czwartek, 27 sierpnia 2020

"Latający słoń \ Dzieci księżyca" Boris Akunin - RECENZJA

Kiedy jakiś czas temu sięgałem po pierwszy tom cyklu Akunina „Bruderszaft ze śmiercią” nie spodziewałem się, że książka przypadnie mi do gustu do tego stopnia, że będę chciał sięgnąć po jej kontynuację. Jednak niesamowity klimat oraz nietuzinkowi bohaterowie z „Młokosa i diabła” oraz „Cierpienia złamanego serca” Akunia spowodowały, że nie zwlekałem długo z lekturą drugiego tomu.

    Podobnie jak w przypadku poprzedniej części tak i również kolejny tom składa się z dwóch mikropowieści o jakże frapujących tytułach: „Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca”.

    W „Latającym słoniu” poznamy historię początków lotnictwa, które powoli rewolucjonizuje sposób prowadzenia wojny. Rosjanie budują olbrzymi bombowiec o nazwie „Muromiec”, który może przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. As niemieckiego wywiadu – Josef von Teofels musi podjąć kroki w celu likwidacji bądź opóźnienia produkcji samolotu na masową skalę.

    W „Dzieciach księżyca” Akunin przenosi nas z kolei na tyły wojny. Tym razem możemy zobaczyć czym zajmowali się Rosjanie w czasie gdy na froncie masowo ginęli ich żołnierze. Rosyjski kontrwywiad musi zlokalizować niemieckiego szpiega, któremu przekazywane są ściśle tajne materiały przez córkę jednego z pułkowników. W tym celu, młody rosyjski agent musi dostać się do dość specyficznego klubu.

    Boris Akunin w bardzo ciekawy sposób przedstawia początki wojskowego lotnictwa. Zwraca uwagę na specyficzny kodeks honorowy, którym kierowali się pierwsi lotnicy. Była to służba elitarna, co też skłaniało wielu pilotów do rycerskich zachowań, które dzisiaj wydają się wręcz niewyobrażalne (np. kiedy wrogowi zaciął się karabin, to przerywano ostrzał do momentu aż wróg naprawi usterkę i dopiero wtedy kontynuowano podniebną batalię). Jednak Rosjanie nie potrafią do końca wykorzystać zapału i szansy jaką w wojnie daje lotnictwo.

sobota, 15 sierpnia 2020

"Upiór w ruderze" Andrzej Pilipiuk - RECENZJA

Niewielu jest pisarzy, co do których twórczości czułbym tak ogromny sentyment jak w przypadku Andrzeja Pilipiuka. To właśnie od książek Wielkiego Grafomana zaczęła się moja przygoda z polską fantastyką oraz wręcz nałogowym zbieraniu wszystkich książek wydawanych przez Fabrykę Słów. Dlatego też musiałem poznać najnowszą książkę Pilipiuka - „Upiora w ruderze”.

    „Upiór w ruderze” to zbiór ośmiu powiązanych ze sobą fabularnie opowiadań. Bohaterkami, które scalają te historie w całość jest trójka młodych dziewczyn. Na skutek braku wyobraźni i zdrowego rozsądku, powodują one niekontrolowany wybuch armaty, przez który je zabija. Jednak to dopiero początek przygód dziewczyn. Za pokutę zostają one zesłane do rodzinnego dworu, w którym mają straszyć.

    Podczas lektury nie sposób nie zauważyć, że najnowsza książka Pilipiuka to przede wszystkim krytyka komunizmu. Autor w luźnych i groteskowych historyjkach ukazuje absurdy tego ustroju. Dość sporo miejsca poświęcone jest pokazaniu od kuchni w jaki sposób tworzono większość bohaterów komunizmu. W jednym z opowiadań złodziejowi kur, komuniści (bez dokładnego prześledzenia losów mężczyzny) stawiają pomnik. Mało tego! Tworzą na cześć bandyty powieść oraz film, które opowiadają wyidealizowane losy komunistycznej partyzantki.

    Opowiadanie „PGR” to przykład złego obsadzania kadr przez ówczesną władzę. Nie liczyła się wiedza człowieka a jego ślepe posłuszeństwo. Bezmyślność organizacyjna, dewastacja zabytków czy grabież miejscowej ludności to tylko kilka skutków fatalnych decyzji personalnych. Aż włos na głowie się jeży na myśl o tym ile bezcennych zabytków utracono na skutek głupoty komuchów.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...