Od mojego
ostatniego spotkania ze „Skaldem” mija już ponad pół roku.
Krótka przerwa w lekturze kolejnych tomów znacznie przedłużyła
się. Jednak w końcu postanowiłem nadrobić zaległości i usiąść
do „Kowala Słów”.
Ainar Skald
staje się banitą. Kiedy pijany, wychodzi z karczmy zostaje porwany
przez Alego – Czarnego Berserka. Wiezie on Skalda na dwór kagana -
Tirusa Wielkiego, który zleca naszemu bohaterowi misję zdobycia
żony. Ainar nie mając dużego wyboru wyrusza na tę dziwaczną
misję mając u boku wspomnianego już Alego oraz Haukrhedina-
przewodnika, który dzieli swoje ciało z duszą jastrzębia.
Poświęćmy
chwilkę uwagi postaci wspomnianego przeze mnie przewodnika. Jest to
chyba najbardziej barwny bohater w całej powieści. Należy on do
hamramirów- grupy mężczyzn, którzy wierzą w silną więź
łączącą ich z duchami zwierząt. Haukrhedin wierzy, że dzieli
duszę z jastrzębiem do tego stopnia, że sam upodabnia się do tego
ptaka. Używa broni przypominającej szpony drapieżnego ptaka, śpi
na drzewach i ogólnie lubi wszystko to co jastrząb. Oprócz niego
spotkamy mężczyzn, którzy dzielą duszę m.in. z turem,
niedźwiedziem czy odyńcem. Jak można się tego spodziewać, każdy
z nich upodabnia się do wybranego zwierzęcia. Są to najbardziej
bezwzględni wojownicy, ponieważ w walce nie kierują się zdrowym
rozsądkiem a „hamskiem” – szałem bojowym.
„Kowal
Słów” zdecydowanie różni się od „Karmiciela
Kruków”. Nie dostajemy tak jak w przypadku wcześniejszego
tomu paru opowiadań i mikro-powieści tylko napisaną z rozmachem
samodzielną powieść. „Kowal Słów” to nie tylko postać
Ainara. Autor dużo uwagi poświęca również chociażby Alemu,
który jako czarnoskóry stanowi w czasach, w których akcja powieści
ma miejsce, nie lada atrakcję. Jednak uważam, że głównym
bohaterem „Kowala” jest ktoś zupełnie inny.
Myślę, że to szaleństwo jest tym co nadaje tempa
akcji i właśnie o szaleństwie opowiada Malinowski w swojej
książce. Nie można przecież przejść obojętnie obok dziwacznych
hamramirów, obok szału bojowego, w który wpadają berserkowie.
Każdy z bohaterów „Kowala” jest na swój sposób szalony. Nawet
władcy – Tirus Wielki przypominający raczej Lorda Farquaada
ze “Shreka”, królewna nimfomanka czy Kol Mały, którego
przydomek jest przeciwieństwem jego aparycji. “Kowal Słów” to
opowieść o tym, że w szaleństwie jest ukryte coś więcej. Coś,
co pomimo swoje destruktywnej mocy jednak potrafi budować.
Dlaczego
postanowiłem poświęcić jeden tekst do omówienia dwutomowego
dzieła? Otóż odpowiedź jest prosta: „Kowal Słów” to jedna
powieść podzielona przez wydawcę na dwie części. Myślę, że
stało się to ze szkodą i dla Instytutu Wydawniczego Erica oraz dla
samego pisarza (o czytelnikach nie wspomnę). Nie jestem ekspertem od
rynku wydawniczego. Jestem prostym „zjadaczem książek” i z
perspektywy tego właśnie „zjadacza” mogę posłużyć się
prostą kalkulacją. Zdecydowanie wolałbym zapłacić za „Kowala”
więcej. Nawet gdyby kosztował w granicach 50 złotych,
preferowałbym mieć w ręce jeden konkretny tom liczący 600 stron (
t.1 374 str., t.2 285 str.). Jednak czytelnik dostaje dwie książki,
za które musi zapłacić w sumie około 70 złotych. Ceny tej nie
rekompensują świetne okładki od Dark Crayon'a. Pan Malinowski nie
jest jeszcze pisarzem na tyle znanym aby czytelnik był zdecydowany
wydać każdy grosz na jego książkę. Zwłaszcza, że w nawale
coraz to nowych powieści i bogatej oferty innych wydawnictw, „Skald”
w dwutomowej wersji po prostu tonie. Jednak koszty to nie największy
minus podzielenia powieści. Kiedy skończyłem pierwszy tom miałem
to szczęście, że od razu mogłem przejść do drugiej książki.
Pomimo to wybiłem się totalnie z akcji. Długo nie mogłem
„wczytać” się i złapać „pędu” wydarzeń. Złapać tego
czegoś co sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury.
Zwłaszcza, ze pod koniec pierwszej części znalazłem coś co
wywarło na mnie duże wrażenie. Co to było?
Był
to opis pojedynku szachowego. Wyobraźcie sobie partię trwającą
cały dzień. Nudy prawda? Jednak Malinowski opisał starcie dwóch
umysłów jak prawdziwą bitwę. Z wojskami, sprzętem i dowódcami.
Prawdziwa perełka, której potencjał został zmarnowany niczym
dobrze zapowiadająca się akcja w filmie przez reklamę trwającą
20 minut.
Jeżeli jesteś
miłośnikiem licznych potyczek i bitew gdzie krew leje się obficie
to „Kowal Słów” z pewnością jest powieścią dla Ciebie. Ja
jednak zadałem sobie pytanie czy te elementy mogą równać się z
niepowtarzalnym klimatem opactwa z „Karmiciela”? Według mnie
nie. Powieść Malinowskiego jest dobra ale takich książek jak
„Kowal” przeczytałem już w życiu sporo. Fakt, że autor
świetnie ukazał magię zaklętą w słowiańskich puszczach, jednak
brakowało mi tego „czegoś” co sprawiało, że wcześniejszy tom
wylądował na jednej z bardziej eksponowanych półek w mojej
biblioteczce.
Przyznam szczerze, że nie słyszałam ani o autorze, ani o powyższych tytułach. Jednak piszesz on nich bardzo interesująco i jestem bardzo ciekawa czy powieści przypadłyby mi do gustu :) Już z samego opisu widzę, że autor ma bogatą wyobraźnię!
OdpowiedzUsuńWyobraźni autorowi odmówić nie można. Polecam przede wszystkim "Karmiciela Kruków". Jest to pierwszy tom o przygodach Skalda, który w zasadzie można spokojnie przeczytać bez konieczności sięgania po drugi tom bo tworzy pewną zamkniętą całość :).
UsuńW sumie im więcej czytam tym częściej mam wrażenie że no niby to jest dobre, ale, ale... TO JUŻ BYŁO. W takiej, czy innej formie, ale już to znam, czytałam... a ja chce nowości, nie starych pomysłów. Ani o książkach, ani o autorze nie słyszałam jakoś szczególnie dużo, choć nazwisko skądś kojarzę. Okładki rzeczywiście fajne, niemniej, nie czuje by to było coś po co od razu pobiegnę do księgarni :D
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Dokładnie! Książka dobra ale nie odkrywcza. Ja nie odczuwam jakiejś potrzeby aby biec do księgarni po trzeci tom, który ma się ukazać jakoś w najbliższym czasie. Zwłaszcza, że też prawdopodobnie zostanie podzielony na dwie części.
UsuńKurcze szkoda z tym dzieleniem... Niestety jest to dość popularne, ale więcej jest w tym szkody niż zalety. Zwłaszcza jak pisałeś nie jest to powszechnie znany autor.
OdpowiedzUsuńJego książki już wcześniej przykuły moją uwagę, więc na pewno kiedyś rozważę ich przeczytanie :)
Polecam przede wszystkim "Karmiciela Kruków", jak już wspomniałem w recenzji ma wyjątkowy klimat. Taki zbliżony do "Imienia róży" Eco :). Myślę, że mógłby Ci się spodobać. Warto dać szansę Malinowskiemu.
UsuńAni o autorze, ani o książkach nie słyszałam, ale jakoś nie czuję żeby było to coś, co mogłoby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńGeneralnie widzę, żę się podobało. Ale szkoda, że poziom nie taki, jak poprzednio. Może jednak będzie lepiej w kolejnym (i chyba ostatnim) tomie? Zobaczymy. :) A okładki rzeczywiście bardzo ładne. I zgadzam się z Twoją konkluzją na temat wydania. Takie praktyki się stosuje w przypadku znanych i poczytnych pisarzy, a nie dopiero raczkujących. ;)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czy to będzie ostatni tom. Wiem tylko tyle, że będzie nosił tytuł "Wężowy język" i też zostanie podzielony na dwie części. Fabularnie zapowiada się nawet ciekawie, po zakończeniu "Kowala" można snuć wiele domysłów co do dalszych losów Ainara. Chyba akcja przeniesie się teraz do Konstantynopola. Tylko czy to dobrze? W pierwszym tomie akcja miała miejsce w Skandynawii i było świetnie. W drugim już zupełnie gdzie indziej i było tak sobie.
UsuńZ tego, co kojarzę, to właśnie ostatni. Ale pewny nie jestem. A kto wie, może w Konstantynopolu będzie ciekawiej, niż w Skandynawii. :)
UsuńGeneralnie Malinowski wygląda mi całkiem zachęcająco, może się skuszę jak zobaczę gdzieś w Dedalusie, bo już kiedyś mi mignął... W ogóle to kusza mnie te pojedynki, o których wspominasz, więc może jednak seria mnie zadowoli :)
OdpowiedzUsuńW Dedalusie był chyba pierwszy tom. Też mi mignął kiedyś :)
UsuńŚwietny pomysł na fabułę i jestem tej pozycji naprawdę ciekawa. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń