
Kiedy teraz siedząc wygodnie w fotelu wracam myślami w przeszłość to zdaje sobie sprawę, że chyba nie było bardziej oczekiwanej przeze mnie książki o Potterze niż "Książę Półkrwi". Pamiętam jakby to było dzisiaj, olbrzymi zegar na stronie internetowej wydawcy odmierzający czas pozostały do premiery. Mało tego, grono moich ówczesnych szkolnych znajomych również nie mogło doczekać się dnia premiery. Na szkolnych korytarzach bardzo często dyskutowało się o swoich przypuszczeniach co do dalszych losów bohaterów.
Myślę, że podobne uczucia towarzyszyły większości młodzieży a czarę przelał fakt, że na bodajże dwa miesiące przed ukazaniem się "Księcia Półkrwi" w internecie zaczęło krążyć jego amatorskie tłumaczenie. Sam jednak po tą wersję nie sięgnąłem gdyż gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że być może jest to fanowska wizja dalszych przygód Pottera a nie rzeczywiste tłumaczenie książki napisanej przez Rowling. Jak się później okazało myliłem się i wersja krążąca w sieci była praktycznie identyczna z tą ostateczną - papierową.
Wtedy to też stałem się na długi czas wiernym klientem małej, osiedlowej księgarni. Otóż wyobraźcie sobie moje zdumienie kiedy przechodząc obok niej, ponad tydzień przed oficjalną datą premiery "Harrego Pottera i Księcia Półkrwi" zobaczyłem plakat, że książka jest już u nich w sprzedaży. Poczułem się tak jakby drugi raz w roku ogłoszono Boże Narodzenie.