Kiedy na
początku roku robiłem sobie taki mały plan dotyczący tego jakie
książki chciałbym w najbliższym czasie przeczytać, postanowiłem
sobie, że po latach wrócę do serii o Harrym Potterze. Długo
myślałem czy jest sens tworzenia kolejnego tekstu dotyczącego tego
kultowego już cyklu skoro Internet jest już praktycznie aż po
brzegi wypełniony mniej lub bardziej udanymi recenzjami. Doszedłem
jednak do wniosku: czemu nie? Nawet jeśli tego tekstu nikt poza mną
nie przeczyta to mam poczucie, że warto. Myślę, że przede
wszystkim dla mnie samego. Tekst ten raczej nie można traktować
jako recenzję a raczej moją sentymentalną podróż do czasów ,
które chyba już nigdy nie wrócą. Czasów Potteromani.
O Harrym
Potterze usłyszałem po raz pierwszy kiedy miałem 10 lat. To wtedy
w 2000 roku po raz pierwszy książki o małym czarodzieju ukazały
się w Polsce. Muszę Wam powiedzieć, że w czasach tych wśród
moich rówieśników czytanie nie było mile widziane. Było oznaką
słabości. Nie wiem jak jest obecnie wśród dziesięciolatków ale
za moich czasów im mniej się umiało i im gorzej się czytało tym
było się bardziej lubianym. Ja wyznawałem zupełnie inne zasady.
Nie raz było tak, że przychodząc do domu ze szkoły kładłem się
na sofie (a miałem taką specjalną z motywem disnejowskiej „Księgi
Dżungli”) i zaczytywałem się w zeszytowych wydaniach westernów
Karola Maya (o których może jeszcze kiedyś opowiem), w książkach
Adama Bahdaja, Makuszyńskiego, Parandowskiego itd. Pojawienie się
„Harrego Pottera i Kamienia Filozoficznego” na pewien czas
zupełnie zmieniło dotychczasowy „układ sił”. Otóż na
korytarzach szkolnych podczas przerw coraz częściej pojawiały się
pojedyncze jednostki z książką w ręku. Z czasem przerodziło się
to w prawdzie szaleństwo i w pewnym stopniu modę. Do tego stopnia,
że z książką w ręku paradował nawet najbardziej tępy szkolny
osiłek.
Muszę
przyznać się, że sięgając dzisiaj po „Kamień Filozoficzny”
miałem pewne obawy. Bałem się, że blisko osiemnaście lat po
pierwszym przeczytaniu (a czytałem go potem wiele razy nie mogąc
doczekać się premiery kolejnych tomów) książka ta nie wyda mi
się aż tak wyjątkowa. Z ulgą mogę Wam teraz powiedzieć, że
moje obawy okazały się bezpodstawne. „Harry Potter i Kamień
Filozoficzny” wciągnął mnie od pierwszego rozdziału i nie
puścił aż nie skończyłem go czytać. Z przyjemnością
wyłapywałem różnice pomiędzy książką a jej ekranizacją. Ze
zdumieniem odkryłem również jak wiele dialogów z polskiego
tłumaczenia powieści zostało żywcem przeniesionych do filmowej
adaptacji.
Największym
zaskoczeniem jak dla mnie był dla mnie sposób przedstawiania przez
Rowling czarodziejów (zwłaszcza na początku książki). Nie sposób
ich nie odbierać jako lekko zwichrowanych ludzi, którzy pomimo
wielu przeżytych lat zachowują się w sposób wielce infantylny.
Takim zaskoczeniem jak dla mnie była postać Dumbledore'a, którego
jedna z wypowiedzi pozwala wątpić w inteligencje tego bohatera. Mam
na myśli scenę, w której na Wielkiej Sali wypowiada do uczniów
następujące słowa: „Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym
wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć!
Obsuw! Dziękuję wam!”. Jednak pomyślmy, który z nas w
dziecięcych czasach nie chciałby mieć takiego nauczyciela?
Nie mogę przejść obojętnie obok chwili kiedy Harry Potter dowiaduje się o tym, że jest czarodziejem. Chłopiec od niemowlęcia wychowywany wśród zwykłych ludzi powinien być bardziej sceptyczny. Tymczasem on bardzo szybko akceptuje fakt istnienia zarówno magii jak i innego, równoległego świata.
Rowling w "Kamieniu Filozoficznym" prowadzi narrację i konstruuje całą intrygę w taki sposób, że młodszy, mniej doświadczony czytelnik z pewnością może nie domyślić się kto jest prawdziwym nieprzyjacielem Harrego.
Nie mogę przejść obojętnie obok chwili kiedy Harry Potter dowiaduje się o tym, że jest czarodziejem. Chłopiec od niemowlęcia wychowywany wśród zwykłych ludzi powinien być bardziej sceptyczny. Tymczasem on bardzo szybko akceptuje fakt istnienia zarówno magii jak i innego, równoległego świata.
Rowling w "Kamieniu Filozoficznym" prowadzi narrację i konstruuje całą intrygę w taki sposób, że młodszy, mniej doświadczony czytelnik z pewnością może nie domyślić się kto jest prawdziwym nieprzyjacielem Harrego.
Na koniec
chciałbym jeszcze poświęcić chwilę wizualnej stronie książki.
Posiadam egzemplarz z 2000 roku w miękkiej oprawie. Pomimo tego, że
obecne wersje posiadają bardziej „wypasioną” grafikę to jak
dla mnie ta pierwsza ma ten niepowtarzalny klimat. Klimatyczne są
też ilustracje stworzone przez Mary Grandpre towarzyszące każdemu
nowemu rozdziałowi. Myślę, że każda z tych małych grafik z
powodzeniem może konkurować z niejedną pełno stronicową
ilustracją w innych książkach.
Spotkanie
z Harrym Potterem po blisko 18 latach mogę porównać do spotkania z
dawno niewidzianym przyjacielem. Pomimo tego, że dawno się z nim
nie widziałeś ciągle macie wspólne tematy i czas spędzony razem
leci jak szalony. Wracając do Hogwartu czułem się jakbym wracał
do dawno nieodwiedzanego domu rodzinnego. Pełno znajomych kątów,
na każdym kroku jakieś przyjemne wspomnienie. Cieszę się, że
zdecydowałem się odkurzyć ten kultowy cykl.
Fajnie tak móc wrócić do książek dzieciństwa w wieku dorosłym. Ja czytałem tylko lektury i to do nich ewentualnie mogę się odnieść, ale nie były to żadne takie książki, które są mi mega bliskie, więc wiesz. A czytanie takiego HP w wieku 10 lat i teraz pod 30stke to mega fajna sprawa. Włącza się sentyment. Ja byłem z tego pokolenia, co to poza domem było tak długo jak się dało, a jak się wracało do domu to bajki albo gry. Książki przyszły do mnie z czasem, w okolicach matury. Niektóre pozycje, które czytałem, jak chociażby HP też tak rozpatrywałem pod kątem tego, jakbym to odebrał x lat temu. Ale czasu nie wrócisz, a ja jakoś specjalnie nie żałuję, bo musiałbym narzekać na dzieciństwo, które uważam za bardzo dobre. :) Grunt, że teraz się czyta i kiedyś swojemu dziecku będę chciał sam wpoić to od maleńkości. :)
OdpowiedzUsuńJa też jakieś dwa lata temu odświeżyłem sobie Kamień Filozoficzny i Komnatę Tajemnic. I rzeczywiście po latach zachowanie bohaterów wydało mi się wielce infantylne i mocno nierównoważne, ale to przecież przygodowa książka dla dzieci. Wiele wspomnień wróciło mi podczas tego odświeżania. Ja jestem 1993 rocznik, ale też doskonale pamiętam ten cały hype na Harrego Pottera. Harry Potter wówczas odklejał dzieciaki od konsol i komputerów, a inne zbierał z podwórka do bibliotek. Też mam to samo wydanie.
OdpowiedzUsuńFajny wspominkowy post, wracają wspomnienia. Dzięki! :D
http://sfera-dysona.blogspot.com/
https://www.facebook.com/Sfera-Dysona-181550752566550/
Ja w zeszłym roku jak dostałam HP w prezencie postanowiłam, że wrócę, odświeżę...
OdpowiedzUsuńOd roku stoi na półce i ładnie wygląda, a ja ciągle sięgam po inne pozycje.
Dla mnie też te wydania mają niesamowity klimat. Posiadam tylko dwa tomy, trzeci i piąty, ale są zaczytane na śmierć. Raczej nie kusi mnie odświeżanie serii, chyba, że w końcu kupiłabym sobie to ilustrowane wydanie... :)
OdpowiedzUsuń