„Uczta
dla Wron: Cienie Śmierci” to pierwsza część czwartego tomu
cyklu „Pieśni Lodu i Ognia” stworzonego przez Martina. Chyba nie
ma obecnie drugiego cyklu z gatunku fantasy, o którym tyle by się
mówiło. Dlatego też wiedziony wrodzoną ciekawością postanowiłem
nie czekać aż autor ukończy cykl i rozpocząć swoją przygodę w
Westeros.
Zarówno
pierwsza część jak i druga tomu poprzedzającego „Ucztę”,
czyli „Nawałnicy Mieczy” oszołomiła mnie swoim rozmachem i
doniosłością wydarzeń, które rozegrały się na kartach tej
powieści. Patrzyłem z niedowierzaniem na to jak Martin odwraca losy
wojny, która wydawałoby się, że zmierza już ku decydującym
starciom. Autor pozostawia czytelnika w momencie kiedy pojawia się
masa pytań oraz ciekawość jak też potoczą się dalsze losy
bohaterów sięga zenitu.
„Uczta dla Wron: Cienie Śmierci” przypomina mi gwałtowne
naciśnięcie na pedał hamulca w momencie kiedy samochód pędzi z
olbrzymią szybkością. Martin skupia się tutaj na postaciach ,
których losy mnie najmniej ciekawiły. Bardzo dużo miejsca
poświęcono tutaj chociażby Cersei czy Brienne. Mamy okazję
odwiedzić również Dorne, rodzinne księstwo Czerwonej Żmii.
Rozumiem doskonale to, że autor musiał przedstawić czytelnikowi
pewne wydarzenia oraz zmiany jakie zachodzą w motywach oraz
charakterach bohaterów aby móc pchnąć fabułę dalej, jednak po
„Nawałnicy Mieczy” pozostawia to po sobie niedosyt. Duży
niedosyt.
Nie
sposób nie przyznać, że świat stworzony przez Martina jest nie
tylko przemyślany ale i ogromny. W zasadzie każde księstwo posiada
swoje własne zwyczaje i tradycje. W „Uczcie dla Wron” bardzo
ciekawie ukazana jest wiara w Utopionego Boga, której wyznawcy muszą
przejść inicjację w postaci utopienia się oraz przywrócenia do
życia przez kapłana (jak można się domyśleć chodzi o
reanimację, natomiast prości ludzie żyjący w realiach typowych
dla średniowiecza nie mają pojęcia o tej metodzie). Oczywiście można
dopatrywać się tutaj wypaczonej wersji chrześcijańskiego chrztu i
pewnie znajdą się osoby, których brutalność takich praktyk
będzie raziła jednak trzeba przyznać, że sam pomysł jest
interesujący.
„Uczta
dla Wron: Cienie Śmierci” to niestety najsłabsza część cyklu
„Pieśń Lodu i Ognia” jaką do tej pory czytałem. Gwałtowne
wyhamowanie akcji przez autora i porzucenie na pewien czas jednych
postaci kosztem nowych, mniej ciekawych z pewnością zaszkodziła
powieści. Po momentami szokującej i pełnej zwrotów akcji
„Nawałnicy Mieczy” po czwartym tomie serii spodziewałem się
czegoś o wiele lepszego.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i poświęcenie tych paru minut na lekturę mojego tekstu. Zachęcam do dołączenia do grona obserwatorów. Daje mi to dodatkową motywację przy tworzeniu kolejnych wpisów :)