejnym tomem staje się lepszy. Chociaż pierwszy tom serii („Malowany Człowiek”) nie oczarował mnie, to od każdej kolejnej części trudno się oderwać. Dużą zaletą „Wojny w blasku dnia” są bohaterowie. Trudno ich nie lubić i nie czuć do nich sympatii. Każdy z nich popełnia jakieś błędy, bywają sytuacje, które ich przerastają. Dzięki temu daleko im do pomnikowych postaci a stają się bardzo zwyczajni i ludzcy.

   

"Upiór w ruderze" Andrzej Pilipiuk - ZAPOWIEDŹ

Jak może się skończyć przygoda, w której biorą udział trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje i zdobyczna armata Pradziadunia? Wiadomo - wystrzałowo!

Ale to dopiero początek ambarasu!

Bo przejście ze stanu ciała do stanu czystego ducha jest relatywnie proste. Gorzej, że gdy ciało grzeszne za życia pozostawia na czystym duchu pewne...przybrudzenia. Kawalifikuje się wtedy dusza do pokutowania, a pokutowanie jest męczące. Ale to nie znaczy, że nie może być zabawne.

Pałac w Liszkowie, przerobiony na potrzeby rzeczonej pokuty, na najprawdziwszy Straszny Dwór, stanie się zatem areną zdarzeń nieprawdopodobnych. I przerażajacych. I wielce zabawnych. Oczywiście, w zależności od tego, którego uczestnika owych wydarzeń o zdanie zapytacie.



PREMIERA: 19 czerwca 2020

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...