wtorek, 8 grudnia 2020

"Operacja "Tranzyt" / Batalion Aniołów" Boris Akunin - RECENZJA

„Operacja „Tranzyt” / Batalion aniołów” to już niestety ostatni tom serii Borisa Akunina o tytule „Bruderszaft ze śmiercią”. Seria ta bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się, że przy lekturze książek Akunina będę bawił się aż tak dobrze. Czy finalny rozdział tej historii spełnił moje nadzieje i okazał się równie dobry jak poprzednie części?

    Ostatni tom cyklu tak jak i poprzednie składa się z dwóch mikropowieści.

    W „Operacji „Tranzyt”” powraca Josef von Teofels, który tym razem będzie odpowiedzialny za zabezpieczenie transportu pewnej znaczącej postaci. Nie będzie to łatwe zadanie i do ostatnich stron nie można być pewnym tego czy misja ta zakończy się sukcesem.

    „Batalion aniołów” to opowieść o upadku Rosji takiej jaką poznaliśmy w poprzednich częściach. Po rozwiązaniu wydziału, w którym służył Aleksiej Romanow otrzymuje on misję szkolenia oddziału jakiego jeszcze w Rosji nie było.

    Czytając poprzednie tomy serii „Bruderszaft ze śmiercią” mogliśmy obserwować stopniową przemianę Aleksieja Romanowa z romantycznego i naiwnego młodzieńca w bezwzględnego i profesjonalnego kontrwywiadowca. Tym razem obserwujemy znaczącą przemianę jeśli chodzi o Josefa von Teofelsa. Wydarzenia z poprzedniego tomu odcisnęły na nim piętno i w dużym stopniu zachwiały jego pewnością siebie. Pomimo tego, że wciąż ma wiedzę i doświadczenie nabyte przez lata służby to nie jest to już ten sam szpieg co wcześniej.

    

piątek, 20 listopada 2020

" "Maria", Maria... / Żadnych świętości" Boris Akunin - RECENZJA

Kiedy piszę te słowa jest koniec listopada i powoli nadchodzi czas czytelniczych podsumowań roku 2020. Już teraz wiem, że cykl „Bruderszaft ze śmiercią” jest moim tegorocznym odkryciem. Nie spodziewałem się, że akurat przy twórczości Akunina będę tak dobrze się bawił. Od lektury trzech poprzednich tomów przygód agentów Josefa von Teofelsa oraz Aloszy Romanowa nie potrafiłem się oderwać. Czy  „„Maria”, Maria... / Żadnych świętości” dorównuje swoim poprzedniczkom?

    Książka tak jak i jej poprzedniczki składa się z dwóch mikropowieści.

    „ „Maria”, Maria...” to popis Josefa von Teofelsa. Tym razem as niemieckiego wywiadu będzie musiał unieszkodliwić pilnie strzeżony rosyjski okręt wojskowy. Od losów jego misji będzie zależało to czy cesarska flota będzie się jeszcze liczyła na międzynarodowych wodach.

    „Żadnych świętości” to jedna z najlepszych historii wchodzących w skład „Bruderszaftu ze śmiercią”. Po raz kolejny skrzyżują się losy głównych bohaterów. Tym razem von Teofels otrzymuje tajną misję, której celem ma być zgładzenie cara Mikołaja. Nie wie, że szef carskiej ochrony poprosił o pomoc konsultanta, który pomógłby mu w poprawie bezpieczeństwa głowy państwa. Tym konsultantem jest Aleksiej Romanow.

    

wtorek, 17 listopada 2020

"Chata na krańcu świata" Paul Tremblay - RECENZJA

 Od pewnego czasu zacząłem czytać coraz więcej powieści, które można zaliczyć do gatunku  horroru. Sam nie wiem czym jest to spowodowane. Powracającą modą na tego typu książki? Moją czytelniczą ewolucją, gdzie przesycony fantastyką umysł poszukuje od niej odskoczni? Może poszukiwaniem wciąż czegoś niezbadanego i niewytłumaczalnego w otaczającym nas świecie? W każdym bądź razie postanowiłem wziąć na warsztat „Chatę na krańcu świata”, którą napisał Paul Tremblay. Czy książka nagrodzona Locusem była warta przeczytania?

    „Chata na krańcu świata” przedstawia historię małżeństwa gejów oraz adoptowanej przez nich dziewczynki. Postanawiają oni udać się na wypoczynek do miejsca oddalonego od miejskiego zgiełku. Wybór pada na małą chatkę nad jeziorem gdzie o zasięgu dla komórek można pomarzyć. Idyllę naszych bohaterów burzy pojawienie się czwórki nieznajomych. Nie dość, że próbują oni siłą wedrzeć się do domu, to wciąż mówią o zbliżającej się apokalipsie. Eric, Andrew i Wen będą musieli podjąć decyzję, która może zaważyć na losach ludzkości. Sprawę komplikuje fakt, że nasi bohaterowie mają prawo wątpić w to, czy ich antagoniści są o zdrowych zmysłach.

    Głównym motorem napędowym powieści Tremblay'a jest motyw, który już wielokrotnie był wykorzystany czy to w literaturze czy w filmie. Dlatego też, chwila kiedy czwórka nieznajomych wyjawia w jakim celu przybywa do chaty Erica i Andrew będzie dla wielu rozczarowująca. Jednak chociaż autor „Chaty na krańcu świata” korzysta z tematu, z którym wielu się spotkało to stara się z niego wydobyć jak najwięcej ale nie jest to niestety równoznaczne z tym, że powieść oparta na takich fundamentach będzie w stanie się obronić.

  

środa, 4 listopada 2020

"Dziwny człowiek / Grzmijcie fanfary zwycięstwa!" Boris Akunin - RECENZJA

 Cykl „Bruderszaft ze śmiercią” to moje największe odkrycie tego roku. Sięgając po pierwszy tom serii Akunina nie spodziewałem się, że ta aż tak mnie oczaruje. Bohaterowie, których nie sposób nie lubić, nieznany mi do tej pory klimat I Wojny Światowej oraz świetne poczucie humoru autora to tylko nieliczne przykłady przemawiające na korzyść tego cyklu. „Dziwny człowiek / Grzmijcie fanfary zwycięstwa” czyli trzeci tom serii również mnie nie rozczarował.

    Tak jak to miało miejsce w poprzednich tomach również i na trzeci składają się dwie mikropowieści.

    „Dziwny człowiek” opisuje losy znanego już nam niemieckiego agenta Josefa von Teofelsa. Tym razem kapitan udaje się z misją zdyskredytowania generała Żukowskiego. Jednak nie wszystko przebiega zgodnie z planem a szpieg na swojej drodze spotyka jedną z najbardziej tajemniczych postaci XX wieku.

    „Grzmijcie fanfary zwycięstwa” przenoszą nas na pierwszą linię frontu. To tam wraz z Aleksiejem Romanowem będziemy musieli przeprowadzić akcję dezinformacyjną wroga oraz zrobić wszystko aby data mi miejsce ofensywy do końca pozostały tajemnicą.

    Boris Akunin pozwala swojemu czytelnikowi spotkać postać Rasputina. Postać ta już za swojego życia budziła kontrowersje at po latach ciągle budzi ciekawość. Akunin nie ocenia postaci Rasputina. Przedstawia go w taki sposób, że czytelnik do końca nie wie czy posiadał on jakieś niezwykłe umiejętności czy był szarlatanem. Autor pozwala czytelnikowi na własną ocenę Rasputina i być może do dalszego zgłębiania jego życiorysu. Pewnym jest natomiast to, że dzięki zaufaniu carycy miał olbrzymi wpływ na to co działo się w Rosji i kto wie jak potoczyłyby się losy wojny gdyby postępowano według jego rad i gdyby nie został zamordowanym.

    

poniedziałek, 2 listopada 2020

"Otchłań" Peter V. Brett - RECENZJA

„Otchłań”  to póki co ostatnia część „Cyklu Demonicznego” Petera V. Bretta. Jako, że „Tron z Czaszek” czytało mi się świetnie postanowiłem nie ociągać się z poznaniem finału opowieści i jak najszybciej poznać odpowiedź na pytanie, która ze stron wygrała trwającą od niepamiętnych czasów wojnę.

    Czas przygotowań dobiegł końca. Arlen wraz ze swoimi towarzyszami wyrusza do królestwa Nie aby zgładzić władającą nim królową. Przewodnikiem wyprawy jest zniewolony demon - Alagai Ka, któremu nie można ufać. Na powierzchni, ludzie zdziesiątkowani konfliktami między sobą, będą musieli zjednoczyć się i stawić czoła niespotykanym do tej pory hordom demonów. Tylko od determinacji walczących i sukcesu misji Arlena zależy to jaką przyszłość czeka ludzkość.

    Gdybym napisał, że po „Otchłani” Petera V. Bretta oczekiwałem wiele to bym skłamał. „Cykl Demoniczny” zdążył mnie już przyzwyczaić do tego, że kiedy już wszystko idzie dobrze, nagle zastosowany jest zabieg, który rujnuje całość. Do tej pory nie potrafię zrozumieć wyrzucania przez amerykańskiego wydawcę dość pokaźnych fragmentów powieści. Byłoby to zrozumiałe gdyby były to elementy, które nie mają wpływu na fabułę całego cyklu. Dlatego kuriozalny jest fakt, że w cyklu nie opisano chociażby wydarzeń u hrabiego Brayana czy genezy losów Briara. Zwłaszcza, że te elementy ogrywają istotną rolę w finale cyklu. Owszem, można sobie kupić zbiór opowiadań „ze świata” gdzie te teksty są, jednak chyba nie o to chodzi.

  

piątek, 23 października 2020

"Westerplatte" Jacek Komuda - RECENZJA

Jacek Komuda to obok Andrzeja Pilipiuka autor, którego darzę szczególną estymą. Śmiało mogę powiedzieć, że lektura „Bohuna” spowodowała u mnie jeszcze większe zainteresowanie nie tylko powieścią historyczną jako gatunkiem literackim ale i samą historią Polski. Na początku swojej twórczości autor skupiał się przede wszystkim na przedstawianiu prawdziwego obrazu Rzeczypospolitej szlacheckiej, jednak powieść „Hubal” dowiodła, że Komuda równie dobrze radzi sobie w opisywaniu wydarzeń z XX wieku. Kwestią czasu pozostawało dla mnie to, kiedy sięgnę po „Westerplatte”, a kolejna rocznica wrześniowych wydarzeń była doskonałym pretekstem do poznania losów bohaterskich obrońców tego półwyspu.

    „Westerplatte” przenosi nas w czasie do chwili tuż przed wydarzeniami z 1 września 1939 roku kiedy to do portu w Gdańsku z kurtuazyjną wizytą wpływa pancernik „Schleswig – Holstein” oraz godzina po godzinie prezentuje siedmiodniową obronę Wojskowej Składnicy Tranzytowej przez polskich żołnierzy. Świetnym pomysłem okazało się przedstawienie wydarzeń również z perspektywy Niemców. Możemy zaobserwować nie tylko nastroje panujące w Gdańsku ale i kulisy ataku na polskie wybrzeże.     

    Historia Westerplatte powinna być znana każdemu Polakowi i myślę, że nie ma wśród nas osoby, która by nie słyszała o tych wydarzeniach. Jednak mam wrażenie, że losy Westerplatte traktowane są bardzo po macoszemu. Sam z czasów swojej edukacji pamiętam jedynie fakt, że taka obrona miała miejsce ale nic poza tym. Dlatego uważam, że sam fakt iż taka książka ukazała się jest czymś bardzo dobrym. Można się zgadzać lub nie z przebiegiem wydarzeń prezentowanym przez Komudę. Mam tutaj przede wszystkim na myśli przedstawienie postaci majora Sucharskiego, któremu autor zarzuca nie tylko nieudolność ale i wręcz zdradę. Patrząc jednak na powojenne losy Franciszka Dąbrowskiego i to jak bardzo żołnierz ten był poniewierany przez komunistów, a mając w pamięci losy innych bohaterów, teza Komudy wydaje mi się bardzo prawdopodobna. Jednak najważniejsze dla mnie jest to, że książka Jacka Komudy może prowokować do dyskusji, nowych badań historycznych i godnego uczczenia pamięci bohaterskich żołnierzy, a tego niestety do tej pory brakuje.

    

poniedziałek, 28 września 2020

"Tron z Czaszek" Peter V. Brett - RECENZJA

Od pewnego czasu trwam wytrwale w postanowieniu niekupowania nowych książek i systematycznie walczę ze swoim pokaźnym „stosem hańby”. Dlatego też bez zbędnego ociągania sięgnąłem po czwarty tom (każdy tom ukazał się w dwóch częściach) „Cyklu Demonicznego” Petera V. Bretta - „Tron z Czaszek”

    Po spektakularnym zakończeniu „Wojny w blasku dnia” pozornie sytuacja zdaje się być opanowana i nic nie zwiastuje chaosu, który ma za chwilę wybuchnąć. Leesha, Gared oraz Rojer wraz ze swoimi żonami, zostają wezwani na dwór króla Rhinecka i nie jest powiedziane, że będzie im dane wrócić do Zakątka. Z kolei wśród Krasjan zaczyna panować niepewność. Sojusz pomiędzy plemionami, utrzymywany dzięki autorytetowi Jardira, po jego zaginięciu zaczyna się chwiać. Synowie Wybawiciela przejawiają coraz większe aspiracje do objęcia Tronu z Czaszek, co może prowadzić do rozłamu i rozpadu państwa. Jakby tego było mało zbliża się kolejny nów i nie wiadomo czego można spodziewać się po sługach Nie. 

    W moich tekstach poświęconych wcześniejszym tomom „Cyklu Demonicznego” często wspominałem, że wiązałem z tą serią olbrzymie nadzieje. Jednak lektura pierwszej części oraz kolejnych trochę mnie rozczarowała. Owszem była to niezła fantastyka ale i niepozbawiona błędów. Oprócz pomysłów, które bardzo mi się podobały (m.in. idea, że nocą na ziemi materializują się demony) było również masę rzeczy, które przeszkadzały mi w lekturze (jak chociażby wrażenie, że autor przez pewien czas nie mógł zdecydować się do jakiej kategorii wiekowej czytelników skierowana jest jego powieść). Nie spodziewałem się, że będąc już w zasadzie przy końcu cyklu poczuję jeszcze do niego „chemię”. A jednak! „Tron z Czaszek” to według mnie najlepsza czytana przeze mnie książka Bretta. Pełna intryg, tajemnic, krwawa i z zaskakującymi rozwiązaniami fabularnymi. Widać, że pisarz z każdą nową powieścią doskonali swój warsztat.

    „Tron z Czaszek” praktycznie w ogóle nie dotyczy postaci Arlena i Jardira. Co najdziwniejsze to to, że dzięki temu powieść zyskuje jeszcze więcej. Wątki Abbana, Gareda czy Rojera były dla mnie zawsze ciekawsze a w „Tronie” zyskują one znacznie więcej miejsca. Okazuje się, że i bez Wybawicieli może być interesująco a wszelkiego rodzaju dworskie intrygi będące preludiami do starć są niekiedy ciekawsze od odkrywania nowych runów i tworzenia coraz bardziej wymyślnych broni przeciw demonom.

czwartek, 27 sierpnia 2020

"Latający słoń \ Dzieci księżyca" Boris Akunin - RECENZJA

Kiedy jakiś czas temu sięgałem po pierwszy tom cyklu Akunina „Bruderszaft ze śmiercią” nie spodziewałem się, że książka przypadnie mi do gustu do tego stopnia, że będę chciał sięgnąć po jej kontynuację. Jednak niesamowity klimat oraz nietuzinkowi bohaterowie z „Młokosa i diabła” oraz „Cierpienia złamanego serca” Akunia spowodowały, że nie zwlekałem długo z lekturą drugiego tomu.

    Podobnie jak w przypadku poprzedniej części tak i również kolejny tom składa się z dwóch mikropowieści o jakże frapujących tytułach: „Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca”.

    W „Latającym słoniu” poznamy historię początków lotnictwa, które powoli rewolucjonizuje sposób prowadzenia wojny. Rosjanie budują olbrzymi bombowiec o nazwie „Muromiec”, który może przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. As niemieckiego wywiadu – Josef von Teofels musi podjąć kroki w celu likwidacji bądź opóźnienia produkcji samolotu na masową skalę.

    W „Dzieciach księżyca” Akunin przenosi nas z kolei na tyły wojny. Tym razem możemy zobaczyć czym zajmowali się Rosjanie w czasie gdy na froncie masowo ginęli ich żołnierze. Rosyjski kontrwywiad musi zlokalizować niemieckiego szpiega, któremu przekazywane są ściśle tajne materiały przez córkę jednego z pułkowników. W tym celu, młody rosyjski agent musi dostać się do dość specyficznego klubu.

    Boris Akunin w bardzo ciekawy sposób przedstawia początki wojskowego lotnictwa. Zwraca uwagę na specyficzny kodeks honorowy, którym kierowali się pierwsi lotnicy. Była to służba elitarna, co też skłaniało wielu pilotów do rycerskich zachowań, które dzisiaj wydają się wręcz niewyobrażalne (np. kiedy wrogowi zaciął się karabin, to przerywano ostrzał do momentu aż wróg naprawi usterkę i dopiero wtedy kontynuowano podniebną batalię). Jednak Rosjanie nie potrafią do końca wykorzystać zapału i szansy jaką w wojnie daje lotnictwo.

sobota, 15 sierpnia 2020

"Upiór w ruderze" Andrzej Pilipiuk - RECENZJA

Niewielu jest pisarzy, co do których twórczości czułbym tak ogromny sentyment jak w przypadku Andrzeja Pilipiuka. To właśnie od książek Wielkiego Grafomana zaczęła się moja przygoda z polską fantastyką oraz wręcz nałogowym zbieraniu wszystkich książek wydawanych przez Fabrykę Słów. Dlatego też musiałem poznać najnowszą książkę Pilipiuka - „Upiora w ruderze”.

    „Upiór w ruderze” to zbiór ośmiu powiązanych ze sobą fabularnie opowiadań. Bohaterkami, które scalają te historie w całość jest trójka młodych dziewczyn. Na skutek braku wyobraźni i zdrowego rozsądku, powodują one niekontrolowany wybuch armaty, przez który je zabija. Jednak to dopiero początek przygód dziewczyn. Za pokutę zostają one zesłane do rodzinnego dworu, w którym mają straszyć.

    Podczas lektury nie sposób nie zauważyć, że najnowsza książka Pilipiuka to przede wszystkim krytyka komunizmu. Autor w luźnych i groteskowych historyjkach ukazuje absurdy tego ustroju. Dość sporo miejsca poświęcone jest pokazaniu od kuchni w jaki sposób tworzono większość bohaterów komunizmu. W jednym z opowiadań złodziejowi kur, komuniści (bez dokładnego prześledzenia losów mężczyzny) stawiają pomnik. Mało tego! Tworzą na cześć bandyty powieść oraz film, które opowiadają wyidealizowane losy komunistycznej partyzantki.

    Opowiadanie „PGR” to przykład złego obsadzania kadr przez ówczesną władzę. Nie liczyła się wiedza człowieka a jego ślepe posłuszeństwo. Bezmyślność organizacyjna, dewastacja zabytków czy grabież miejscowej ludności to tylko kilka skutków fatalnych decyzji personalnych. Aż włos na głowie się jeży na myśl o tym ile bezcennych zabytków utracono na skutek głupoty komuchów.

czwartek, 9 lipca 2020

"Młokos i diabeł \ Cierpienie złamanego serca" Boris Akunin - RECENZJA

Okres I Wojny Światowej to czas, który praktycznie w ogóle nie był poruszany w czytanych przeze mnie książkach. Powieści historyczne, których akcja dzieje się w pierwszej połowie XX wieku, skupiają się przede wszystkim na okrucieństwach i tajemnicach II Wojny Światowej. Dlatego też chcąc poczuć atmosferę i zanurzyć się w wydarzeniach będących konsekwencjami zamachu z 1914 roku w Sarajewie postanowiłem sięgnąć po cykl „Bruderszaft ze śmiercią” Borisa Akunina.

    W skład pierwszego tomu cyklu wchodzą dwie mikropowieści: „Młokos i diabeł” oraz „Cierpienie złamanego serca”. Głównym bohaterem tych historii jest młody student matematyki i utalentowany śpiewak, Aleksiej Parysowicz Romanow.

    W „Młokosie i diable” Aleksiej na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności jest wplątany w walkę pomiędzy cesarskim szpiegiem a kontrwywiadem rosyjskim. Zostaje skradziony plan dyslokacji wojsk carskich a Aleksiej czując się winnym całej sytuacji postanawia pomóc odzyskać utracony dokument.

    „Cierpienie złamanego serca” opisuje dalsze losy poznanego wcześniej młodzieńca. Tym razem musi udać się w misji do Szwajcarii gdzie znajduje się archiwum z informacjami, których poznanie może odmienić losy wojny.

    Po książce Akunina nie spodziewałem się niczego szczególnego. Miała to być kolejna książka do przeczytania i zapomnienia. Jednak pierwszy tom „Bruderszaftu ze śmiercią” pochłonął mnie do tego stopnia, że ciężko było mi oderwać się od lektury. Akcja (zwłaszcza pierwszego tomu) z każdą stroną nabiera większego tempa i nie męczy przy tym czytelnika. Samego Aleksieja nie sposób nie polubić. Z jednej strony młody, roztargniony marzyciel, nie wiedzący zbyt wiele o życiu; z drugiej wytrwały, gotów do poświęceń i wręcz heroicznych czynów.

sobota, 27 czerwca 2020

"Coś" John W. Campbell - RECENZJA

Jakiś czas temu postanowiłem, że stopniowo będę przybliżał sobie twórczość pisarzy, którzy kładli podwaliny pod gatunek science fiction. Cofając się w czasie do początków tego gatunku zauważyłem, jak cienka granica dzieliła raczkujące science fiction od literatury grozy. Stwierdziłem również, że chociaż mój czytelniczy dorobek wydaje mi się być dość bogaty, to zdecydowanie brakuje w nim horrorów. Dlatego też oprócz poznawania klasyków sci-fi stopniowo poznaję i klasyków literatury grozy.

    „Coś” opowiada historię ekspedycji naukowej na Antarktydzie. Podczas badań naukowcy natrafiają na dziwny obiekt spoczywający pod grubą warstwą lodu. Nie spodziewają się, że zamarznięta istota znaleziona wewnątrz pojazdu mogła przeżyć. Istota nie dość, że przerażająca swoją nieziemskością to jeszcze zdolna przyjąć wygląd dowolnego żyjącego organizmu wraz z jego wiedzą i wspomnieniami.

    Autor w ciekawy sposób ukazuje zachowanie ludzi, którzy zaczynają powątpiewać czy pozostali członkowie ekspedycji są tymi za kogo się podają. W ciasnych i dusznych pomieszczeniach zaczyna powoli pełzać panika i paranoja. Niektórzy bohaterowie przechodzą załamanie nerwowe. Zaczyna się wielkie polowanie. Jednak warto wspomnieć o tym, że w sumie nie ma pewności, czy pozaziemska istota ma niecne zamiary. Jest wielce prawdopodobne, że pewne jej zachowania są skutkiem czynów ludzi. Rodzi się również kolejne pytanie: czy tak naprawdę znamy ludzi z naszego otoczenia? Czy jesteśmy pewni, że wszystko to co wiemy o kimś bliskim jest prawdą a nie maską skrywającą prawdziwe oblicze? Czy ta obca inteligencja z „Coś” aby na pewno aż tak różni się od nas?

poniedziałek, 1 czerwca 2020

"Wojna w blasku dnia" Peter V. Brett - RECENZJA

Od chwili gdy przeliczyłem ile książek stanowi mój „stosik hańby” i z przerażeniem poznałem ogromną liczbę kupionych przeze mnie a nieprzeczytanych pozycji, postanowiłem systematycznie czytać zaległe lektury. Do grona tych najdłużej czekających na swoją kolej bezapelacyjnie należy „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a. Dlatego też chwilę po odłożeniu na półkę „Pustynnej Włóczni” sięgnąłem po kolejny tom tej serii czyli „Wojnę w blasku dnia”.

    Po wydarzeniach z poprzedniego tomu i zdobyciu pewnych informacji bohaterowie przygotowują się na zbliżający się nów. To prawdopodobnie wtedy demony przypuszczą atak na Arlena i Jardira aby wyeliminować najgroźniejszych spośród ludzi. Jednak to nie jedyne zmartwienia. Do Zakątka Wybawiciela wkracza polityka w postaci rezydującego księcia oraz Wielkiego Inkwizytora. Z kolei Renna poznaje jeden z sekretów Arlena i chcąc dorównać swojemu narzeczonemu wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę.

    W „Wojnie w blasku dnia” autor poświęca sporo miejsca postaci Inevery. Przez parę rozdziałów akcja cofa się do czasów dzieciństwa tej kobiety. Jest to okazja do poznania metod szkolenia Dama'ting oraz zwyczajów panujących w tym zgromadzeniu. Dowiadujemy się paru ciekawych szczegółów, które rzucają więcej światła i wyjaśniają dlaczego Inevera w pewnych sytuacjach zachowywała się tak a nie inaczej. Z pewnością znajdą się wśród czytelników osoby, którym stosowanie takich retrospektyw może się nie podobać. Jednak poznanie przeszłości tej kobiety jest w pewnym stopniu konieczne aby fabuła mogła toczyć się dalej. 

    „Cykl Demoniczny” Petera V. Brett'a z każdym kolejnym tomem staje się lepszy. Chociaż pierwszy tom serii („Malowany Człowiek”) nie oczarował mnie, to od każdej kolejnej części trudno się oderwać. Dużą zaletą „Wojny w blasku dnia” są bohaterowie. Trudno ich nie lubić i nie czuć do nich sympatii. Każdy z nich popełnia jakieś błędy, bywają sytuacje, które ich przerastają. Dzięki temu daleko im do pomnikowych postaci a stają się bardzo zwyczajni i ludzcy.

   

"Upiór w ruderze" Andrzej Pilipiuk - ZAPOWIEDŹ

Jak może się skończyć przygoda, w której biorą udział trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje i zdobyczna armata Pradziadunia? Wiadomo - wystrzałowo!

Ale to dopiero początek ambarasu!

Bo przejście ze stanu ciała do stanu czystego ducha jest relatywnie proste. Gorzej, że gdy ciało grzeszne za życia pozostawia na czystym duchu pewne...przybrudzenia. Kawalifikuje się wtedy dusza do pokutowania, a pokutowanie jest męczące. Ale to nie znaczy, że nie może być zabawne.

Pałac w Liszkowie, przerobiony na potrzeby rzeczonej pokuty, na najprawdziwszy Straszny Dwór, stanie się zatem areną zdarzeń nieprawdopodobnych. I przerażajacych. I wielce zabawnych. Oczywiście, w zależności od tego, którego uczestnika owych wydarzeń o zdanie zapytacie.



PREMIERA: 19 czerwca 2020

czwartek, 14 maja 2020

"Sherlock Holmes. Tom 1. Studium w szkarłacie. Znak Czterech. Pies Baskerville'ów" Arthur Conan Doyle

Myślę, że każdy z nas ma jakiegoś swojego ulubionego bohatera literackiego. Do grona moich ulubieńców od bardzo dawna należy Sherlock Holmes. Postać detektywa towarzyszy mi już od czasów podstawówki. To właśnie wtedy, prawie dwadzieścia lat temu otrzymałem w prezencie świątecznym „Przygody Sherlocka Holmesa”. Tak też zaczęła się moja fascynacja dziewiętnastowieczną Anglią.

    Chociaż na półkach księgarń możemy znaleźć masę różnego rodzaju wydań książek z przygodami Holmesa, od pojedynczych tomów po omnibusy zawierające wszystkie przygody tego detektywa, to dopiero trzytomowy zbiór  wydany nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka spowodował, że zdecydowałem się go kupić. Książki prezentują się fenomenalnie. Twarda oprawa z obwolutą, świetnej jakości papier oraz ilustracje pochodzące z brytyjskiej prasy to niepodważalne atuty serii „Zysku”.

    W skład pierwszego tomu wchodzą trzy powieści: „Studium w Szkarłacie”, „Znak Czterech” i „Pies Baskerville'ów”. W „Studium w Szkarłacie” zwłoki mężczyzny zostają odnalezione w pustostanie. Nieopodal ciała ktoś umieścił napis „rache”, mogący sugerować udział w zbrodni jakiejś tajemniczej organizacji. „Znak Czterech” to m.in. zagadkowy zgon wpływowego mężczyzny w pokoju zamkniętym od środka. Z kolei „Pies Baskerville'ów” (chyba najbardziej znana sprawa Sherlocka) to tragedia starego rodu z legendą o demonicznym psie w tle. 

    Nie sposób nie zauważyć, że wspólnym mianownikiem tych powieści jest zgon i jakaś mistyczna tajemnica w tle. I chociaż mogłoby się wydawać, że przez ten powtarzalny schemat pisarz nie jest w stanie utrzymać uwagi czytelnika i nie zanudzić go swoim pomysłem, to sir Arthur Conan Doyle umiejętnie buduje napięcie a od jego prozy nie sposób się oderwać. Pomimo upływu lat opowieści o Sherlocku Holmesie czyta się świetnie a niesamowicie oddany klimat Londynu z ogarniającą go mgłą jest czymś nie do podrobienia.

sobota, 2 maja 2020

"Wśród gwiazd" Brandon Sanderson - RECENZJA

Brandon Sanderson należy do grona moich ulubionych pisarzy. Swoją przygodę z jego twórczością rozpoczynałem od „Z mgły zrodzonego” a niedawno zostałem oczarowany „Drogą Królów”. W zeszłym roku dzięki „Do gwiazd” przekonałem się, że Sanderson równie dobrze radzi sobie z książkami skierowanymi do trochę młodszego czytelnika. Przygody Spensy i M-Bota bardzo przypadły mi do gustu a książkę pochłonąłem w dwa wieczory. Dlatego też, ciekaw dalszych losów eskadry pilotów nie powstrzymywałem się zbyt długo przed sięgnięciem po „Wśród gwiazd”.

    Ataki Krelli na planetę zamieszkaną przez ludzi nasilają się. Naukowcy na jednej z platform otaczających Detritusa odkrywają nagranie ukazujące ostatnie chwile życia ich wcześniejszych mieszkańców, które zamiast cokolwiek wyjaśnić powoduje, że przeszłość staje się jeszcze bardziej zagadkowa. Spensa ratuje przed rozbiciem się statek z pilotką pochodzącą z obcej cywilizacji. Trudno wyobrazić sobie lepszą okazję do przeniknięcia za linię wroga. Spensa dzięki zaawansowanej technologi M-Bota przybiera postać obcej i niczym Hans Kloss wyrusza aby zdobyć tajemnicę hipernapędu.

    Od momentu zakończenia „Do gwiazd” do chwili rozpoczęcia akcji „Wśród gwiazd” nie mija wiele czasu. Dlatego też nie należy liczyć na to, że w zachowaniach bohaterów zajdą jakieś zmiany. Spensa dalej nie potrafi utrzymać języka za zębami i podczas misji na terenie należącym do Zwierzchnictwa popełnia kilka gaf, które tylko cudem jej nie demaskują. Zwłaszcza, że na stacji „Wśród gwiazd” Spensa dostaje szoku widząc tłumy istot spokojnie sobie żyjących, wychowujących dzieci czy chodzących na zakupy. Rasa Krelli to tylko wierzchołek góry lodowej. M-Bot z kolei wciąż próbuje odpowiedzieć na pytanie czy jest istotą żywą. Jednak wszelkie testy są hamowane przez protokół w jego oprogramowaniu, który za każdym razem gdy sztuczna inteligencja próbuje zrobić coś z nim niezgodnego powoduje zawieszenie i kilkuminutowy restart M-Bota.

czwartek, 23 kwietnia 2020

"Smok Odrodzony" Robert Jordan - RECENZJA

Od pewnego czasu miałem ogromną ochotę aby przeczytać książkę będącą klasyczną fantasy. Kiedy jakiś czas temu sięgnąłem po „Oko Świata” Roberta Jordana nie spodziewałem się, że cykl „Koło Czasu” aż tak przypadnie mi do gustu. Dlatego też kiedy tylko pojawiła się możliwość poznania dalszych losów Randa i reszty kompanii nie traciłem czasu i od razu sięgnąłem po „Smoka Odrodzonego”.

          „Smok Odrodzony” to kontynuacja wydarzeń z „Wielkiego Polowania”. Rand po uznaniu go za tytułowego Smoka, musi zmierzyć się z ciężarem swojego brzemienia. Cała sytuacja zdaje się go przerażać.Na skutek nękających go snów potajemnie opuszcza obozowisko i udaje się w drogę do miasta o nazwie Łzy. To tam znajduje się magiczny miecz, w którego posiadanie musi wejść. Perrin, Moraine i Land wyruszają w pościg śladem chłopca ale sami muszą mierzyć się z coraz to nowymi przeciwnościami czekających na ich drodze. Egwene i Nyneave wracają do Tar Valon aby kontynuować naukę i uratować życie Mata. Na miejscu Zasiadająca na Tronie zleca dziewczynom wyśledzenie Czarnych Ajah - Aes Sedai będących Sprzymierzeńcami Ciemności.

          „Smoka Odrodzonego” czytało mi się znacznie lepiej niż „Wielkie Polowanie”. Nie jestem w stanie wskazać jakiegoś momentu w powieści, który by mnie nudził co czasami miało miejsce w „Polowaniu”. Jordan po raz kolei ukazuje jak duże znaczenie dla losów jego bohaterów ma sen. To nie tylko okazja do przewidywania przyszłości ale i nawet do stania się ofiarą. Krzywdy doznane niekiedy w snach mają realne skutki w rzeczywistości.

piątek, 10 kwietnia 2020

"Pan Światła" Roger Zelazny - RECENZJA

Jakiś czas temu wziąłem sobie za cel aby stopniowo poznawać twórczość pisarzy uznawanych przez czytelników za najważniejszych  autorów gatunku science fiction. Do grona takich "klasyków" gatunku bezapelacyjnie należy Roger Zelazny. "Pan Światła" nie jest moim pierwszym spotkaniem z dorobkiem Zelaznego. Na swoim czytelniczym koncie mam pięć tomów "Kronik Amberu" wchodzących w skład cyklu nazywanego niekiedy "Kronikami Corwina". Chociaż nie było to do końca udane spotkanie to jednak postanowiłem dać Zelaznemu jeszcze jedną szansę i sięgnąłem po "Pana Światła"

"Pan Światła" zabiera nas na obcą planetę. Wieki temu ekspedycja z Ziemi skolonizowała ten świat i przejęła technologię istot go zamieszkujących. Umożliwiło im to zmodyfikowanie swoich ciał i osiągnięcie wręcz boskich atrybutów. Członkowie ekspedycji przyjmują postać bóstw z hinduskiej mitologii i zaczynają sprawować swoje bezwzględne rządy. Jednak jeden z Pierwszych, posiadający wiele imion ale lubiący jak nazywa się go Samem, postanawia zburzyć panujący porządek i udostępnić zdobycze techniki społeczeństwu żyjącemu w czasach przypominających późne średniowiecze. Budda wypowiada wojnę bogom.

sobota, 4 kwietnia 2020

"Wojownik Altaii" Robert Jordan - RECENZJA


  Robert Jordan to pisarz, o którym musiał słyszeć każdy fan literatury fantasy. Stworzył on bestsellerowy cykl „Koło Czasu”. Całkiem niedawno miałem okazję przeczytać dwa pierwsze tomy otwierające ten monumentalny cykl i idealnie trafił on w mój czytelniczy gust. Kiedy zobaczyłem w zapowiedziach Wydawnictwa Zysk, że w marcu ukaże się polskie wydanie „Wojownika Altaii”  to wiedziałem, że na pewno sięgnę po tą powieść.

          Akcja powieści rozpoczyna sie w momencie kiedy grupa wojowników wywodzących się z koczowniczego plemienia Altaii, przybywa do olbrzymiego miasta - Lanty. Wielowiekowa tradycja nakazuje im stawienie się przed obliczem władczyń tego miasta oraz zapewnie ich o swoich pokojowych zamiarach. Jednak już od samego początku napotykają oni na trudności. Najpierw strażnicy nie chcą ich przepuścić przez bramę miejską a kiedy już udaje im się dostać na salę tronową stają się obiektem drwin i licznych zniewag. Wszystkie znaki wskazują na to, że planowana jest wojna i eksterminacja całego ludu Altaii.

             Głównym bohaterem „Wojownika Altaii” jest Wulfgar. Mężczyzna ten jest przywódcą jednego z plemion Altaii i nosi tytuł lorda. O samym Wulfgarze nie wiemy zbyt wiele. Dostajemy tylko szczątkowe informacje a wiele faktów pozostaje ukrytych, jak chociażby to skąd barbarzyńca prowadzący koczowniczy tryb życia umie czytać i sprawia wrażenie obytego w świecie. Nie sposób nie zauważyć, że Wulfgar bardzo przypomina innego znanego bohatera - Conana. Tajemnicza przeszłość, kobiety lgnące do tego mężczyzny oraz niezwykły hart ducha i siła to tylko kilka cech wspólnych Wulfgara z howardowskim barbarzyńcą. Nie powinno nas to zresztą dziwić,  Jordan ma na swoim koncie parę książek książek opisujących dalsze losy Cymeryjczyka.

"Smok Odrodzony" Robert Jordan - ZAPOWIEDŹ

PORÓWNYWANY DO WŁADCY PIERŚCIENI MONUMENTALNY CYKL FANTASY, KTÓRY POKOCHAŁO
PONAD 40 MILIONÓW CZYTELNIKÓW NA CAŁYM ŚWIECIE
Smok Odrodzony jest dawno już przepowiadanym przywódcą, który uratuje świat (choć jednocześnie zniszczy go), zbawcą, który oszaleje i zabije wszystkich mu bliskich. Teraz rozpoczyna bieg ku swemu przeznaczeniu.

Tylko on jest zdolny do dotknięcia Jedynej Mocy, ale nie potrafi jej kontrolować, nie ma też w swoim otoczeniu
nikogo, kto mógłby go tego nauczyć, gdyż żaden mężczyzna nie potrafi robić tego od trzech tysięcy lat.
Randal'Thor rozumie tylko tyle, że musi stanąć twarzą w twarz z Czarnym... Ale jak?
KOŁO CZASU TOM 3
Na podstawie cyklu serwis Amazon we współpracy z Sony Pictures Television przygotowuje wysokobudżetowy
serial.

PREMIERA: 7 kwietnia 2020


niedziela, 29 marca 2020

"Wydech" Ted Chiang - RECENZJA

Literatura science - fiction zajmuje dość istotne miejsce w moim życiu. Całkiem niedawno przy okazji robienia małej reorganizacji swojej biblioteczki uświadomiłem sobie jak wiele książek należących do tego gatunku leży na moich półkach. Jednak pomimo faktu posiadania i przeczytania dość pokaźnej liczby powieści science fiction to ciągle dowiaduję się jak wiele ciekawych pozycji jeszcze przede mną.

    Nie będę czarował i twierdził, że Ted Chiang i jego twórczość była mi znana wcześniej, bo tak nie było. Po „Wydech” nie sięgnąłem również dzięki rekomendacji jakiej książce udzielił Barack Obama. To przede wszystkim świetna okładka sprawiła, że książka ta zwróciła ku sobie moją uwagę. Kiedy później chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tej pozycji odkryłem jak wiele prestiżowych nagród otrzymały teksty Chianga postanowiłem, że koniecznie muszę je poznać.

    „Wydech” to zbiór dziewięciu niezwykłych opowiadań. Książkę rozpoczyna „Kupiec i wrota alchemika”. Tekst ma charakter przypowieści i jest przyczynkiem do rozważań na temat podróży w czasie oraz paradoksów i konsekwencji jakie mogą ze sobą nieść.

    Tytułowy „Wydech” to opowieść przepełniona uczucie beznadziejności. Akcja jej ma miejsce w świecie przypominającym pudełko z chromu. Główny bohater „Wydechu” dokonuje przypadkowego odkrycia. Każdy wydech powietrza przybliża jego świat do zagłady. Wyrównujące się ciśnienie powoduje powolne zatrzymywanie mechanizmów napędzających mózgi istot zamieszkujących ten klaustrofobiczny świat.

poniedziałek, 23 marca 2020

"Pustynna Włócznia" Peter V. Brett - RECENZJA

Nie ma książek w mojej biblioteczce, które czekałyby na swoją kolej do przeczytania tak długo jak te należące do „Cyklu demonicznego” Petera V. Bretta. Jest to pokłosie tego, że z lekturą „Malowanego człowieka” postanowiłem się wstrzymać do momentu aż autor nie skończy prac nad cyklem. Tak więc po upływie prawie dziesięciu lat od kupna w końcu postanowiłem sięgnąć po „Pustynną Włócznie”.

    „Pustynna Włócznia” to przede wszystkim opowieść o krasjańskim księciu Jardirze. Autor bardzo dużo miejsca poświęca przeszłości tego bohatera. Mamy okazję przekonać się jak poszczególne wydarzenia kształtowały charakter i postawę tej postaci. Poznajemy również tajniki szkolenia krasjańskich wojowników, które przypominają kolarz stworzony z brutalności Spartan i fanatyzmu, niektórych odłamów Islamu. Dołóżmy do tego system klasowy, gdzie kobiety i mężczyźni nie będący wojownikami są traktowani przedmiotowo a ukaże się nam obraz kraju z  pełnego podziałów.  To właśnie Jardir postanawia rozpocząć rewolucję i zjednoczyć wszystkich ludzi (bez względu na to czy tego chcą czy nie) w walce z demonami.

    Z drugiej strony poznajemy dalsze losy Arlena, który wbrew swojej woli zostaje uznany przez ludzi za mitycznego Wybawiciela. Postać tego mężczyzny z każdą kolejną stroną zdaje się być coraz bardziej tragiczna. Pomimo tego, że zdaje się być uwielbianym przez tłumy to z każdym dniem czuje się coraz bardziej nierozumiany i osamotniony. Odczucie to z pewnością potęguje fakt, że wytatuowane na jego ciele runy zaczynają mieć coraz większy wpływ na Arlena, który powoli przestaje się czuć człowiekiem.

czwartek, 12 marca 2020

"Niewidzialny człowiek" Herbert George Wells - RECENZJA

Jakiś czas temu postanowiłem, że systematycznie będę przybliżał sobie twórczość autorów nazywanych „klasykami” jeżeli chodzi o gatunek fantasy i science-fiction.  Dlatego też kwestią czasu pozostawało to kiedy sięgnę po książkę napisaną przez Herberta Georga Wellsa. Mój pierwszy wybór padł na najbardziej popularną powieść tego pisarza - „Wojnę Światów”. Co tu dużo mówić, pomimo upływu lat to książka ta wciąż potrafi oczarować czytelnika. Kiedy więc nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazał się „Niewidzialny człowiek”, postanowiłem nie tracić czasu i zapoznać się z tą krótką powieścią.

    Senny spokój pewnej małej, angielskiej miejscowości zostaje zburzony przez pojawienie się w miejscowej gospodzie tajemniczego człowieka. Mężczyzna ten zakrywa każdy centymetr swojego ciała ubiorem a jego twarz szczelnie opleciona jest bandażami. Zachowanie tego człowieka również pozostawia wiele do życzenia. W stosunku do właścicieli gospody jest niecierpliwy, opryskliwy a momentami wręcz agresywny. Takie postępowanie w połączeniu z niecodziennym wyglądem potęguje jeszcze bardziej ciekawość miejscowych. Kwestią czasu pozostaje więc kiedy nagromadzone emocje eksplodują a konsekwencje tej chwili odczują ludzie w promieniu wielu kilometrów.

    „Niewidzialny człowiek” to powieść grozy z elementami science-fiction. Autor nie tylko w ciekawy sposób wyjaśnia pod kątem naukowym samo zjawisko niewidzialności ale i również stara się odpowiedzieć na pytanie jakie konsekwencje ze sobą niesie. Myślę, że każdy z nas chociaż przez chwilę w dzieciństwie chciał być niewidzialnym. Jednak czy ktoś zastanowił się nad negatywnymi skutkami tego zjawiska? Aby być niewidzialnym nie można nosić żadnej odzieży, mało tego każdy zjedzony przez nas posiłek staje się widocznym. Można sobie wyobrazić jak nieprzyjemnie wygląda cały proces trawienia. Mało tego sam fakt niewidzialności może powodować zmiany w psychice człowieka. W przypadku tytułowego Niewidzialnego Człowieka, spowodowało to nie tylko chęć czynienia przez tą osobę zła ale wręcz spotęgowało poczucie wyjątkowości i chęci sprawowania niczym nieograniczanej władzy nad zwykłymi ludźmi.

poniedziałek, 2 marca 2020

"Amityville Horror" Jay Anson - RECENZJA

Kiedy pewnego zimowego popołudnia usiadłem przed telewizorem aby obejrzeć jakiś film grozy nie spodziewałem się, że będzie to początek czegoś więcej. To właśnie po obejrzeniu „Obecności” Jamesa Wana a raczej fotografiom, które zaprezentowano przed końcowymi napisami zacząłem interesować się postaciami demonologów Eda i Lorraine Warren. Dlatego też szukając coraz więcej informacji o tym co tak naprawdę stało się w latach siedemdziesiątych w małej miejscowości w hrabstwie Suffolk kwestią czasu pozostawało to aż sięgnę po „Amityville Horror” autorstwa Jay Anson'a.

    „Amityville Horror” opowiada historię Georga i Kathleen Lutz, którzy za bardzo okazyjną cenę kupują dużą posiadłość przy Ocean Avenue 112 w Amityville. Kiedy wraz z dziećmi wprowadzają się do nowego domu nie spodziewają się, że najbliższe dwadzieścia osiem dni okaże się dla całej ich rodziny prawdziwym dramatem. W domu dochodzi do szeregu niepokojących zdarzeń. Przedmioty zmieniają swoje miejsce położenia, temperatura w pomieszczeniach potrafi gwałtownie się zmieniać a córeczka bohaterów zaczyna rozmawiać z niewidzialnym przyjacielem. Jest to jednak preludium do wydarzeń prawdziwie mrożących krew w żyłach.

    Muszę przyznać, ze „Amityville Horror” czyta się bardzo dobrze. Nie jest to tylko i wyłącznie zasługa tematyki książki, która mnie interesuje. Autor nie pozwala czytelnikowi na nudę. W zasadzie już od pierwszych stron zaczyna dziać się coś niepokojącego co tylko potęguje ciekawość i chęć zgłębiania powieści. Dużym plusem było również przedstawienie wydarzeń i losów księdza Mancuso dzięki czemu nie odczuwałem zmęczenia akcją, która działa się w nawiedzonym domu.
   

"Pan Światła" Roger Zelazny - ZAPOWIEDŹ

Magiczna powieść science fiction, w której postapokalitycznym światem odległej planety zawładnęli mściwi hinduistyczni bogowie…

Ziemia jest daleko. Na skolonizowanej planecie grupa ludzi zyskała kontrolę nad środkami techniki i zyskała nieśmiertelność. Teraz rządzą tym światem jako bogowie hinduistycznego panteonu – Brahma, Kali, Kriszna, a także ten tego, którego kiedyś nazywali Buddą, a który teraz odważa się wystąpić przeciwko ich tyranii, i nazywa się Mahasamatmanem, Poskromicielem Demonów, Panem Światła.

Wyobraźmy sobie daleki świat, gdzie bogowie chodzą po ziemi jak ludzie, choć dzierżą ogromne, ukryte moce. Tutaj zbudowali scenę, na której budują subtelną sieć przymierzy, miłości i śmiertelnej wrogości. Czy istotnie są nieśmiertelni? Kim są ci bogowie, którzy władają przeznaczeniem ludnego świata?



PREMIERA: 24 marca 2020

"Niewidzialny człowiek" Herbert George Wells - ZAPOWIEDŹ

Jedna z najsłynniejszych powieści science fiction o zgubnych skutkach niebezpiecznych naukowych eksperymentów…

Do wiejskiej gospody przybywa mężczyzna w wielkim pilśniowym kapeluszu, od stóp do głów ubrany tak, że nie widać ani centymetra ciała. Nieznajomy jest zziębnięty i pragnie jedynie wynająć ciepły pokój. Prosi też, aby mu nie przeszkadzano, gdyż prowadzi bardzo ważne badania.

Zaintrygowana tajemniczym gościem gospodyni usiłuje dowiedzieć się, kim on jest, skąd przybywa i dlaczego z jego pokoju wydobywają się dziwne dźwięki. Niedługo potem wychodzi na jaw, że mężczyzna to naukowiec, który wynalazł sposób na… niewidzialność, przy okazji sam stając się niedostrzegalnym dla ludzkiego oka. Chciwość i chęć zdobycia profitów przejmują władzę nad jego umysłem do tego stopnia, że nie zawaha się nawet zabić, aby osiągnąć cel…

Niewidzialny człowiek
to jedna z najpopularniejszych książek prekursora nowoczesnej fantastyki Herberta George’a Wellsa, należąca do kanonu powieści fantastycznej i będąca źródłem inspiracji dla wielu współczesnych autorów i filmowych twórców.

Film inspirowany powieścią w reżyserii Leigh Whannella z Elisabeth Moss, gwiazdą Opowieści podręcznej w roli głównej, w kinach w marcu 2020!
KLASYKA LITERATURY SCIENCE FICTION

PREMIERA: 10 marca 2020

wtorek, 25 lutego 2020

"Oprawca boży" Eugeniusz Dębski - RECENZJA

Nie ma zbyt wielu pisarzy, co do których odczuwałbym taki sentyment jaki czuje do twórczości Eugeniusza Dębskiego. To jego książki czytałem kiedy dopiero zaczynałem swoją przygodę z polską fantastyką. Do tej pory z nostalgią wspominam lekturę chociażby „O włos od piwa”, „Śmierci magów z Yara” czy dwutomowej „Krucjaty”. Chociaż książki te nie zbierały może zbyt wysokich ocen to lata temu potrafiły mnie na swój sposób oczarować. Kiedy więc zobaczyłem, że po latach niebytu Pan Dębski wraca do „Fabryki Słów” ze swoją nową książką, to tylko kwestią czasu pozostawało to kiedy sięgnę po „Oprawcę bożego”.

    „Oprawca boży” opowiada historię boskiego egzekutora Durkiss'a. Wyobraźmy sobie świat, w którym bogowie mszczą się na ludziach za wszelkiego rodzaju bluźnierstwa. Ktoś składał przysięgę na boże imię i jej nie dotrzymał? Egzekutor wysłany przez obrażonego boga sprawi, że kara jaką poniesie bluźnierca będzie świadectwem tego, iż nie warto postępować wbrew woli bóstwa. Takiego właśnie krzywoprzysięzcę musi ukarać Durkiss. Jednak sprawa okazuje się być nie taka prosta jak z początku wyglądała a naszego bohatera zaczynają dręczyć wątpliwości.

    Powieść już od pierwszych stron zapowiada się świetnie. Otrzymujemy bowiem zapowiedź intrygującego, wciągającego i mrocznego świata, którego nie powstydziłaby się niejedna powieść z gatunku dark fantasy. Jednak od trzeciego rozdziału zaczyna dziać się coś dziwnego. Otóż niczym królik wyskakujący z kapelusza pojawia się wątek miłosny a naszemu bohaterowi nagle zaczyna ubywać nie tylko umiejętności, które zdobywał przez lata katorżniczego szkolenia ale i również zaczyna on wręcz głupieć. Tak jakby cała zdobyta wiedza nagle z niego wyparowała. Odniosłem wręcz wrażenie jakby początek powieści i fragment zakończenia napisano dużo wcześniej i zostały po latach odgrzebane w szufladzie. Być może autor nagle zrezygnował z pisania powieści o brutalnym i mrocznym świecie i poszedł drogą na skróty? Bo jak inaczej można nazwać momentami wręcz infantylne dialogi oraz bezsensowne wymyślanie nowych wulgaryzmów, które  nie są ani śmieszne ani nie brzmią zbyt autentycznie, jak nie próbą przypodobania się jakiej wyimaginowanej grupie czytelników?

poniedziałek, 17 lutego 2020

"Kolejne upiorne opowieści po zmroku" Alvin Schwartz - RECENZJA

Kiedy odkładałem na półkę „Upiorne opowieści po zmroku” Alvina Schwartz'a nie spodziewałem się, że sięgnę po kolejne książki tego autora. Znaczący wpływ na takie moje odczucie miało z pewnością to, że po zobaczeniu fragmentów filmu opartego na „Upiornych opowieściach” po lekturze książki oczekiwałem zdecydowanie więcej emocji. Jednak po pewnym czasie doszedłem do wniosku, żeby oddzielić film od opowiadań Schwartz'a grubą kreską i sięgnąć po drugi tom „Opowieści”. O dziwo, wiedząc już czego mogę spodziewać po lekturze to „Więcej upiornych opowieści po zmroku” czytało mi się zdecydowanie lepiej od swojej poprzedniczki. Dlatego też, chcąc domknąć na swoim czytelniczym koncie cały cykl Schwartz'a naturalnym było dla mnie sięgnięcie po „Kolejne upiorne opowieści po zmroku”.

    Strach jest nieodłącznym towarzyszem człowieka. Potrafi ukrywać się aby niespodzianie pojawić się niczym królik wyskakujący z czarodziejskiego kapelusza. „Kolejne upiorne opowieści po zmroku” to doskonały przykład na to, że pomimo upływu dziesiątek a nawet setek lat, ludzi przerażają podobne zjawiska. Wampiry, wilkołaki, duchy małych dzieci, zjawy czy przemieszczające się z niewiadomych przyczyn przedmioty po domu do dzisiaj budzą trwogę. Nawet współczesne nam czasy pokazują, że pomimo tego iż większość ludzi zarzeka się, że nie wierzy w nadprzyrodzone zjawiska to wszelkie wzmianki o duchach budzą dreszczyk grozy. Fenomen domu w Amityville jest doskonałym przykładem na to, że nawet nowoczesne społeczeństwo ulega uczuciom podobnym do tych, które odczuwali nasi przodkowie. 

    „Kolejne upiorne opowieści po zmroku” to nie tylko okazja do zapoznania się z opowieściami wywodzącymi się z czasów amerykańskiego osadnictwa ale i również możliwość zobaczenia jak bardzo „na czasie” pozostają te opowieści. Chociażby historia w opowiadaniu „Takie rzeczy się zdarzają” zdaje się być wręcz idealnym materiałem nie tylko na dobry film ale i ciekawą książkę, oczywiście wtedy kiedy ktoś pokusiłby się bardziej rozwinąć opowieść. Jest to bowiem historia o zemście wiedźmy oraz starym, ludowym sposobie na pokonanie klątwy.

środa, 12 lutego 2020

"Droga Królów" Brandon Sanderson - RECENZJA

Na swoim czytelniczym koncie mam dość pokaźną liczbę przeczytanych książek autorstwa Brandona Sandersona. Moje spotkania z tym autorem przebiegały różnie. Poznawanie dorobku tego pisarza rozpocząłem od  świetnej trylogii „Ostatnie Imperium”, po czym mozolnie brnąłem przez „Elantris”. Z lekturą „Drogi Królów” zwlekałem dość długo. Największy wpływ na moją zwłokę miała z pewnością objętość tej powieści. Wiedziałem, że kiedy zacznę ją czytać, to z pewnością minie kilka tygodni nim uporam się z prawie tysiąc stronicowym dziełem. Skąd mogłem wiedzieć, że książka wciągnie mnie do tego stopnia, że nie będę potrafił się od niej oderwać?

    „Droga królów” opowiada przede wszystkim o losach trzech bohaterów: Dalinara Kholina, Shallan Davar oraz Kaladina. 

    Dalinar Kholin to arcyksiążę, świetny dowódca i wojownik należący do elity państwa zwanego Aletkharem. Dalinar jest konserwatystą, któremu nie podoba się droga jaką podąża jego państwo oraz nowe pokolenie arystokracji. Jednak cały szacunek i reputacja Kholina zaczyna wisieć na włosku kiedy podczas zjawisk pogodowych zwanych arcyburzami zaczyna doznawać niewytłumaczalnych wizji przenoszących go do zamierzchłej przeszłości.

    Shallan Davar to młoda dziewczyna, która wyrusza w podróż aby zostać uczennicą kobiety, uznawanej za jeden z najwybitniejszych umysłów na świecie. Jednak oprócz chęci kształcenia się dziewczyna ma jeszcze jeden ukryty cel, który spowoduje wiele perturbacji oraz sprawi, że Shallan zdecydowanie inaczej spojrzy na otaczający ją świat.

     Kaladin to bohater, któremu Sanderson poświęca najwięcej miejsca w „Drodze Królów”. Mężczyzna miał zostać w młodości chirurgiem leczącym ludzi ale los napisał mu zdecydowanie inny scenariusz. Wstąpił do wojska i na skutek pewnych wydarzeń z dowódcy oddziału stał się niewolnikiem skazanym na pracę, którą mało kto był w stanie przeżyć. Kaladin dołączył do załogi mostu czwartego, której obowiązkiem było niesienie na swoich ramionach przeprawy pod nieustannym ostrzałem łuczników wrogiego wojska.

czwartek, 30 stycznia 2020

"Podróżnik WC. Wydanie II Poprawione" Wojciech Cejrowski - RECENZJA

Myślę, że Wojciecha Cejrowskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jego program podróżniczy „Boso przez świat” należy do grona moich ulubionych produkcji telewizyjnych. Humorystyczny i wnikliwy komentarz Cejrowskiego sprawia, że jego „Boso” nie tylko dobrze się ogląda ale również sprawia, że prezentowane treści łatwo się zapamiętuje. Kiedy to od dłuższego czasu na horyzoncie nie widać nowych odcinków, naturalnym odruchem było sięgnięcie przeze mnie po książki Cejrowskiego.

    Na wstępie muszę się przyznać, że nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z literaturą podróżniczą. Nie wiem jakie elementy powinna posiadać taka książka, żeby była godna miana „dobrej”. Dlatego też w tekście tym chciałbym się skupić przede wszystkim na moich subiektywnych odczuciach po ukończeniu lektury „Podróżnika WC”.

    Pierwsze wydanie „Podróżnika WC” trafiło na półki księgarń w 1997 roku. Nakład książki dość szybko się wyczerpał a Cejrowski bardzo długo kazał czekać swoim czytelnikom na wznowienie. Dlatego też książka, która jest obecnie sprzedawana dodatkowo zawiera w przypisach komentarze Cejrowskiego, który próbuje z perspektywy czasu wyjaśnić swoją niechęć do ponownego ukazania się „Podróżnika”.

    „Podróżnik WC” to przede wszystkim zbiór anegdot i przygód WC w czasie jego podróży do Meksyku i krajów Ameryki Łacińskiej, które odbył pod koniec lat osiemdziesiątych i w połowie lat dziewięćdziesiątych. Kulminacyjnym momentem książki jest opis wyprawy Cejrowskiego wraz z grupą niemieckich turystów do Zaginionego Miasta w Kolumbii – Ciudad Perdida.

"SybirPunk. Vol 1" Michał Gołkowski - ZAPOWIEDŹ

sybirpunk gołkowski
Przyszłość - sterylnie czyste miasta, uporządkowane społeczeństwa i służąca ludzkości zaawansowana technologia...

... No nie, sorry, ale nie.

Przyszłość to NeoSybirsk: rozpadająca się, sklecona na sznurek i szmatę cywilizacja pokryta węglowym pyłem. Cuchnące zaułki, w których można stracić życie za butelkę wody. Syntetyczne jedzenie, trujące powietrze i ludzie tak napakowani cybernetyką, że właściwie nie wiadomo czy jeszcze są ludźmi.

W takim świecie żyje Sasza Hudovec_74 zwany Chudym - facet od załatwiania spraw trudnych.

Tym razem został windykatorem i ma odzyskać pieniądze, które jeden paskudnie bogaty oszust ukradł drugiemu obrzydliwie nadzianemu oszustowi. Pieniądze są ogromne, prowizja Chudego - niebagatelna. Szybko jednak okazuje się, że nie zarobi swojej forsy ani łatwo, ani bezpiecznie, a problemy związane z tym zleceniem są zaledwie wierzchołkiem wielkiej góry lodowej.

Orkiestra gra do samego końca, silniki idą pełną mocą naprzód, zaś Chudy pędzi na zderzenie czołowe. 

PREMIERA: 11.03.2020

"Ja Inkwizytor: Przeklęte kobiety" Jacek Piekara - ZAPOWIEDŹ

Życie warto poświęcać tylko dla Boga. Bo kiedy Bóg woła, to odpowiadam: "jestem!", nie zważając czy wzywa mnie dla chwały czy dla męczeństwa.

Inkwizytor walczy z pogaństwem i herezją na barbarzyńskiej Rusi!


Ludzie chcący wykorzystać Mordimera Madderdina są zbyt liczni i bezwzględni, by inkwizytor nawet przez chwilę czuł się bezpiecznie. W jaki sposób zakończą się sprawy na Rusi? Kto wróci z tarczą, a kogo zaniosą na tarczy? Czy wrogowie zamienią się w przyjaciół, a przyjaciele we wrogów? Co okaże się silniejsze: miłość czy śmierć?


Umierają idee i marzenia, umierają wrogowie i przyjaciele. Ci którzy przeżyli, żałują że również nie umarli. A w ostatecznym efekcie, w tej wszechogarniającej pustce, pozostaje miłość do Boga i wierność Świętemu Officjum. To one wypełniają serce na tyle, by chciało jeszcze bić.

PREMIERA: 25.03.2020

środa, 15 stycznia 2020

"Malowany Człowiek" Peter V. Brett - RECENZJA

Myślę, że każdego czytelnika lubiącego kupować książki spotkała kiedyś chwila gdy zorientował się, że stos pozycji nieprzeczytanych za chwilę przerośnie ten z przeczytanymi. Nie będę ukrywał, że sam posiadam dość pokaźny „stos hańby” a na jego szczycie od dawna znajdował się „Malowany Człowiek” Petera V. Bretta. Książka ta czekała na mnie ponad 10 lat a spowodowane to było tym, że miałem kiedyś zwyczaj nie zaczynać czytania niedokończonych cykli przed ich ukończeniem.

     Kiedy jednak postanowiłem w końcu sięgnąć po „Malowanego” miałem bardzo wysokie oczekiwania wobec tej książki. W Internecie pełno jest bowiem recenzji zachwalających tą powieść a na jednym z portali zrzeszających czytelników książka osiągnęła wysoką łączną notę ośmiu na dziesięć punktów. Dlatego też spodziewałem się czegoś co mnie oczaruje. Jednak nie wszystkie czary „Malowanego Człowieka” na mnie podziałały.

    Głównymi bohaterami powieści Brett'a jest trójka młodych ludzi: Arlen, Rojer i Leesha. Pomimo tego, że pochodzą z różnych zakątków świata to mają wiele ze sobą wspólnego. Łączy ich przede wszystkim to, że każde z nich ma traumatyczne wspomnienia dotyczące rodziców. Arlen był bowiem świadkiem tego, że uwielbiany przez niego ojciec, w chwili kiedy był najbardziej potrzeby okazał się tchórzem. Matka Leesh'y z kolei od zawsze marzyła o synu, a kiedy na świecie pojawiła się dziewczynka to kobieta znęcała się nad nią psychicznie. Rojer był świadkiem jak jego rodzice są rozszarpywani przez demony.

    Bohaterowie budzą sympatię. Pomimo swojego młodego wieku nie boją się zejść z góry utartej i bezpiecznej ścieżki. Dzięki temu wraz z nimi mamy możliwość poznawania otaczającego nas świata. Wiele rzeczy jest dla nich nowymi i dzięki temu nie czujemy się osamotnieni w poznawaniu otoczenia.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...