Już od dłuższego czasu zaobserwowałem, że jakoś umyka mi atmosfera Świąt Bożego Narodzenia. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że z każdym rokiem staje się starszym i pochłoniętym pracą do tego stopnia, że przechodzę obok mrugających ulicznych ozdób obojętnie. Może jest to spowodowane tym, że już w listopadzie z witryn sklepowych machają do mnie Mikołaje w czerwonych strojach. Dlatego też w poszukiwaniu chociaż namiastki Świąt i spodziewając się historii podobnych do słynnej opowieści ze Scrooge'm w roli głównej (tylko bardziej przerażających) postanowiłem sięgnąć po zbiór dziewiętnastowiecznych opowieści grozy pt. „Wigilia pełna duchów”.
Nie będę ukrywał, że oprócz nazwiska Arthura Conan Doyle'a nie znałem twórczości ani nie spotkałem się do tej pory z pozostałymi autorami opowieści tworzących „Wigilię pełną duchów”. Natomiast posiadam w swoim „czytelniczym dorobku” dość pokaźną liczbę przeczytanych zbiorów opowiadań i dlatego doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że z tym rodzajem książek bywa tak jak z pudełkiem czekoladek. Wśród wielu różnorodnych ale i wyśmienitych łakoci możemy zawsze trafić na ten jeden element, który zepsuje smak całości. Jednak jeżeli chodzi o opowiadania zebrane w „Wigilii pełnej duchów” to ciężko mi wskazać to najsłabsze czy najmniej interesujące. Według mnie wszystkie historie trzymają równy i wysoki poziom. I chociaż Conan Doyle należy do moich ulubionych pisarzy i stanowi też dla mnie pewien wyznacznik jakości, to gdyby ktoś zasłonił mi karty tytułowe z nazwiskami autorów poszczególnych opowieści, to nie byłbym w stanie wskazać tej, którą, napisał twórca Sherlocka Holmesa.
W skład „Wigilii pełnej duchów” wchodzi dwanaście opowiadań. Na podstawie lektury tych tekstów możemy wysnuć wnioski co do tego, co najbardziej działało na wyobraźnię i przerażało Anglików z przełomu XIX i XX wieku. Dość często bowiem w tekstach pojawiają się duchy zmarłych dzieci oraz stare, ponure gmaszyska. O dziwo zdaje się, że większość nabywców tego typu nieruchomości doskonale zdawało sobie sprawę z tego, ze ich dom posiada jakąś mroczną tajemnicę. Mało tego, posiadanie w swoim dworze ducha wydaje się być mile widziane i w dobrym guście wśród śmietanki towarzyskiej.
Nie będę ukrywał, że oprócz nazwiska Arthura Conan Doyle'a nie znałem twórczości ani nie spotkałem się do tej pory z pozostałymi autorami opowieści tworzących „Wigilię pełną duchów”. Natomiast posiadam w swoim „czytelniczym dorobku” dość pokaźną liczbę przeczytanych zbiorów opowiadań i dlatego doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że z tym rodzajem książek bywa tak jak z pudełkiem czekoladek. Wśród wielu różnorodnych ale i wyśmienitych łakoci możemy zawsze trafić na ten jeden element, który zepsuje smak całości. Jednak jeżeli chodzi o opowiadania zebrane w „Wigilii pełnej duchów” to ciężko mi wskazać to najsłabsze czy najmniej interesujące. Według mnie wszystkie historie trzymają równy i wysoki poziom. I chociaż Conan Doyle należy do moich ulubionych pisarzy i stanowi też dla mnie pewien wyznacznik jakości, to gdyby ktoś zasłonił mi karty tytułowe z nazwiskami autorów poszczególnych opowieści, to nie byłbym w stanie wskazać tej, którą, napisał twórca Sherlocka Holmesa.
W skład „Wigilii pełnej duchów” wchodzi dwanaście opowiadań. Na podstawie lektury tych tekstów możemy wysnuć wnioski co do tego, co najbardziej działało na wyobraźnię i przerażało Anglików z przełomu XIX i XX wieku. Dość często bowiem w tekstach pojawiają się duchy zmarłych dzieci oraz stare, ponure gmaszyska. O dziwo zdaje się, że większość nabywców tego typu nieruchomości doskonale zdawało sobie sprawę z tego, ze ich dom posiada jakąś mroczną tajemnicę. Mało tego, posiadanie w swoim dworze ducha wydaje się być mile widziane i w dobrym guście wśród śmietanki towarzyskiej.