Był
taki czas kiedy polski rynek wydawniczy był szturmowany przez
autorów z Czech. Jednym z pisarzy biorących udział w próbie
podboju naszych czytelniczych serc, był Miroslav Žamboch . Do dnia
dzisiejszego ukazało się w Polsce ponad 10 książek jego
autorstwa. Patrząc na tą liczbę można sądzić, że jego misja
zakończyła się sukcesem, ja jednak pozwolę sobie mieć inne
zdanie na ten temat.
Książka,
którą dzisiaj chciałbym Wam przybliżyć jest moi trzecim
spotkaniem z autorem czeskich bestsellerów. O „Sierżancie” wolę
zapomnieć bo na samo jego wspomnienie usta same otwierają mi się
do szerokiego ziewnięcia, powieść „Bez litości” jest z kolei
przykładem tego, że nie należy kupować książek po okładce.
„Czas
żyć, czas zabijać” to zbiór opowiadań, których głównym
bohaterem jest Bakly, postać znana ze wspomnianego wcześniej „Bez
litości”. Kim jest nasz bohater?
To
wędrowny najemnik, żołnierz, zabójca czarodziejów. Człowiek od
zadań beznadziejnych, berserker, który wychodzi cało nawet z
sytuacji, z których nie miał możliwości wywinąć się śmierci.
Mężczyzna, który dla złota może zrobić wszystko. Wyobraźmy
sobie sytuację, w której do magicznego kociołka wrzucamy polskiego
Wiedźmina i amerykańskiego Rambo. Co nam wychodzi? Czeski Bakly.
Główny
bohater powinien budzić moją sympatię. Lubię postaci, które nie
są wzorem cnót i rycerskości. Postaci twarde, tajemnicze i czasami
wybierające drogę pod prąd. Jednak czeski heros jakoś nie zdobył
mojego „czytelniczego serca”. Długo się zastanawiałem
dlaczego. Czytając historię czynów Bakliego ciągle coś mi nie
pasowało. Właściwie już pod sam koniec lektury zorientowałem się
gdzie przysłowiowy pies jest pogrzebany.
Žamboch
w swoich opowiadaniach stosuje narracje pierwszoosobową, to jego
bohater opowiada nam swoją historię. Jednak jak postać z jednej
strony brutalna, nie rozumiejąca najprostszych „gier słownych”,
mająca problem z prowadzeniem rozmowy z innymi ludźmi, może
układać tak złożone zdania i tworzyć w miarę spójną historię?
Miałem wrażenie jakby Bakly cierpiał na rozdwojenie jaźni. Może
autor chciał pokazać, że surowa powierzchowność jego postaci
skrywa zupełnie innego człowieka? Jednak moim zdaniem wybrał
narzędzia, które zniweczyły jego pracę. Zupełnie inaczej byłoby
obserwować poczynania Najemnika z perspektywy narratora, który
stopniowo ułatwiałby czytelnikowi lepsze poznanie głównego
bohatera. Widzielibyśmy wtedy Zabójcę jako kogoś tajemniczego i
mrocznego. Jednak tak się nie stało.
Świat
przedstawiony w „Czas żyć, czas zabijać” jest brutalny. Mafie
walczą o wpływy nad miastami. Rody książęce toczą nieustanne
wojny ze sobą. Pełno jest pomniejszych przestępców, łapówkarzy,
którzy władają swoimi dzielnicami. Nie trzeba Wam chyba mówić,
że wszyscy oni zabiegają o usługi Bakliego?
Książka
zawiera pięć opowiadań, o których mogę powiedzieć w zasadzie
tyle: „szału nie ma”. Jeżeli szukasz zaskoczenia, nowatorskich
pomysłów dotyczących magii itp. nie szukaj ich tutaj. Na uwagę
zasługuje opowieść „Do szpiku kości”. Historia ta wciągnęła
mnie. Tajemnicze zabójstwa, śledztwo, mrok i brud uliczek, to
wszystko bardzo przypominało mi pierwsze opowiadania o Mordimerze
autorstwa Jacka Piekary. Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś
skończyć. Tak było i tym razem bowiem na pozór świetne
opowiadanie kończy się tak beznadziejnie, że pozwolę sobie to
pozostawić bez komentarza.
Każdy
z nas zna stare polskie powiedzenie: „do trzech razy sztuka”. Do
tej pory nie przykładałem wagi do przysłów, jednak z chwilą
ukończenia lektury książki Miroslava Žambocha muszę wziąć
sobie tę radę do serca. Serca, którego jak do tej pory nie zdobyła
twórczość tego czeskiego pisarza. No cóż, „Czas żyć, czas
zabijać”, czas odłożyć na półkę i zapomnieć.
Cieszę się, że wróciłeś do blogowania :D
OdpowiedzUsuńO samym autorze słyszałem, chyba wydawała go FS jeśli mnie pamięć nie myli. Nigdy jednak nie wzbudził mojego zainteresowania i chyba nie wzbudzi :)
Właśnie mi tak kogoś brakowało, tylko za nic w świecie nie mogłem skojarzyć kogo - jednak za mało z Michałem się wymieniło uwag. :P A przy okazji moja nieco mniejsza aktywność w przeglądaniu blogów też miała na pewno w tym swój udział.
UsuńSwoją drogą Žambocha chyba każdy zna, chociaż ja również nie miałem okazji czytać jego książek. Trochę się obawiam, bo wbrew pozorom nie jest wcale mało takich opinii jak ta. Jest ich nawet sporo, jeśli dobrze poszukać. To trochę napawa niepokojem.
Zamboch znany jest z cyklu o "Koniaszu", którego jeszcze nie czytałem i sam nie wiem czy się za niego wezmę. Autor wbrew pozorom ma sporo fanów w Polsce, ponieważ w tym roku ma wyjść kolejna jego książka.
UsuńNic nie wiem o Żambochu. Ale niezbyt mnie interesuje, a już po Twojej recenzji tym bardziej. Z czeskich pisarzy to interesował mnie swego czasu Cervenak i jego książka "Władca wilków". Miałem sięgnąć, ale ostatecznie do tego nie doszło i nie wiem czy kiedyś dojdzie.
OdpowiedzUsuńWracając jeszcze do omawianego autora. Okładka świetna. Kto za nią odpowiada?
Też myślałem o Cervenaku ale po doświadczeniu z Zambochem odpuściłem :D. Może kiedyś pożyczę (bo raczej nie kupię) ale to dalekie plany.
UsuńIlustracja na okładce - Jan Dolezalek a projekt - Paweł Zaręba. W środu też świetne ilustracje Brońka :)
Ponoć Percepcja tego autora jest całkiem niezła, ale go nie znam. Na recenzowaną przez Ciebie książkę zwróciłabym uwagę z racji okładki, jestem wzrokowcem ;) Myślę, że książka mogłaby mi przypaść do gustu, gdybym miała ochotę na coś niewymagającego i niezbyt absorbującego, ale będę pamiętała, żeby nie robić sobie nadziei na fascynującą książkę.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, ja również zwróciłem na nią uwagę jak i na pierwszy tom ze względu na okładkę :). Co jak co ale Fabryka Słów chyba na tym najwięcej zyskuje :)
UsuńŚrednio lubię okładki Fabryki, dość często mi coś w nich nie pasuje, bo dadzą jakąś dziwną kolorystykę, ramkę albo dziwną czcionkę. Ale ta się im akurat udała.
UsuńOkładka raczej mnie nie przekonuje ale może dlatego że raczej lubię bardziej kobiece książki :)
OdpowiedzUsuńWiedźmina przeczytałam całego i mi się podobał, Rambo lubię, więc połączenie tych dwóch postaci może mi się jeszcze bardziej spodobać :) Zapiszę sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie nie było to zbyt udane połączenie ale faktem jest, że książka ma też swoich fanów :)
UsuńJa akurat czytałam dwie książki tego autora i oceniam je w skrajnie różny sposób :) Drugą z nich było wspomniane przez ciebie "Bez litości" - dało się to czytać, ale po co? Za to pierwszą powieścią Zambocha (która zachęciła mnie do sięgnięcia po inne) było rewelacyjne rasowe fantasy, czyli "W służbie klanu". Jeśli jeszcze kiedyś zechcesz sięgnąć po tego pisarza, to spróbuj właśnie tego :)
OdpowiedzUsuńmiedzysklejonymikartkami.blogspot.com
Może kiedyś ale nie w najbliższym czasie :)
UsuńChyba jeszcze nie czytałam nic czeskiego... Nie miałabym nic przeciwko sięgnięciu kiedyś po jakąś, ale... to może kiedyś i nie po tą konkretną ;)
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com