czwartek, 12 lipca 2018

"Czarownik Iwanow" Andrzej Pilipiuk - RECENZJA

Jakub Wędrowycz
    Ostatni tom przygód Jakuba Wędrowycza zatytułowany „Konan Destylator” pozostawił we mnie lekki niedosyt. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po jeden z pierwszych zbiorów opowiadań o tym wiejskim egzorcyście. Wybór mój padł na „Czarownika Iwanowa”. Książka ta jeśli chodzi o jej grubość jest najmniejszą z całego cyklu. Jednak czy ilość ma znaczenie?

    „Czarownik Iwanow” 4 opowiadania: „Hiena”, „Bestia”, „Mięcho”, „Kocioł” i jedna mini powieść, której tytuł nosi cały zbiór.

    Już na samym początku zostałem zaskoczony. „Hiena” nie przypomina bowiem luźnych historyjek o starym dziadu jakim jest Wędrowycz. Opowiadanie momentami straszy, momentami skłania do refleksji a zakończenie zaskoczy każdego. Nie jest bowiem optymistyczne.

    „Czarownik Iwanow” to według mnie jedna z najlepszych opowieści o Jakubie. Jest to historia, która również rzuca odrobinę światła na przeszłość (szczególnie tą wojenną) tego niezwykłego egzorcysty. To co wyróżnia opowiadanie o Iwanowie nazwałbym wielowątkowością. Oprócz sprawy wspomnianego czarownika Jakub musi zmierzyć się również z brutalnym atakiem wampirów na krowę oraz poznamy historię pewnego wyjątkowego ogiera. Nie brakuje scen i wypowiedzi bohaterów, które swoją absurdalnością wzbudzają uśmiech na twarzy.

    "Mięcho" i "Kocioł" to z kolei Andrzej Pilipiuk w szczytowej formie jeśli chodzi o postać Jakuba Wędrowycza. Dzięki takim historiom czytelnicy pokochali tego bohatera oraz wielu z nich stało się fanami samego pisarza.

niedziela, 8 lipca 2018

"Starcie Królów" George R.R. Martin - RECENZJA


Pierwszy tom „Pieśni Lodu i Ognia” wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. „Grę o Tron”, chociaż nie dostarczyła mi aż takich fajerwerków jakich się spodziewałem, uważam ją za jedną z lepszych powieści fantasy jakie przeczytałem. Dlatego też postanowiłem nie czekać długo z lekturą „Starcia Królów”.

„Starcie Królów” przedstawia dalsze losy bohaterów poznanych w „Grze o Tron”. Oprócz postaci dobrze znanych Martin wprowadza dwie nowe osoby, z których perspektywy będziemy śledzić i obserwować opisywane wydarzenia.

Często bywa tak, że po bardzo dobrym pierwszym tomie następuje drugi, który dramatycznie odbiega swoim poziomem od poprzednika. Na szczęście „Starcie Królów” okazało się książką, którą uważam za jeszcze lepszą od części otwierającej cały cykl. W zakończeniu recenzji poprzedniego tomu pisałem o tym, że „Gra” to jedynie preludium do prawdziwych wydarzeń. Wyraziłem również wtedy nadzieję, że w kolejnych książkach fabuła ruszy z kopyta. Rzeczywiście tak się stało. Akcja w „Starciu Królów” pędzi już od pierwszych stron.

    W drugim tomie „Pieśni Lodu i Ognia” praktycznie całe Westeros ogarnia płomień wojny. Chociaż z początku wydawało się, że pretendentów do tronu będzie maksymalnie trzech okazuje się, że frakcji i kandydatów zaczyna się mnożyć jak przysłowiowych grzybów po deszczu. Większość aspirantów do miana króla wydaje się być pozbawiona zdrowego rozsądku. Niejednokrotnie zyskali by oni zdecydowanie więcej łącząc swe siły z kimś bardziej wpływowym jednak możemy zobaczyć ich uparty marsz ku samozagładzie. Owszem, należy pamiętać, że większość z walczących lordów i rycerzy jest bardzo młodych. Byli oni z pewnością wychowywani wśród opowieści o bohaterskich czynach swoich ojców podczas wojny z królem Targaryen'em. Nie są oni świadomi okropieństw jakie wojna niesie ze sobą, zwłaszcza dla prostych ludzi, których traktują przedmiotowo. Miałem wrażenie, że wojna dla tych chłopców jest jedynie dobrą zabawą. Kolejnym turniejem, na którym mogą popisać się swoim męstwem.

środa, 27 czerwca 2018

"Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren" Gerald Brittle - RECENZJA


O Edzie i Lorraine Warren usłyszałem po raz pierwszy oglądając film „Obecność”. Podczas seansu pomyślałem sobie, że scenarzysta wpadł na znakomity pomysł aby głównymi bohaterami uczynić małżeństwo walczące z demonami. Czy można wyobrazić sobie lepsze postacie dla całej serii filmów? Moje zdumienie nie miało granic kiedy przed napisami końcowymi filmu pokazano zdjęcia „prawdziwych” Warrenów.

Nie potrafiłem zostawić tego tematu w spokoju. Zacząłem przeglądać Internet szukając wszelkich informacji o tym amerykańskim małżeństwie. Z każdą przeczytaną notką lub artykułem moje oczy otwierały się coraz szerzej. Dlatego nie mogłem przejść obojętnie obok „Demonologów”.

Gerald Brittle w swojej książce przedstawia najgłośniejsze sprawy prowadzone przez małżeństwo Warrenów. To właśnie Ed i Lorraine opowiedzieli i skomentowali dla pisarza tak znane sprawy jak chociażby Amityville czy historię lalki Annabelle.

    Jednak na początku należałoby zadać sobie przede wszystkim pytanie kim tak naprawdę są Warrenowie. Wielokrotnie w książce sami siebie nazywają demonologami. W XX wieku Kościół Katolicki musiał zmagać się z falą krytyki oraz walczyć z obrazem zacofanej i skrytej w mrokach średniowiecza instytucji. Wystarczy przywołać chociażby przypadek niemieckiej nastolatki Anneliese Michel, która zmarła podczas egzorcyzmów. Na Kościół spadła wtedy lawina krytyki i obarczano go winą za śmierć młodej Niemki. Demonologów współpracujących z duchownymi nazwałbym zwiadowcami. To oni mieli rozpoznać z CZYM w danym miejscu ma się do czynienia. Prowadzili drobiazgowe śledztwo mające dać odpowiedź na pytanie czy aby na pewno dochodzi do wydarzeń paranormalnych czy do mistyfikacji. Dopiero po wizycie demonologa do działania po trzydniowym poście wkraczają kościelni egzorcyści.

    „Niesamowita” ale przede wszystkim „przerażająca”, to pierwsze skojarzenia jakie nasuwają mi się kiedy pomyślę o „Demonologach”. Nawet sceptycznie zakładając, że tylko 10% z sytuacji opisanych w książce miało miejsce w prawdziwym świecie, muszą się w nas obudzić uczucia, przy których „gęsia skórka” jest czymś najmniej dokuczliwym. Warrenowie mówią wprost o istnieniu magii, duchów, demonów i szatana. Wszystkie ich opowieści poparte są relacjami z miejsc gdzie takie czy inne zjawiska miały miejsce. W książce znajdziemy zdjęcia z domu nawiedzonego przez demona, który rujnował cały dobytek pewnej rodziny. Zdjęcia lewitujących lamp czy butelek to tylko ułamek bogatego zbioru Warrenów w skład, którego wchodzą również m.in. nagrania video zjawisk paranormalnych. Jakby tego było mało Warrenowie stworzyli w swoim domu muzeum przedmiotów, które dotyczą prowadzonych przez nich spraw ze słynną lalką Annabelle na czele.

czwartek, 17 maja 2018

"Księga Mieczy" Gardner Dozois - RECENZJA


Od chwili kiedy przeczytałem jakąś antologię minęło parę lat. Nie będę ukrywał, że byłem kiedyś gorącym zwolennikiem tego typu książek ale od pewnego czasu wolałem sięgać po bardziej rozbudowane historie. Muszę przyznać, że „Księga Mieczy” trafiła do mnie w idealnym momencie. Z powodu braku czasu i dość dużego nawału obowiązków, możliwość przeczytania krótkiej, zamkniętej historii, zamiast „szatkowania” i ciągłego odrywania się od dłuższej powieści, była dla mnie rozwiązaniem wręcz wymarzonym. Jednak czy warto po taki zbiór sięgnąć?

„Księga Mieczy” to zbiór aż szesnastu opowiadań, wyselekcjonowanych i wybranych przez redaktora Gardnera Dozois'a. Znajdziemy tutaj opowiadania tak popularnych pisarzy jak Ken Liu, Robin Hobb, K.J. Parker czy George R.R. Martin. Wszystkie teksty łączy wspólny motyw przewodni jakim jest miecz. Jednak nie zawsze należy rozumieć to słowo dosłownie a samo pojęcie jest dość szerokie. Może służyć nie tylko jako definicja przedmiotu ale równie dobrze jako określenie pewnych cech charakteru. Szlachetność, rycerskość ale i również ostrość, nieugiętość, umiejętność szybkiego odbierania życia to tylko kilka cech, które pasują mi do postaci określanych mianem „miecza”.

    Opowiadania oczekuję spełnienia trzech warunków. Po pierwsze historia musi być krótka. Nie lubię opowiadań, których tylko cienka granica dzieli od stania się mikropowieścią. Myślę, że pięćdziesiąt stron druku to jedna z górnych granic, w których autor powinien zamknąć opowiadaną przez siebie historię. Po drugie uważam, że opowieść powinna przykuć od pierwszych chwil chociażby niezwykłością sytuacji, w której znalazł się bohater. Tekst powinien złapać czytelnika i nie puścić go aż do samego końca. Po trzecie i chyba najważniejsze, opowieść powinna mieć puentę. Puenta Moi Drodzy jest bowiem dla opowiadania najważniejsza. Powinna przede wszystkim zaskoczyć czytelnika ale i również pozostawić po sobie pewien ślad sprawiający, że o historii myśli się przez pewien czas po lekturze.

"Cień" Adam Przechrzta - ZAPOWIEDŹ

Rzeczpospolita Warszawska stara się utrzymać neutralność, balansując między dwiema potęgami: Niemcami i Rosją, jednak młoda republika ma coraz więcej problemów. W enklawach pojawiają bezpośredni wysłannicy Szepczących, a słowo mocy, które dało Polakom zwycięstwo, jest już znane wszystkim stronom konfliktu. Samarin i Rudnicki zostają wciągnięci w wir politycznych i towarzyskich intryg, a to nie jedyne ani nawet największe niebezpieczeństwo. Ktoś poprzysiągł ich zabić. I wszystkich takich jak oni. Do tego zarówno w Berlinie, jak i Sankt Petersburgu narasta przekonanie, że pora zaatakować. Polska armia szykuje się do ostatecznego starcia, jednak dowództwo zdaje sobie sprawę, że żadna strategia nie pozwoli wygrać z wrogiem mającym dwudziestokrotną przewagę liczebną. Tylko czas pokaże, kto umrze, a kto przeżyje...

PREMIERA: 20 czerwca 2018

środa, 9 maja 2018

"Harry Potter i Kamień Filozoficzny" J.K. Rowling

Kiedy na początku roku robiłem sobie taki mały plan dotyczący tego jakie książki chciałbym w najbliższym czasie przeczytać, postanowiłem sobie, że po latach wrócę do serii o Harrym Potterze. Długo myślałem czy jest sens tworzenia kolejnego tekstu dotyczącego tego kultowego już cyklu skoro Internet jest już praktycznie aż po brzegi wypełniony mniej lub bardziej udanymi recenzjami. Doszedłem jednak do wniosku: czemu nie? Nawet jeśli tego tekstu nikt poza mną nie przeczyta to mam poczucie, że warto. Myślę, że przede wszystkim dla mnie samego. Tekst ten raczej nie można traktować jako recenzję a raczej moją sentymentalną podróż do czasów , które chyba już nigdy nie wrócą. Czasów Potteromani.

O Harrym Potterze usłyszałem po raz pierwszy kiedy miałem 10 lat. To wtedy w 2000 roku po raz pierwszy książki o małym czarodzieju ukazały się w Polsce. Muszę Wam powiedzieć, że w czasach tych wśród moich rówieśników czytanie nie było mile widziane. Było oznaką słabości. Nie wiem jak jest obecnie wśród dziesięciolatków ale za moich czasów im mniej się umiało i im gorzej się czytało tym było się bardziej lubianym. Ja wyznawałem zupełnie inne zasady. Nie raz było tak, że przychodząc do domu ze szkoły kładłem się na sofie (a miałem taką specjalną z motywem disnejowskiej „Księgi Dżungli”) i zaczytywałem się w zeszytowych wydaniach westernów Karola Maya (o których może jeszcze kiedyś opowiem), w książkach Adama Bahdaja, Makuszyńskiego, Parandowskiego itd. Pojawienie się „Harrego Pottera i Kamienia Filozoficznego” na pewien czas zupełnie zmieniło dotychczasowy „układ sił”. Otóż na korytarzach szkolnych podczas przerw coraz częściej pojawiały się pojedyncze jednostki z książką w ręku. Z czasem przerodziło się to w prawdzie szaleństwo i w pewnym stopniu modę. Do tego stopnia, że z książką w ręku paradował nawet najbardziej tępy szkolny osiłek.

    Muszę przyznać się, że sięgając dzisiaj po „Kamień Filozoficzny” miałem pewne obawy. Bałem się, że blisko osiemnaście lat po pierwszym przeczytaniu (a czytałem go potem wiele razy nie mogąc doczekać się premiery kolejnych tomów) książka ta nie wyda mi się aż tak wyjątkowa. Z ulgą mogę Wam teraz powiedzieć, że moje obawy okazały się bezpodstawne. „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” wciągnął mnie od pierwszego rozdziału i nie puścił aż nie skończyłem go czytać. Z przyjemnością wyłapywałem różnice pomiędzy książką a jej ekranizacją. Ze zdumieniem odkryłem również jak wiele dialogów z polskiego tłumaczenia powieści zostało żywcem przeniesionych do filmowej adaptacji.

niedziela, 15 kwietnia 2018

"Melodia Litny" Łukasz Jabłoński - RECENZJA

Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział kiedyś, że wydawnictwo decydujące się na wydrukowanie książki debiutanta musi zazwyczaj liczyć się z dużą stratą finansową. Czytelnicy wolą wybierać książki kogoś znanego, popularnego, sprawdzonego. Dlatego też ze zdumieniem przyjąłem informację, że Wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się na publikację książki Łukasza Jabłońskiego. Nie kojarzyłem bowiem do tej pory tego wydawnictwa jako stawiającego na polską fantastykę a raczej skupiającego się na bardziej sprawdzonych tytułach i autorach ( Tolkien, Martin, Cherezińska). Dlatego też z jeszcze większą ciekawością i zapałem zabrałem się do lektury „Melodii Litny”.

Wyobraźmy sobie świat, którym włada bezwzględny i rządny krwi cesarz. Pragnienie wiecznego życia i ciągłych podbojów sprawia, że gotów jest sprzedać własną duszę byle tylko osiągnąć swój cel. Skazuje on swojego brata na wygnanie jednocześnie piętnując go na policzku tatuażem z niedźwiedzią łapą – symbolem banicji. Nie jest to jednak zwykły tatuaż a wykonany magiczną, nieusuwalną i nie dającą się zamalować farbą. Osoba tak napiętnowana nie może czuć się bezpiecznie i spokojnie żyć na terenie cesarstwa. Młody wygnaniec na swojej drodze spotyka innych napiętnowanych. Musicie bowiem wiedzieć, że przestępcy w zależności od tego za co zostali skazani otrzymywali różne tatuaże np. kieł wilka – mordercy, wężowy język -stręczyciele. Jeden z napiętnowanych wpada na pomysł aby stworzyć wioskę, w której zamieszkają wszyscy wygnańcy. W ten sposób banita z niedźwiedzią łapą trafia do Bastionu.

    Bastion wyróżnia się nie tylko dzięki swoim mieszkańcom ale przede wszystkim wyróżnia go sposób w jaki jest rządzony i w jaki odbywają się w nim sądy. Jest to głosowanie. W świecie zdominowanym przez cesarstwo i monarchie tworzy się z idea demokracji i równości. Jeden z założycieli tworzy utopię jednak w założeniu na pierwszy rzut oka idealnym pojawiają się pojedyncze rysy, które z biegiem czasu mogą doprowadzić do katastrofy. Sami bohaterowie zachowują się jak ci, od których chcieliby się odciąć (szlachta, cesarz) i uznają swoją wyższość nad ukaranymi za niepłacenie podatków chłopami. Łukasz Jabłoński doskonale wytyka wszystkie wady tego ustroju, jak chociażby kupowanie głosów czy przeciąganie pojedynczych osób na swoją stronę byleby tylko uzyskać korzystne dla siebie decyzje czy też wyroki sądu.

    W świecie opisanym w „Melodii Litny” nie brakuje magii. Wiedźmy i nekromagowie nie są czymś niezwykłym. Magia bardzo często bazuje na współgraniu z naturą i czerpaniu z niej tego co najmocniejsze. Jeśli musiałbym umiejscowić akcję powieści w znanych nam z historii ramach czasów to wskazałbym okolice XIII wieku. Jednak przyznaję, że o samym świecie jaki otaczał bohaterów nie wiem za wiele. Autor rzadko kiedy wychyla się poza Bastion, czasami mamy okazję rzucić okiem na to co porabia cesarz, odwiedzić bliskie wiosce złoczyńców miasteczko i w zasadzie to by było na tyle. Wiemy, że toczą się wojny ale dlaczego akurat z tym państwem a nie z innym?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...