
Doskonale pamiętam moment premiery "Zakonu Feniksa". Czy można wyobrazić sobie lepszy czas dla młodego człowieka niż śnieżne ferie zimowe? To właśnie w takim okresie trafił w moje ręce długo wyczekiwany, najgrubszy tom o Harrym. Lekturę miałem okazję zacząć poza wielkim miastem, na małej wsi u moich dziadków. Był to z pewnością magiczny czas, zimy wtedy były zdecydowanie bardziej śnieżne niż te dzisiejsze a noc na wsi zdecydowanie różni się od tej w mieście, w którym światła latarni skutecznie rozświetlają ciemność.
"Harry Potter i Zakon Feniksa" tak jak i wcześniejsze tomy serii, rozpoczyna się kiedy w najlepsze trwają wakacje a nasz tytułowy bohater spędza je u wujostwa. Z niecierpliwością i lękiem wsłuchuje się on w doniesienia medialne, daremnie wypatrując paniki związanej z powrotem Voldemorta. Na domiar złego staje się on celem ataku Dementorów a fakt, że dla ratowania życia zmuszony był użyć zaklęcia Patronusa sprawia, że nad Harrym wisi groźba karnego usunięcia z Hogwartu.
"Zakon Feniksa" to powieść skierowana do troszkę starszego czytelnika niż chociażby "Kamień Filozoficzny". Sam Harry z dziecka staje się powoli młodzieńcem, który przeżywa pierwsze zauroczenie. Coraz bardziej widoczny staje się dla niego brak ojca, z którym mógłby porozmawiać. Dlatego też tak bardzo odczuwa to, że Dumbledore zaczyna go unikać.