Był
rok 2012 kiedy kupiłem „Legendę Kella”. Mija właśnie trzeci
od chwili kiedy pierwszy tom „Kronik Mechanicznych Wampirów”
trafił na półki księgarń a tekst, który teraz czytacie nie
będzie tylko i wyłącznie moją opinią o tej książce. Poznacie
również historię o tym, jak zostałem oszukany przez wydawnictwo.
Książka, o której dzisiaj mówimy miała być olbrzymim sukcesem.
Miała zdobyć polski rynek. Wydawca rozpływał się zarówno nad
fabułą książki jak i samym autorze. Czas jednak pokazał coś
innego. Ale zacznijmy od początku.
Tytułowy
bohater „Legendy” wiedzie spokojne życie. Po latach tułaczki po
świecie, po staniu się weteranem wielu bitew, odkłada swój topór
w kąt i grzeje swoje stare kości przy domowym ognisku. Jednak czas
pokoju nie może trwać długo, a bohater którego przeznaczeniem
jest wojna znów musi stawić czoła zagrożeniu w postaci
tajemniczego ludu Vaszynów.
Atmosfera
w powieści jest mroczna. Tajemnicze stworzenia, do tego góry zimą
gdzie wcześnie zapada mrok a jedynym źródłem światła są
gwiazdy i księżyc oraz wrażenie ciągłego zagrożenia. Jak dla
mnie – bomba!
Opisy
nie tylko scen erotycznych ale i scen walki są bardzo
naturalistyczne. Krew leje się wszędzie a wnętrzności ciągną
się po polu bitwy.
Na
chwilę uwagi zasługuje również wspomniany przeze mnie wcześniej
lud Vaszynów. Są to ludzie, którzy poddali swoje ciała różnym
modyfikacjom, stając się w końcu bardziej maszynami niż tym do
czego zostali stworzeni. Jedynym paliwem czy też smarem (jak kto
woli), który zapewnia odpowiednie funkcjonowanie werków jest ludzka
krew. Budują oni Rafinerie Krwi, gdzie z ludzi powstaje odpowiednia
odżywka. W momencie kiedy poznajemy to przerażające społeczeństwo
(nie jest to bowiem horda stworów ale doskonale zorganizowane i
wykształcone społeczeństwo) z początku idiotyczny tytuł trylogii
nabiera sensu. Chociaż ja osobiście wolałbym nazwę „Kroniki
Zegarowych Wampirów” niż obecnie funkcjonujące tłumaczenie,
ponieważ właśnie do mechanizmu starych zegarów najbardziej
podobna jest konstrukcja ciał Vaszynów.
Nie
mogę przejść obojętnie obok według mnie największego minusa tej
książki. Czy jest nim ogromne podobieństwo do „Sagi Drenajów”
Davida Gemmella?
Już
bowiem sam bohater ze swoim toporem jest wręcz lustrzanym odbiciem
Drussa i jego Snagi. Narracja prowadzona jest w bardzo podobny
sposób, dialogi skonstruowane są na podobieństwo tych w „Sadze”.
Zresztą można się tego spodziewać już od samego początku
ponieważ Andy Remic dedykuje „Legendę Kella” właśnie
Gemmellowi. To właśnie ta nie znajomość historii Drenajów wpływa
na negatywne oceny i opinie recenzentów. Minusem książki nie jest
samo podobieństwo ale to, że ktoś kto wcześniej nie spotkał się
z Drussem i kompanami nie może odpowiednio odebrać tej książki.
Ja mam to szczęście, że Sagę Drenajów udało mi się przeczytać.
Dlatego też pewnie widzę pewne „smaczki” niedostępne dla
każdego. Poza tym jeśli krytykujemy fabułę nie możemy zapomnieć
o tym, że nie znamy jej całej. Jest to bowiem pierwszy tom trylogii
a historia toczy się dalej. Na Kella należy spojrzeć z perspektywy
całości a nie tylko i wyłącznie pierwszego tomu.
Ostatnimi
czasy w sieci pojawia się coraz więcej recenzji „Legendy Kella”.
Wbrew pozorom nie napawa mnie to optymizmem. Dlaczego? Ponieważ
ludzie piszący je w 80% zdobyli swoje książki na wyprzedażach.
Nauczony doświadczeniem wiem, że oznacza to jedno: wydawnictwo nie
zamierza kontynuować serii. Dlatego właśnie czuję się nie dość,
że porządnie wkurzony to i oszukany przez „Fabrykę”. Myślę,
że jest to kolejny gwóźdź do trumny działu fantastyki obcej tego
wydawnictwa. Czytelnicy tracą zaufanie, nie wiedzą czy kupować
daną książkę ponieważ nie wiedzą czy będą mieli szanse
dobrnąć do końca danej opowieści.
„Legenda
Kella” to z pewnością tytuł nie dla każdego. Jeżeli lubisz
mocną, męską literaturę a do tego znasz „Sagę Drenajów”
Davida Gemmella to z pewnością jest to książka, która przykuje
Twoją uwagę. Jeżeli jednak nie spełniasz kryteriów , o których
wcześniej mówiłem to lepiej zostawić tę książkę tak samo jak
to zrobił wydawca. Wielka szkoda, że ta historia nie zostanie
opowiedziana do końca polskim czytelnikom.
Hej, oj jak ja kocham fantastykę <3 Świetna książka. Warta sięgnięcia. Jak zobaczę muszę wziąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
http://kochamczytack.blogspot.com
Brzmi ciekawie, ale Gemmela nie znam jeszcze, a piszesz o smaczkach po jego przeczytaniu, więc się nie chwytam. Jeszcze tym bardziej, jeśli nie wiadomo czy Wydawnictwo WIELCE zdecyduje się kontynuować serię wydając u nas...
OdpowiedzUsuńJest w 90% pewne, że nie będzie kontynuacji :/
UsuńMyślę, że szanujące się Wydawnictwo nie powinno tak robi. Ale Ty, zdaje się, pisałeś już wcześniej, że Fabryka zrobiła już kiedyś taki wybryk.
UsuńNo właśnie nie jest to pierwsza taka sytuacja. Kiedyś trochę przeglądałem ich profil na fb i posty dodawane przez czytelników. Uwierz mi, że 80% komentarzy (które są chyba systematycznie usuwane bo znikają a nie wiem na jakich zasadach dziala taki fanpage) są od czytelników, którzy dopytują się o daty premiery książki, która miała wyjść a gdzieś znikła.
UsuńTo beznadziejnie. Ja od Fabryki mam może ze 2 książki. Ale generalnie odpycha mnie takie coś strasznie.
Usuń