Patrząc na
ilość wydanych książek opatrzonych nazwiskiem Gołkowskiego nie
sposób nie zauważyć, że swoją „literacką płodnością”
może on powoli konkurować z Andrzejem Pilipiukiem. Jednak czy za
ilością stoi również jakość?
Po lekturze pierwszej części „Komornika” byłem tak bardzo pozytywnie zaskoczony, że automatycznie zacząłem się martwić czy aby drugi tom mnie nie rozczaruje. Myślę, że każdy z czytelników chociaż raz spotkał się z fantastycznie zapowiadającym się cyklem kiedy to drugi tom odbiega od pierwszego zarówno jeśli chodzi o pomysł na dalszą akcję jak i ogólnie pojętym „poziomem”.
„Rewers”
opowiada dalsze losy Komornika Ezekiela Siódmego. Aby wypełnić
powierzone mu zlecenie musi on udać się na ziemie gdzie nie sięga
jurysdykcja Góry. Tereny Rewersu są totalnym przeciwieństwem tych
znanych z pierwszego „Komornika”. Gdy na obszarach władanych
przez wysłanników nieba panuje wieczny kurz oraz „apokaliptyczny”
ciągły dzień a słońce wisi nad horyzontem to na ziemiach tej
drugiej strony konfliktu mamy do czynienia z ciągłą nocą, bardzo
niską temperaturą, opadami śniegu a jedynym źródłem światła
jest to, które dostarcza księżyc. Mamy również okazję poznać
istoty będące odpowiednikami Wysłanników Góry. Celowo użyłem
tutaj słowa „odpowiednik” zamiast chociażby „przeciwnik”
ponieważ uważam, że jednak więcej te postaci łączy niż
dzieli. A łączy z pewnością chęć mordowania ludzi. Gołkowski
po raz kolejny puszcza wodze fantazji i tworzy intrygujące jak i w
pewien sposób przerażające istoty.
Z całą
odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że „Komornik: Rewers”
nie rozczarował mnie. Książka może nie wciągnęła mnie aż tak
bardzo jak pierwszy tom jednak jest to udana kontynuacja. Ezekiel
wciąż pozostaje w formie i to nie tylko fizycznej. Język jakim się
posługuje wciąż jest ostry i dosadny. Rzadko zdarza mi się śmiać
podczas lektury. Owszem czasami przy bardziej humorystycznych scenach
zdarza mi się zdobyć na grymas, który przy dużej dozie dobrej
woli można nazwać uśmiechem. Jednak podczas czytania „Rewersu”
zdarzyło mi się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów śmiać
czym budziłem tylko pełne politowania spojrzenia mojej żony.
Gołkowski
w swojej książce zdobywa się również na postawienie dość
kontrowersyjnej ale jednak ciekawej tezy dotyczącej Jezusa. Tezy na
tyle interesującej, że wydaje mi się iż wizja świata znana
chociażby z cyklu Inkwizytorskiego Piekary przestaje jawić się
jako coś „niestosownego”. Myślę, że gdyby Michał Gołkowski
żył w innych czasach to mógłby już wybierać sobie
najwygodniejszy pal, o który mógłby się oprzeć podczas gdy grupa
zapaleńców (w dosłownym tego słowa znaczeniu) podrzucałaby mu
pod nogi wiązki chrustu.
Michał
Gołkowski po raz kolejny pokazuje, że jest pisarzem na tyle
odważnym, że nie obawia się tego co dla niektórych stanowi sferę
sacrum, opatrzyć potężną dawką satyry i groteski. Gdyby ktoś mi
powiedział pół roku wcześniej, że proza Gołkowskiego wywrze na
mnie aż tak pozytywne wrażenie to z pewnością bym mu nie
uwierzył. Tymczasem Gołkowski pnie się coraz wyżej w moim
osobistym rankingu ulubionych polskich pisarzy. Cóż można
powiedzieć więcej? Czytajcie „Komornika” bo warto.
Zgadza się Zek jest nadal w doskonałej formie, a Azi rozmienił mnie na drobne. :)
OdpowiedzUsuńMnie dodatkowo rozbiła postawa sfinksów, zwłaszcza pod koniec książki :)
Usuń