„Wampira z MO” Andrzeja
Pilipiuka nabyłem w pakiecie z pierwszym tomem zatytułowanym „Wampir z M-3”. Co
tu dużo mówić, historia opisana w książce otwierającej nową serię tego
popularnego pisarza nie zachwyciła mnie. Dlatego też lekturę kolejnej części
ciągle odkładałem na później. Muszę przyznać, że byłem na siebie zły. W końcu
wydałem sporo kasy na wydawałoby się bezsensowne „zapychacze” cennego miejsca
na moich półkach. Nadszedł w końcu dzień kiedy się zmobilizowałem i sięgnąłem
po dość zakurzoną książkę Pilipiuka. Czy było warto? Zapraszam do przeczytana
paru słów, którymi chciałbym się podzielić po skończonej lekturze.
„Wampir z MO” w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki
to zbiór opowiadań dość luźno ze sobą powiązanych. Poznamy w nich dalsze losy
praskich wampirów- Marka, Igora oraz Gosi. Sam autor przygotował dla nich wiele
wyzwań. Będą musieli m.in. przygotować się na niespodziewaną wizytę francuskiej
hrabiny oraz uporać się z dwoma ubekami, którzy zamieszkali po sąsiedzku.
Nie zabraknie również galerii bardzo ciekawych postaci. Spotkamy
mi.in. hrabiego Pruta, który jest parodią najbardziej znanego wszystkim Draculi.
Bohaterem kilku tekstów jest brat Gosi, który pracuje dla majora Nefrytowa więc
nie wszystkie historie skupiają się tylko i wyłącznie wokół sympatycznych
wampirów.
Pomysł,
który już wielokrotnie sprawdził się w książkach o Wędrowyczu (wyjątkiem jest „Homo
bimbrownikus”, który jest powieścią) tutaj również „zatrybił” i książkę czyta
się naprawdę przyjemnie i szybko. Już wielokrotnie wspominałem, że Pilipiuk ma „dar” dzięki, któremu potrafi
oderwać swojego czytelnika od problemów codzienności i podarować chwile
zapomnienia. Książka z pewnością nie należy do ambitnych ale nie taki był jej
cel.
Każdy
kto miał styczność z innymi książkami tego pisarza z pewnością dostrzeże w „Wampirze”
kilka dyskretnych odniesień do wcześniejszych
tekstów Pilipiuka. Krwiożercze wiewiórki z Łazienek czy też krótki epizod z
Semenem i Jakubem to tylko kilka przykładów. Dzięki takim „smaczkom” ma się
wrażenie, że akcja wszystkich opowiadań „Wielkiego Grafomana” toczy się w
jednym uniwersum.
Na
koniec parę słów na temat wykonania książki. Pomimo, że została wydana dużo
później niż „Wampir z M-3” szata graficzna idealnie pasuje do poprzedniczki.
Jak widać jak się „chce to się da” i można uniknąć cyrku z obwolutami i
konfliktu z czytelnikami, który narodził się przy okazji premiery „Zaginionej”.
Ale to już inna historia i opowiem ją innym razem. Ilustracje w środku stworzył Andrzej Łaski,
znany już m.in. z książek o Wędrowyczu.
„Wampir z MO” zaskoczył mnie
pozytywnie. Nie spodziewałem się, że po dość słabym pierwszym tomie autora
będzie stać na „ożywienie” swojego pomysłu i tchnięcie w niego nowego ducha. Andrzej
Pilipiuk dostarcza nam jedenaście opowiadań, dzięki którym podróż z pracy do domu
upływa szybciej niż zwykle. Jeżeli nie szukasz książki patrzącej na świat zbyt
poważnie to jest to pozycja warta poświęcenia uwagi.
Słyszałem dość dużo o tej serii, ale jakoś nigdy nie chciałem jej czytać. Niezbyt interesująca według mnie :)
OdpowiedzUsuńmlwdragon.blogspot.com