O
powieści Brunnera „Wszyscy na Zanzibarze” usłyszałem po raz
pierwszy czytając recenzję na jednym z zaprzyjaźnionych blogów.
Potem, z biegiem czasu recenzji tej książki systematycznie
przybywało. To co łączyło przeczytane przeze mnie teksty można w
skrócie nazwać zachwytem. Skoro więc tak dużo ludzi polecało
książkę Brunnera, postanowiłem na własnej skórze przekonać
się, czy rzeczywiście jest aż tak dobra.
John
Brunner w swojej powieści roztacza wizję przyszłości, która z
pewnością może nie jednego czytelnika przerazić. Bo, czy
wyobrażamy sobie świat, gdzie z jednej strony posiadanie dziecka
jest pewnym luksusem a z drugiej posiadanie więcej niż dwójki
dzieci traktowane jest jako społecznie nieakceptowalne zachowanie?
„Wszyscy na Zanzibarze” to świat gdzie jedynie ludzie z czystym
genotypem mogą starać się o potomstwo. Jeżeli w Twojej rodzinie
kiedyś stwierdzono jakieś dziedziczne schorzenie a nawet pojawił
się okazjonalnie przypadek choroby psychicznej, możesz zapomnieć o
posiadaniu swoich dzieci i dobrowolnie poddać się sterylizacji.
Brunner
ukazuje Stany Zjednoczone, które śmiało można nazwać „Nowym
Rzymem”. Imprezy, które zazwyczaj kończą się orgiami,
homoseksualizm, który przestał być tematem tabu czy ogólnie
dostępne narkotyki malują obraz społeczeństwa do granic
zepsutego. Doskonałym przykładem wspomnianego przeze mnie
„zepsucia” jest opis pewnego przyjęcia, którego motywem
przewodnim były stylizacje typowe dla XX wieku. Każdy kto chociaż
odrobinie odbiegał ubiorem od tematu imprezy, był publicznie
obrażany przez gospodarza i musiał wykonać „karne” zadanie,
które nie raz uwłaczało godności człowieka.
Stany
Zjednoczone w wizji Brunnera są mocarstwem, które toczą wojnę z
Chinami. Swój sukces zawdzięczają m.in. wynalezieniu
superkomputera Salmanasara, który dzięki olbrzymiej mocy
obliczeniowej jest w stanie nie tyle przewidzieć konsekwencje
pewnych działań co wręcz doradzić i samemu poprowadzić
odpowiednią ścieżką do sukcesu. Czy Sal jest pierwszą maszyną,
która posiada sztuczną inteligencję? Na to pytanie naukowcy nie są
w stanie odpowiedzieć.
Czy
w świecie stworzonym przez Brunnera można znaleźć miejsce, gdzie
człowiek nie przestał być jeszcze ludzkim? Tak! Wyłania nam się
tutaj obraz kraju zwanego Beninią, leżącego przy zachodnim
wybrzeżu Afryki. Jest to prawdopodobnie alternatywna wizja dziejów
współczesnego Beninu. W świecie zdominowanym przez technologię,
Beninia jest jedyną oazą spokoju. Kraj najbardziej zacofany na
świecie, gdzie tradycyjne wierzenia ludowe wciąż odgrywają
znaczącą rolę w życiu jego mieszkańców staje się celem, o
który powalczą największe korporacje, zwłaszcza, ze prezydent
tego państwa cierpi na nieuleczalną chorobę. Czy jednak wszystko
pójdzie po myśli prezesów?
Oprócz
Beninii warto zwrócić uwagę na państwo zwane Yatakangiem.
Prawdopodobnie pisarzowi chodziło o współczesną Indonezję
(wiemy, że leży rozrzucone na blisko setce wysp) . Jest to
najszybciej rozwijający się kraj na świecie. Duży wpływ na
sukces Yatakangu ma genialny naukowiec, który odkrywa metodę
manipulacji genami. W skrócie: dyktator rządzący tym państwem
ogłasza, że posiedli umiejętność tworzenia nadludzi.
„Wszyscy
na Zanzibarze” to najlepsza powieść jaką czytałem od bardzo
dawna. Chociaż usilnie starałem się znaleźć słabą stronę
dzieła Brunnera, nie jestem w stanie jej wskazać. Książkę tę
śmiało mogę nazwać „złodziejem czasu”. Pomimo dość
specyficznej konstrukcji, która z początku może sprawiać problemy
(jednak po kilkudziesięciu stronach całkowicie o nich zapomnimy),
minuty spędzone z powieścią mkną niczym rozpędzony pociąg. Nie
sposób pominąć tutaj roli tłumacza, przed którym stało
cholernie trudne zadanie. Pan Wojciech Szypuła odwalił kawał
dobrej roboty. Nie sposób wyobrazić sobie lepszej powieści
rozpoczynającej cykl zwany „Artefaktami”. Po skończeniu
powieści ma się ochotę biec do sklepu po kolejne książki z tego
cyklu wydawniczego.
„Wszyscy
na Zanzibarze” to powieść, którą z pewnością będę polecał
każdemu. Pomimo lat, które upłynęły od jej ukazania się na
rynku brytyjskim, wciąż pozostaje aktualna. Najbardziej przeraża
to, jak bardzo wizja Brunnera nabiera realnych kształtów. Warto
zadać sobie pytanie: czy aby na pewno chcemy żyć w takim świecie?
Lektura tej powieści z pewnością sprawi, że inaczej spojrzycie na
otaczający nas świat.
Cieszę się, że Ci się podobała, znakomita powieść, wizja Brunnera powala.
OdpowiedzUsuńObok wizji Brunnera nie można przejść obojętnie :)
UsuńNo i właśnej takiej opinii i reakcji z Twojej strony oczekiwałem. :) I co, było warto. A odkładałeś i odkładałeś czytanie. :) Jeśli piszesz, że nie masz się do czego przyczepić, to znaczy że i konstrukcja Ci podpasowało. Jeśli sięgniesz po pozostałe 2 pozycje Brunnera to też będziesz miał oryginały, ale juz takiej samej w 100% konstrukcji nie zobaczysz. Najbardziej podobna (z podziałem na reklamy i inne wstawki do fabuły) będziesz miał w "Na fali szok", ale jest też tam nieco inna rzecz. W "Ślepym stadzie" jest najbardziej jednolita struktura, ale też inna niż w pozostałych książkach. Ogólnie jestem zdania, że jak Ci Brunner przypasował w "WnZ" to będzie Ci się go już dalej dobrze czytało. :)
OdpowiedzUsuńWarto było! Odkładałem kurcze w nieskończoność bo "bałem" się tej konstrukcji ale w rzeczywistości to szalenie mi przypadła do gustu! Na pewno sięgnę po kolejne książki Brunnera tylko jeszcze nie wiem kiedy. Teraz czeka mnie gdzieś cztery tygodnie ostrego zasuwania na studiach i w pracy. Będę chciał jakoś wygospodarować sobie chociaż te 30 minut dziennie z książką ale i tak będzie ciężko :/
UsuńGeneralnie to jest najlepsza. Potem dałbym "Ślepe stado" i "Na fali szoku". Ale każdą z nich warto poznać. Ślepe stado jest z bardzo aktualnym problemem. Na fali szoku po części się spełniło, bo po części myślę, że się spełni. Sam się przekonasz. Ogólnie Brunner trafił do mojego autorskiego top, bo jest bardzo konkretny i ma świetne wizje. Zakuwaj na spokojnie. Potem do niego jeszcze wrócimy. :)
UsuńTo teraz czas na mnie, by ją przeczytać :) Czeka jednak grzecznie na półce :)
OdpowiedzUsuńNie ma na co czekać bo książka świetna :P
UsuńJa czytałam tylko "Na fali szoku" i - choć nie po drodze mi z sci-fi - to bardzo mi się podobała i mam nadzieję, że pozostałe książki autora również kiedyś trafią w moje łapki!
OdpowiedzUsuń"Wszystkich na Zanzibarze" koniecznie warto przeczytać. Myślę, że nawet Ci co nie lubią sci-fi polubią książkę ;)
UsuńSuper, że Ci się podobało :)
OdpowiedzUsuńTrudno się to czyta bez dwóch zdań, ale tak już pisze Brunner. W jego książkach zachwyca przede wszystkim treść, aktualna mimo upływu lat, a może teraz jeszcze bardziej niż wtedy. Książka, jak i pozostałe teksty Brunnera z Artefaktów - zachwyca. Cała seria jest genialna
OdpowiedzUsuńMyślę, że się skuszę, choć pierwszy Artefakt, po jaki mam zamiar sięgnąć, to Przedrzeźniacz. Ale Brunner wygląda bardzo zachęcająco. Wszyscy go chwalą, jestem ciekawa czy i ja nie znajdę u niego żadnych błędów :)
OdpowiedzUsuń