środa, 13 maja 2015

"Portal zdobiony posągami" Marek S. Huberath- RECENZJA

Mój dobry przyjaciel z czasów szkolnych zwykł mawiać, że to nie on wybiera książki tylko to książki wybierają jego. Nigdy nie planował ponoć książkowych zakupów. Szedł do księgarni i kupował to co pierwsze rzuciło mu się w oczy. Ile jest w tym prawdy? Przyznam, że nie wiem. Jednak ostatnio sam poczułem ułamek tej magii, o której mówił Łukasz. Posłuchajcie…

            Kiedy szedłem wąską ścieżką pomiędzy regałami i stołami pełnymi książek nie miałem w planach żadnych zakupów. Mam taki zwyczaj, że od czasu do czasu odwiedzam księgarnie „Dedalus” na ulicy Grodzkiej w  Krakowie gdzie można znaleźć prawdziwe „perełki” i to jeszcze po cenie wielokrotnie niższej niż ta podana przez wydawcę. Nagle zobaczyłem okładkę wyróżniającą się z monotonii szarości, swoją barwą przypominającą stary pergamin i z niesamowitą grafiką. Nie usłyszałem bicia afrykańskich bębnów niczym Alan w kultowym filmie „Jumanji” jednak  poczułem, że muszę ją kupić. Tak właśnie stałem się właścicielem „Portalu zdobionego posągami” Marka S. Huberatha.

            Za nim przejdę do omawiania swoich wrażeń z lektury mam ostrzeżenie dla wszystkich, którzy nie czytali a chcieli by zapoznać się z książką Huberatha. Chodzi oczywiście o spoiler. Jednak to nie ja będę spoilerował ale będzie to robił wydawca na odwrocie swojego produktu. Tak moi drodzy! Jakiś idiota/tka (nie będę używał słów, które w rzeczywistości przychodzą mi na myśl) opisał/a sedno całej powieści. To tak jakby kupować powieść kryminalną i przeczytać w  opisie, kto i dlaczego zabił. Nie czytajcie więc opisu książki a ten kto go napisał powinien razem z Syzyfem zapierdzielać pod górę.

            Przejdźmy do rzeczy bo rozgadałem się niczym starsza pani w kolejce do lekarza.

            Z twórczością Marka Huberatha miałem możliwość zapoznać się już wcześniej. Czytałem jego „Miasta pod skałą”. Książka ta wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Kiedy pisarz nawiązał współpracę z „Fabryką Słów” bardzo się ucieszyłem. Jednak książki nie kupiłem. Na mojej drodze stanęły oczywiście finanse. W dniu premiery książka kosztowała prawie 45 złotych i to właśnie ta cena oraz wspomniany spoiler przyczyniły się w większej mierze do braku sukcesu tej książki.

            Pisarz zaprasza nas na konferencję historyków sztuki zajmujących się badaniem obrazów przedstawiających Sąd Ostateczny. Główny bohater Ioanneos próbuje zbadać tajemnice ośrodka, w którym aktualnie przebywa oraz poznaje uczestników tego wydarzenia.

            Książka posiada niesamowity klimat. Czytając „Portal zdobiony posągami” niejednokrotnie będzie dane nam doświadczyć atmosfery grozy, mroku czy wręcz klaustrofobii. Sama chęć poznania dalszych losów bohatera sprawi, że myśl: „jeszcze tylko jedna strona” będzie towarzyszyć Wam aż do ukończenia powieści.


            Największym jak dla mnie atutem tego dzieła jest to, że czytelnik może wczuć się w doznania towarzyszące bohaterowi. Od pierwszych stron towarzyszy nam kompletny chaos jeśli chodzi o informacje. Otóż narrator nie jest wszechwiedzący. Sam dokładnie nie wie co się dzieje i daje nam poznać namiastkę tego uczucia. Dopiero z chwilą kiedy Ioanneos zaczyna łączyć fakty to również i nam zaczyna się wyłaniać jakiś obraz całości. Dla mnie jest to ogromny plus chociaż spotkałem się z opiniami piętnującymi ten zabieg. No cóż „de gustibus non est disputandum”.

            Jest jednak coś co mogę z czystym sumieniem „zarzucić” autorowi. „Portal zdobiony posągami” cholernie przypominał mi wspomniane już wcześniej „Miasta pod skałą”. Mamy tutaj podobny schemat niczym u Dana Browna czyli sztuka, religia, zagadka. Coś co pojawiło się  w twórczości Pana Marka już wcześniej. Jednak  doznania związane z lekturą pozwoliły mi zapomnieć o tej wtórności. Należało wszelako o tym wspomnieć.


            Jeżeli znudziły Was książki o prostej fabule pełne nieskomplikowanych bohaterów to „Portal zdobiony posągami” może Wam się spodobać. Jeżeli chociaż raz zastanawialiście się nad ukrytym sensem dzieł Hieronima Boscha czy też podziwialiście gdański obraz „Sądu Ostatecznego” Hansa Memlinga i uderzyła Was groza bijąca z niego to z pewnością zagustujecie w twórczości Huberatha. Bowiem „Portal zdobiony posągami” jest z pewnością książką dla „smakoszy”. Ja sam nie bacząc na kalorie pochłonąłem całość.  

6 komentarzy :

  1. Nie przekonuje mnie ta książka od początku, mimo Twojej dobrej recenzji. Ale o samym Huberathu czytałem dobre rzeczy, więc będzie trzeba się z nim zapoznać.
    Co się tyczy spoilerowania na okładkach, to jednego czasu Albatros często to robił (Coben, Masteron potwierdzone przeze mnie). Nigdy tego nie zrozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dlatego nigdy nie czytam opisów na okładce :D Za każdym razem obawiam się, że pojawi się tam jakaś bardzo ważna informacja, a tego bym nie zniosła ;) Co do książki, nie przekonuje mnie ona niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładki czytam zawsze by wiedzieć czy warto po tą lekturę sięgnąć :D
    Książka wydaje się być ciekawa, więc może kiedyś przeczytam xD

    mlwdragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja bede dalej stał przy stanowisku, ze warto po nia sięgnąć ;). Lubie takie zakręcone klimaty. Zachęcam do przeczytania "Miasta pod skałą" tego autora. Zdecydowanie lepsze od "Portalu". Warto dac Huberathowi szanse :)

    OdpowiedzUsuń
  5. widziałam ją w biedronce ostatnio i długo zastanawiałam się nad kupnem. Za długo. Ktoś mi wykupił, ale chyba skuszę się następnym razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie nie lubię, gdy opis z tylnej okładki zdradza kluczowe elementy. Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy zdarza się to coraz częściej. Tylko czemu ma to służyć ?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz i poświęcenie tych paru minut na lekturę mojego tekstu. Zachęcam do dołączenia do grona obserwatorów. Daje mi to dodatkową motywację przy tworzeniu kolejnych wpisów :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...