O pisarzu o
nazwisku Brunner po raz pierwszy usłyszałem kiedy to na półkach
księgarń zadebiutowała nowa seria wydawnicza- „Artefakty”. Nie
zdawałem sobie wtedy sprawy, że właśnie ten autor stanie się
jednym z moich ulubionych. Zostałem oszołomiony powieścią o
nietypowej konstrukcji, „Wszyscy na Zanzibarze”. Byłem świadkiem
jak Brunner zachował się wręcz jak jasnowidz przewidując m.in.
maski smogowe w „Ślepym Stadzie”. Dzisiaj postanowiłem sięgnąć
po najkrótszą z artefaktowych książek tego brytyjskiego pisarza,
„Na fali szoku”
Poznajmy
Nickiego Haflingera. Człowieka o ponadprzeciętnej inteligenci,
wychowywanego i kształconego w rządowym ośrodku dla niezwykłych
dzieci, który postanawia nie dać się podporządkować panującemu
systemowi. Ucieka on z „wylęgarni” geniuszy i przybierając
coraz to nowe tożsamości decyduje się aby rzucić wyzwanie z góry
ustanowionemu porządkowi.
Biorąc do
ręki „Na fali szoku” czytelnik musi pamiętać o tym, że
książka ta ukazała się w 1975 roku. Wiele tematów czy
technologii, z którymi dzisiaj spotykamy się na co dzień wtedy
pozostawało jedyne w sferze marzeń. Do takich elementów można z
pewnością zaliczyć wideokonferencje czy przeniesienie znacznej
części życia do świata wirtualnego. Jeżeli o tym nie będziemy
pamiętać przed lekturą, powieść Brunnera dla wielu może trącić
myszką. Zwłaszcza jeżeli czytelnik ma za sobą lekturę chociażby
„Trylogii Ciągu” Gibsona.
Świat
przedstawiony przez Brunnera mnie osobiście przerażał. Bo jak
można spokojnie patrzeć na świat gdzie większość więzów
rodzinnych jest tak słabych, że wręcz one zanikają? Czy naturalny
jest świat gdzie jedyna miejscowość gdzie ludzie żyją w zgodzie
i chcą sobie nawzajem bezinteresownie pomagać jest skazywana na
unicestwienie przez rząd? „Na fali szoku” to książka
opowiadająca o władzy, która chce kontrolować i ingerować w
najdrobniejsze aspekty życia ludzkiego.
Lektura „Na
fali szoku” nie jest z pewnością łatwa. Nie raz czytelnik może
czuć się zagubiony niejednolitą konstrukcją powieści. To co
świetnie sprawdzało się chociażby we „Wszyscy na Zanzibarze”,
w tej powieści Brunnera niezbyt ze sobą współgra. Myślę, że
znaczący wpływ na to zjawisko miała dość mała objętość
książki. Pisarz nie tworzy zbyt wielu bohaterów (co akurat dla
niego jest dość typowe) jednak pomimo tego ja osobiście nie czułem
więzi praktycznie z żadnym z nich. Jest to dość dziwne bo nie raz
wspominałem, że lubię w literaturze postaci buntowników czy też
osób szukających własnej drogi. Poza tym z bólem muszę
stwierdzić, że bardzo często napotykałem momenty, które mnie
nużyły i odkładałem książkę po przeczytaniu paru stron.
„Na
fali szoku” Johna Brunnera pomimo paru wad jest powieścią, którą
każdy uważający się za fana science fiction powinien poznać. To
właśnie w tej powieści po raz pierwszy zostało użyte słowo
„robak” (worm) w odniesieniu do szkodliwego oprogramowania.
Niesamowite i przerażające zarazem jak bardzo aktualne stają się
w obecnych czasach wizje Brunnera.
Nie uważam się za fankę sf, więc mogę sobie z czystym sumieniem odpuścić. Ogółem to nie poluję na wszystkie Artefakty, ale w tym miesiącu sięgnę po Hyperion. Jakoś do Brunnera bardziej mnie ciągnie jeżeli chodzi o Zanzibar, to sobie najpewniej daruję, co nie zmienia faktu, że dosyć osobliwym uczuciem musi być czytanie o tym, jak to książkowe postacie zachwycają się dla nas tak oczywistymi technologiami...
OdpowiedzUsuńZanzibar gorąco polecam. Myślę, że się nie zawiedziesz.
UsuńBardziej osobliwe uczucie czułem chyba podczas lektury "Odysei Kosmicznej" Clarke'a kiedy ludzie w przyszłości dalej korzystali z maszyn do pisania :P. Jednak jakoś to wszystko do całości pasuje. Polecam Twojej uwadze jeśli kiedyś będziesz chciała poznać "klasyki" sf :)
Chyba już kiedyś o Zanzibarze rozmawialiśmy, więc i tak mam go od dawna na uwadze :)
UsuńRozważę tę Odyseję, miałam niedawno taki trochę głód sf i jego surowości, więc niewykluczone, że się ten stan powtórzy :>
No i super. Cieszy mnie, że wylądował w ulubionych, bo to rewelacyjny autor. Dla mnie akurat "NFS" jest najniżej, ale mimo wszystko wystawiłem bardzo dobrą ocenę, bo każda jego książka jest mega oryginalna i ciekawa, a przede wszystkim bardzo wiarygodna. I super, że w każdej jest nieco inny styl. Uwielbiam. To samo Dick i Bradbury. To dla mnie Święta Klasyczna Trójca SF.
OdpowiedzUsuńDla mnie też "NFS" trochę mniej przypadało do gustu ale składam to na karb tego, że poprzednie książki Brunnera były tak dobre, że człowiek spodziewał się coś równie "wielkiego". Ja bym na podium usytuował Herberta :P. Tylko nie wiadomo kogo musiałbym najpierw z niego zrzucić :)
UsuńA czytałeś już Dicka i Bradbury'ego? :)
UsuńMam w planach na najbliższy czas. Zwłaszcza Dicka bo już za długo rozmijałem się z tym pisarzem a jego kontrowersyjna postać budzi we mnie jakąś taką niezdrową fascynację :P.
UsuńChwytaj za "Człowieka z Wysokiego Zamku". Przy okazji potem możesz serial zobaczyć, bardzo dobry. :)
UsuńWiedziałem, że Na fali szoku przypadnie Ci do gustu :) Ja czytam właśnie Trawę z Artefaktów - pierwsze 50 stron jest dobre, ale nic więcej, może dalej się rozkręci. Jednak pomysł na Świętość i planetę trwa bardzo zacny :D
OdpowiedzUsuńJa mam bardzo pozytywne odczucie po lekturze "Trawy". Może nie jest to coś rewolucyjnego ani bardzo rewelacyjnego ale z pewnością daje do myślenia :P
UsuńNo i w tym momencie pojawiają się wyrzuty sumienia, bo Brunner wciąż stoi na półce, a ja przekładam jego książki w kolejce do czytania. Biję się jednak w pierś i w tym roku obiecuję, że zmienią one status z zakurzonych na przeczytane. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie trzeba to nadrobić! :D
UsuńMnie się nawet podobała, choć fakt, nie tak bardzo jak "Ślepe stado" tegoż autora. Za to "Wszystkich na Zanzibarze" od dwóch miesięcy nie mogę zmęczyć i w sumie nawet nie wiem dlaczego...
OdpowiedzUsuńPewnie przeczytam, po Hyperionie mam ochotę na inne książki z Artefaktów. :) A Twoja recenzja przywołała mi na myśl "Rok 1984" i "Nowy wspaniały świat". Lubię takie klimaty, więc tym chętniej przeczytam. :)
OdpowiedzUsuń